Korzystanie z mózgu /dzień 1/

34 5 3
                                    

Lucien Ashter


Odkąd zostałem adoptowany przez Monicę i Drake miałem wrażenie, że nie mam ani chwili świętego spokoju. Wszystko to przez resztę ich adoptowanych dzieciaków znanych również jako moje nowe rodzeństwo.  Głównie starsze. Aczkolwiek Agnes teoretycznie jest w moim wieku. Tyle, że i tak ona jest starsza. Wszystko przez to, że urodziła się w styczniu podczas gdy ja w listopadzie tego samego roku. 

Żeby nie było, byłem im wdzięczny. Naprawdę. W końcu przygarnęli mnie po  tym jak moja babcia (która zajmowała się mną całe życie) trafiła do domu opieki. Okazali mi wsparcie, nie naciskali na mnie, miłość i zrozumienie. Przede wszystkim dali mi dach nad głową.

No i szanse na naprawdę dobrą edukację. Nim trafiłem pod skrzydła mojej nowej rodziny, chodziłem do publicznej szkoły.  Byłem jedynym kujonem z ambicjami, by zajść gdziekolwiek daleko. Zawsze lubiłem technologię. Liczyłem, że może kiedyś zostanę jakimś dobrym programistą, albo nawet naukowcem kto wie. Tyle, że sprzęt w szkole był przestarzały. No i przez swoją niesamowitą inteligencję byłem gnębiony.

Nie żeby w prywatnej szkole to się jakoś bardzo zmieniło.  Znaczy tak, poziom nauki był lepszy, a nauczyciele dostrzegając mój potencjał naprawdę starali się mi pomóc. Jedyne co to dalej byłem gnębiony. Nie tak jak wcześniej. Tutaj jeszcze nigdy nikt mi nie wklepał.  Głównie dlatego, że każdy bał się Connora. O dziwo wstawał w mojej obronie.  Co prawda moją inteligencję ten kretyn również wyśmiewał, ale jeśli usłyszał, że robi to ktokolwiek inny wkraczał do akcji niczym  seryjny morderca.

Nic z resztą dziwnego. 

Mijając go na korytarzu nawet się na siebie nie spojrzeliśmy. Zdecydowanie było jednak się czego bać. Connor był górą mięśni. Wielki, barczysty gracz Rugby.  Chociaż każdy kto go nie zna bardziej obstawia boks.  Patrząc na jego mięśnie zupełnie się nie dziwię. Wyglądał jakby zjadał na śniadanie całe wiadro odżywek wysokobiałkowych.  Do tego jego fryzura na żołnierza i krzywo zrośnięty nos, utrwalały ten wizerunek. 

Jedyne co to trącił mnie barkiem. Zrobił to niesamowicie mocno. Aż upuściłem niesione  w rękach książki. Fuknąłem z frustracji, gdy schylałem się po podręczniki.  Z tyłu słyszałem jedynie jego śmiech. Niesamowite jaki z niego gbur.  Że też on nigdy nie mógł sobie odpuścić.  

Czasami zastanawiałem się czym takim ja im wszystkim zawiniłem. Nie wadziłem nikomu, nie wywyższałem się, siedziałem cicho i nie wyściubiałem nosa zza podręczników. I tak jednak zawsze znalazł się ktoś komu to przeszkadzało. 

- Pomóc ci ? - zapytał nagle dziwnie nieznajomy głos. 

W końcu znałem wszystkich w tej szkole. Miałem niezłą pamięć. Głosy które już kiedyś zasłyszałem szczególnie zapadały mi w pamięci. Umiałem je dopasować do twarzy nawet po kilku latach. Jednak tego dziewczęcego głosu zupełnie nie kojarzyłem. 

Podnosząc głowę, pierwsze co zauważyłem to odsłonięte kolana, kawałek białych podkolanówek i fragment zielonej spódnicy, czyli standardowe fragmenty naszego mundurka. Potem w oczy rzuciła mi się biała koszula, z logo naszej szkoły na piersi, lekko przesłoniętym przez rdzawe włosy. 

Tuż nad moimi książkami kucała zupełnie obca dziewczyna. Jasna idealna cera. Uśmiech niczym u modelki , nos obsypany piegami i duże zielone oczy.  Włosy miała długie, falowane i rude jakby pokryte rdzą.  Wyciągała w moją stronę dłoń w której trzymała  niektóre z moich podręczników.  Spoglądała jednak z zaciętą miną w ślad za Connorem.

- Ale z niego palant. Przecież mógł cię spokojnie minąć. 

- On już taki jest i tyle - burknąłem szybko odbierając swoją własność by schować ją do plecaka. Oczywiście nie chciały wejść tam płynnie przez co zacząłem się nieco denerwować. 

wyzwanie 30 dniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz