Przejmujący chłód, niepokój i zapach stęchlizny. L mógłby się spodziewać, że pogrzebano go żywcem, jednakże odpędził tę myśl. Pamiętał to dziwne uczucie, tą bliskości śmierci i wiedział, że teraz tego nie doświadcza. Leżał na twardej posadzce, zdrętwiały. Otworzył oczy i spojrzał w sufit, tak samo zimny i kamienny jak podłoga. Drogą przemyśleń doszedł do wniosku, że takie ściany i sufity zdarzają się w starych budowlach, a najczęściej w podziemiach tych budowli. Podniósł się na łokciach i rozejrzał wokół. Wyglądało to jak poniszczony loch, skryty w jakichś katakumbach. Podniósł się do siadu i przetarł ręce, by je rozgrzać. Spojrzał na pomieszczenie, oświetlone zaledwie kilkoma pochodniami. Za kratą, przy wylocie korytarza siedziała smętna dziewczyna. Najwyraźniej nie zwróciła kompletnie uwagi na L. Czarnowłosy przyjrzał się jej, przywołując na myśl jakiekolwiek wspomnienia z tą twarzą. W końcu go olśniło. Była to Monica, o ktorą tak się gorączkowała ta hiszpańska wokalistka, Keila Romane. L chwycił się krat i z wahaniem wstał. Monica zauważyła to i podeszła bliżej.
- J-już martwiłam się, że cię zaciukały na dobre. - wyszeptała.
L uniósł brwi w zamyśleniu, spoglądając na nią. Wyglądała na wystraszoną, a chłopak, gdyby nie był sobą, zapewne wyglądałby tak samo.
- Monica Kelvin, jak mniemam? - zapytał krótko. - Keila cię szuka z pomocą Amikary. - dodał, nie dając jej dojść do słowa.
- R-rozumiem. Teraz to... dasz mi wyjaśnić twoją sytuację? - spytała, a gdy L kiwnął twierdząco głową, kontynuowała. - Zostałeś porwany jako ofiara Z-zakonu. - szepnęła. - Zakonu Femini Diaboli. Ch-chcą cię zabić, aby udowodnić wyższość nad tobą, nad wszystkimi mężczyznami.
Po plecach chłopaka przeszedł dreszcz, a w umyśle zrzucił winę na chłód, nie strach.
- A ty? - rzucił.
- Byłam w klubie feministek, tam chciałam zostać, ale one, wyższe w hierarchii i groźniejsze, mi zagroziły i teraz jestem popychadłem. Jeśli coś zrobię dla ciebie, zabiją nas oboje. - dziewczyna zadrżała ze strachem.
L przytaknął w zamyśleniu. Oczywiste było, że nie miał pojęcia co zrobić, ale nie zamierzał się do tego przyznać.
- Jaki konkretnie jest ich plan? Chcą odprawiać nade mną rytuały przeklęcia mojej płci, czy coś?
- N-nie jestem pewna. Tym razem jesteś jakby... ofiarą od nowej członkini. Ona przechodzi wiele prób, jedną z nich, tą do której jesteś potrzebny, to walc diablicy.
- Że co?
- Polega to na tym, że w akompaniamencie organów ona tańczy z tobą, ale to ona prowadzi. Jak się wyrwiesz to zginiesz na miejscu i boleśnie. - westchnęła.
L przygryzł kciuk i zmrużył oczy.
- Co jest po tym tańcu?
- Później o-ona cię zabiera, ta nowa i w takim pokoju... coś robi, ale chyba od jednej prościej zwiać, niż kilunastoma, uzbrojonymi po zęby. - ściszyła głos.
L przytaknął, a gdzieś niedaleko zadzwonił głośno dzwon.
Kościelny?
Monica wypuściła L, po czym złapała go za nadgarstek, mrucząc coś o pozorach. Ruszyli jednym z korytarzy, a chłopak coraz bardziej utwierdzał się w myśli, że są pod kościołem, bądź katedrą. I rzeczywiście, gdy dotarli na powierzchnię, byli w jakimś kościele. L rzadko takowe odwiedzał, więc nie mógł umieścić tego miejsca na mapie myśli. W sporym kręgu stało sporo kobiet ubranych w grube szaty z kapturami nasuniętymi na twarze. Monica wyprowadziła go na środek, po czym czmychnęła za jedną z kolmun.
- Twoje narodziny były błędem wszechświata, czyż twa rodzona matka tego nie rzekła? - rzuciła jedna z kobiet, stojąca na lekkim podwyższeniu.
Spytałbym ją, gdyby tylko żyła.
L na głos nie odrzekł ani słowa. Członkinie zakonu jednogłośnie klasnęły w ręce, a inna z nich wyszła i stanęła tuż obok.
- Roxanne, błogosławiona wśród błogosławionych, oto twa przedostatnia próba. Oto splugawiony mężczyzna, którego trzeba się pozbyć! Ale najpierw musisz udowodnić, że masz nad nim władzę. Siostrzyczki! Podziwiajmy! Oto ostatni gorzki walc tego nieudacznika! I pierwszy naszej siostry!
Zabrzmiała muzyka.(A/N: Odsyłam do medii)
Dotyk Roxanne był chłodny, a chwyt na tyle stalowy, że L czuł jej nienawiść do niego. Przynajmniej tak to rozumiał. Nie sądził, że będzie musiał kiedykolwiek coś takiego zrobić, ale szło mu całkiem nieźle. W końcu melodia się urwała, a kobieta stanęła bez ruchu jak kamień. Pozostałe "siostry" zaklaskały z uznaniem i wskazały miejsce, gdzie ta dwójka miała się udać. Był to pokój, zapewne w zwykłych okolicznościach pełniący zapewne funkcję zakrystii. Dziewczyna zatrzasnęła drzwi i syknęła do L, by usiadł na krześle. Na sąsiednim stole leżało sporo narzędzi nie wyglądających zachęcająco. Roxanne spojrzała na L, wciąż nie zdejmując kaptura. Ze stolika podniosła koniec końców pistolet. Jakoś chłopakowi przeszły wszelkie myśli o ucieczce. Po mnie...
- Kiedy strzelę, masz się wydrzeć, rozumiesz? - warknęła, jakby bardziej znajomo.
L przytaknął. Roxanne znów ścisnęła jego nadgarstek, po czym strzeliła... w zamek od okna. Czarnowłosy zgodnie z umową krzyknął, ze zdumieniem obserwując dziewczynę. W oddali dało się słychać śmiechy innych członkiń, ale przez otwarte okno L usłyszał... syreny policyjne? Roxanne wzięła go na ręce jak dziecko i najnormalniej w świecie wyniosła przez okno na pobliski cmentarz. Dźwięk syren się nasilił, a w niewielkiel odległości zamigały charakterystyczne kolory policji. Roxanne posadziła go na pobliskiej ławeczce i odetchnęła. L za to zebrał się w sobie i chwycił dziewczynę za kaptur.
- Może wyjaśnisz mi, o co tu chodzi, Karino? - spojrzał z pewnością i skupieniem w błyszczące oczy niedoszłej członkini Zakonu Femini Diaboli.
Dziewczyna zrzuciła z siebie szatę i znów odetchnęła.
- Chciałam, by złapano cały zakon za jednym zamachem. Tak w ogóle to nie spodziewałam się ciebie tutaj. Zmartwiłam się, wiesz? Po prostu zniknąłeś...
Mimo protestów chłopaka, Karina mocno go przytuliła.~~~
- Czyli tropiłaś ich od dłuższego czasu?
- Konkretnie obserwowałam poczynania klubi i brałam udział w zebraniach. Dla mnie to głupoty, jednak Monica w to gadanie uwierzyła. Później, gdy już miałam odbyć te całe próby, napisałam wiadomość na policję i poinformowałam, gdzie znajduje się zakon oraz o tym, że Monica i kilka innych dziewczyn pracowało tutaj wbrew swojej woli.
- A władcza się zrobiłaś, bo..?
Karina podała L kubek z przesłodzoną kawą i spojrzała na swoje notatki.
- Wiedziałam, że jak będę groźna, to ty bądź inny facet nie będzie się stawiał jak głupi. Jak widzisz, wyszło.
- Co z innymi... wyklętymi?
- Niestety, przeżyło tylko ośmiu z czternastu zaginionych. Ale przynajmniej przeżyli.
L nie odpowiedział, zajął się czekającym na niego sernikiem. Sprawa została zakończona.
CZYTASZ
Ostatnia Zagadka
RandomCzworo młodych ludzi, tak różniących się od siebie, a jednak podobnych. Detektyw, który w sumie żyć nie powinien. Zwariowana dziewczyna, której żywot to pasmo tajemnic i zagadek. Nachalny zabójca goniący za przeznaczeniem. A na koniec była piosen...