Sonia Wayne
Zostałam sierotą bo rodzice mnie porzucili. Straszne rzeczy. Zdarza się. Ludzie tak lubią. Jednego dnia są, zapewniają cię, że cię kochają, a drugiego zostawiają cię samą w pustym mieszkaniu. Czekasz na nich, najpierw godzinę, potem dwie i trzy, aż zanim zdążysz się obejrzeć, spędzasz w domu całe trzy dni. Samemu. Bez jedzenia.
Znalazła mnie w końcu policja. Któryś z sąsiadów zadzwonił zgłosić, że wydaje mu się, że widzi dziewczynkę samą w mieszkaniu i miał rację. Policja próbowała jeszcze szukać moich rodziców. Bez skutku. Zaginęli jak kamień w wodę. Zupełnie jakby nigdy ich nie było.
Tak trafiłam do jednego domu dziecka, stamtąd trafiłam do drugiego i jeszcze następnego. Nikt mnie nie chciał. Podobno sprawiałam za dużo kłopotów. A tak naprawdę to ja zawsze byłam prześladowana. Tylko się broniłam. Nikt jednak tego nie rozumiał. Zamiast tego przenosili mnie z ośrodka do ośrodka.
A potem trafiłam do Kingstone'ów. Na początku też było ciężko. Monica wzięła mnie na dłuższą rozmowę, gdy pobiłam się z jakąś dziewczyną w szkole. Pamiętam, że byłam pewna, że mnie oddadzą, a ona zapytała tylko co się stało. Gdy opowiedziałam jej o wszystkim uwierzyła. Nie oddali mnie.
Ale dlaczego w ogóle wzięło mnie na wspominki ? Wszystko przez to durne zadanie z angielskiego. Opisz najlepsze wspomnienie ze swoimi rodzicami. Co powinnam napisać ? Że jestem wdzięczna swoim rodzicom, że zostawili mnie samą w domu na trzy dni ? Nic innego nie pamiętam. Nie pamiętam nawet jak wyglądali, czy jak mają na imię. Może jak mieli ? Nie byłam w końcu nawet pewna czy żyją. Nie czułam się również gotowa by nazwać Monicę i Drake'a swoimi rodzicami. Spędziłam już u nich dwa lata, ale ciągle miałam wrażenie, że to za wcześnie.
Wracałam do domu na piechotę. Zawsze tak robiłam, bo nie lubiłam jeździć samochodami, ale odkąd Conn o mało co nie pozabijał chłopaków, stałam się jeszcze ostrożniejsza i jeszcze bardziej zaczęłam pragnąć chodzić do domu sama.
Właściwie to dosłownie sama, bo nie miałam w szkole żadnych znajomych. Nie chodziłam do tego samego liceum co chłopcy i Agnes. Po pierwsze dlatego, że miałam bliżej, a po drugie, odkąd tylko Monica zdała sobie sprawę z mojego talentu, zapisała mnie do liceum artystycznego bym w przyszłości mogła zapisać się na swoje wymarzone studia. To i tak więcej niż zrobili moi rodzice.
Nasze liceum uważano za szkołę dla dziwaków. Ja jednak zdawałam się ich królową. Żadnych przyjaciół, żadnych znajomych i trzy smoki obronne w postaci mojego przybranego rodzeństwa. Los zdecydowanie mnie nimi pokarał, za to co zrobiłam wcześniej. Nie widzę innego wytłumaczenia. Jedynie z Lucienem i Malem dawało się jakoś wytrzymać. Jakoś słowo klucz. Oni również byli wkurzający.
Przechodziłam właśnie piątą aleją, kiedy tuż nad moją głową w okno starej opuszczonej kamienicy, coś mocno walnęło. Na początku myślałam, że to jakieś żartownisie rzucają kamieniami, ale byłam sama. A potem coś spadło na ziemię tuż za moimi plecami.
Na początku bardzo chciałam to zignorować. Planowałam po prostu iść dalej i mieć wszystko gdzieś tak jak zwykle. Coś mi jednak na to nie pozwoliło. Coś zmusiło mnie do tego bym się zatrzymała. Jakieś dziwne przeczucie.
Okazało się, że słusznie. Na ziemi tuż za mną leżał kruk. Pióra miał czarne jak bezksiężycowa noc. Zdawały się mieć nawet niebieski pobłysk. Węgielkowe oczko patrzyło na mnie z przestrachem. Poza tym, że mrugał, nie ruszał się nawet o milimetr. Jedynie jego klatka piersiowa poruszała się szybko.
Musiał uderzyć w szybę. Tylko dlaczego się nie ruszał. I dlaczego się tak tym martwiłam. Przecież to tylko durne ptaszysko. Wiele takich lata w okolicy. Żeby chociaż jeszcze był śliczny czy ładnie śpiewał. Zamiast tego wyskakiwało z krzaków takie czarne rozdarte ptaszysko i straszyło.
CZYTASZ
wyzwanie 30 dni
Short StoryKrótkie opowiadania o przygodach członków dość nietypowej rodziny. Książka jest wyzwaniem, które mam nadzieje mi pomoże, a rozdziały publikowane będą codziennie.