Rozdział 1 "Element zaskoczenia"

452 39 1
                                    

Gdy wpływ tajemniczej energii przestał oddziaływać na L, otworzył oczy. Stali w jakimś parku. Crystal nie miała już dokumentów, trzymała za to osobliwy telefon.
- Ta cholera, jak zwykle już zmieniła numer. No, przynajmniej jest niedaleko i taka pora, że prawie nie ma ludzi. Chodź.
Czarnowłosy ze spokojem ruszył za dziewczyną w stronę wyjścia z parku.
- Ech... Ja rozumiem, że Karina chce być niedostępna, ale ona co tydzień dwa zmienia numer! -      mruknęła pod nosem.
Wystukała jeszcze raz na telefonie kilka cyferek i wcisnęła "połącz".
- Poczta... no, przynajmniej nie to wieczne "nie ma takiego numeru"...
Rudowłosa, nie rozglądając się nawet, kluczyła londyńskimi ulicami, aż w końcu stanęła przed pewną kamienicą. Zadzwoniła i odczekała chwilę. Jednakże nikt nie otworzył.
- Mógłbyś sekundę poczekać?-wymamrotała Crystal, po czym momentalnie zniknęła.
Ciężkie dębowe drzwi otworzyły się.
- Wchodź. Ten leniuch jest tutaj, ale jak zwykle zasnął z nudów. -mruknęła ze środka.
L nieśmiale wszedł, po czym zamknął drzwi. Korytarz, w którym stali, był urządzony w staromodnym stylu. Ściany w kolorze ceglanym, upstrzone malowanymi ornamentami, a posadzka była z czarnego marmuru. Naprzeciwko drzwi wejściowych znajdowały się spore schody prowadzące na górę. Rudowłosa poprowadziła go do salonu, mieszczącego się w pokoju na lewo od schodów. Na sporej, puchatej, brudnozielonej kanapie spała zawinięta w koc dziewczyna. Trzymała w dłoniach otwartą mangę.
- L, spójrz co ona tu sobie czyta... - szepnęła Crystal, podając książkę czarnowłosemu.
Chłopak zamarł. Na okładce był rysunek przedstawiający Raito.
- Wie... wióra... od..daj... -wymamrotała śpiąca brunetka.
- Och, domyśliłaś się, że to ja?
- Mhm... To teraz już oddasz?
- A co, to ci misia zastępuje? Wstawaj!
- A w życiu! Mamy już czwartek?
- Nie. Jest środa. Nie pamiętasz w jakim dniu zasypiasz?
- Pamiętam. Ale nie miałaś dzisiaj przychodzić... Jesteś sama, no nie? - mruknęła, wciąż nie otwierając oczu. - Albo nie mów, sama do tego dojdę. Twojemu mężowi zepsuł się wynalazek, prawda?
- Tak, ale skąd...?
- Zapewne już go wyrzucił, więc poszedł zamiast ciebie z Lizzy do dentysty, prawda?
- Co? Nie mogłaś wiedzieć...
- Jednak wiem. Ale dopiero co mówiłaś, że nie zrobisz tego od tak i blablabla, czyli podałaś 1000 powodów, dla których się nie zgadzasz, czyż nie?
- Uh... Twoja pamięć bywa irytująca.
- Nie jesteś ani pierwsza, ani ostatnia. Gdybym jednak miała ci uwierzyć...
- Heh. I co ciekawego wydedukowałaś? - zakpiła Crystal. - Choć wiesz, ja bym po Londynie boso nie chodziła...
Brunetka momentalnie z hukiem spadła z kanapy.
- I to było to? - burknęła ruda.
- Tak. Nie mogłaś wiedzieć o tym, czytając powierzchownie o L. Musiałaś się to zaobserwować na żywo!
- Wciąż jesteś tak samo dziecinna, Karino. Wstaniesz z tej podłogi?
Brunetka podniosła się. Spojrzała bacznie na Crystal, wpatrując się w nią bladozielonymi oczami. L przyjrzał się nieznanej dziewczynie. Roztargane włosy i podkrążone oczy świadczyły o rzeczywiście gwałtownej pobudce. Miała na sobie szare dresy, najwyraźniej do chodzenia po domu. Sądząc po jej dotychczasowej relacji oraz reakcji Crystal, dziewczyna jest nawet niezła w dedukcji. Może być ciekawie... - pomyślał L. Nagle dziewczyna odwróciła się w stronę detektywa.
- Jak? - mruknęła przejęta.
- No cóż, Karino, dedukcja nawet najdokładniejsza nie zawsze przewidzi całą prawdę. - odrzekł spokojnie.
Wzdrygnęła się i spojrzała na Crystal, po czym znów na czarnowłosego. W jej ślepiach widać było zaskoczenie i satysfakcję, jak dziecko, które dostało nową zabawkę. Podeszła krok bliżej, nie spiesząc się zbytnio. Ukłoniła się lekko.
- Karina Holmes. Miło poznać.
- Jak widać, nie ważne jak się przedstawię, to jest to bezcelowe, skoro znasz moje prawdziwe nazwisko. Mów mi po prostu L. -odrzekł lekko zirytowany.
- To ja już się będę zbierać. -powiedziała Crystal, odchodząc w stronę korytarza.
- Pozdrów dzieciaki! - rzuciła Karina nim rudowłosa rozpłynęła się w powietrzu.
- Um... to co teraz? - spytał lekko zdezorientowany L.
Karina ruszyła w stronę pomieszczenia, które było zaaranżowane jako kuchnia. Utrzymywana w kolorze kremowym, pięknie umeblowana. Brunetka wyciągnęła z szafki ozdobny słoik i postawiła na stole.
- Nie krępuj się. - rzekła z uśmiechem.
Detektyw z wahaniem otworzył pojemnik i zobaczył mnóstwo czekoladowych ciastek, którymi zaczął od razu się rozkoszować. Dziewczyna patrzyła ma niego, niemal idealnie udając L. Wpatrzona w skupieniu przed siebie, w przysiadzie balansując na stopach i trzymając kciuk na malinowych ustach.
- Wiesz, że to już się robi porąbane? - mruknął czarnowłosy, chrupiąc ciastkami.
Karina przewróciła oczami, po czym usiadła w inny sposób. Sięgnęła do szuflady z której wyjęła chupa chupsa i zaczęła sobie go jeść. Siedząc po turecku na lekko skrzypiącym krześle, odpływała lekko w myślach, usiłując przyzwyczaić się do obecności L. Ten zaś zaczął stukać w dno pustego już słoika. Spojrzał jednak na zamyśloną brunetkę.
- Dobre były? - Karina przerwała długą ciszę.
- No tak, tylko że...
- To miło. Czekały na ciebie. - przerwała mu stukając paznokciami w blat. -Oprowadzić cię po domu?
- Słusznie. Chodźmy. -odpowiedział lakonicznie L.
Czarnowłosy jeszcze raz spojrzał na przytulną kuchnię po czym ruszył za dziewczyną. Gdy znów przeszli przez salon, wyszli wspólnie na korytarz, a następnie skierowali się ku starym, dębowym schodom. Wchodząc po nich, nie odzywali się ani słowem. Stopnie z każdym krokiem przyjemnie skrzypiały. Korytarz na piętrze był w kolorze zielonkawym. Stało w nim mnóstwo roślin, od tulipanów po bananowce, od kakaowców po krokusy. Istny ogród botaniczny.
- Te drzwi po prawej prowadzą do łazienki, a następne do przechowalni na rożne stare graty. A tu jest balkon. -powiedziała, wskazując szklane drzwi na końcu korytarza.
- A te? - wskazał wejście po prawej.
- Mój pokój. Mam w nim trochę bałaganu...
Karina otworzyła drzwi i weszła do środka. Pokój ten był w barwie słonecznej pomarańczy. Usiadła na sporym łóżku i przeciągnęła się. Oprócz tego w pokoju stała ogromna, hebanowa szafa, biurko zagracone dokumentami, lekko zakurzony staromodny kufer, a na ścianie wisiało kilka półek i mapa Londynu.
- Ja muszę tu posprzątać. Ostatnie pomieszczenie jest twoje. Idź.
L w milczeniu szedł do swego pokoju. Tutaj ściany były śnieżnobiałe. Pośrodku leżał kudłaty, czarno-biały dywan. Łóżko w tym pokoju również było spore. Na biurku leżał nowy laptop. Poza tym stała tam najzwyklejsza biała szafa, a na jednej ze ścian wisiała panorama Tokio. Usiadł w zadumie na łóżku i spojrzał w okno. Teraz mógł usłyszeć przejeżdżające w pobliżu auta.
- A więc tak to będzie... Cóż, mam wielką nadzieję, że nie będzie nudno.
Karina porządkowała kartoteki.
- Razen, Katrynhall, Yagiri... Woods. Nadal mam ciebie tutaj? Nie zaktualizowałam twojej teczki od... miesiąca. Znając ciebie, mam duże zaległości. Czas powęszyć.
Poukładała pozostałe teczki, odłożyła je do szuflady biurka i zaczęła wetować pozostawioną teczkę. "Chyba tylko w Afryce cię nie było. Chociaż, kto wie." Zakręciła się na krześle i spojrzała na mapę.
- Gdzie tym razem? Zabawa w East Endzie jest trochę zbyt oczywista... Każdy z dzisiejszych chce mieć własną, jednolitą sławę w danym regionie, a bycie następcą Rozpruwacza nie zawsze dobrze brzmi. Crystal, punkt dla ciebie. Element zaskoczenia, tym jedynym możesz mnie pokonać, wiewióro. No, ale trzeba się ruszyć... El tiempo es oro.* Nie warto go marnować.

*el tiempo es oro - (hiszp.) czas to pieniądz

Ostatnia ZagadkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz