detektywi jak z koziej dupy trąba /dzień 3/

8 2 0
                                    

Agnes  Rush

Wysiadając z samochodu Toma miałam już serdecznie dość tego dnia. Znaczy jasne chłopak był niesamowicie miły. Przez cały czas trwania naszej randki zachowywał się jak prawdziwy dżentelmen. Przepuszczał mnie w drzwiach, odsuwał mi krzesła, nawet przez moment nie czułam przy nim nie zręczności.

Przynajmniej nie z jego powodu.

Uśmiechnęłam się do niego przepraszająco.  To nie jego wina, że to wyjście nie wypaliło. Problemem byli moi nadopiekuńczy przyrodni bracia. Nawet teraz widziałam jak Lucy wyglądał przez okno, zerkając na nas przez firankę. Jeszcze głupek myślał, że go nie widać.

- przepraszam za nich - powiedziałam czując prawdziwe zażenowanie. - było naprawdę super. Szkoda że nie wszystko poszło po naszej myśli.

- nie przepraszaj - odparł chłopak odgarniając mi pasmo włosów za ucho. Przejechał przy tym palcami po moim policzku. Przy zetknięciu naszej skóry poczułam przyjemne łaskotanie i ciepło - nie na wszystko masz wpływ. Nie twoja wina, że chłopcy to idioci. Powiedziałbym nawet, że to słodkie że tak się o ciebie martwią.

- nie wyobrażasz sobie jakie przy okazji męczące.  Wybacz że cię nawet nie przytulę, ale... - obróciłam się w stronę okna demonstracyjnie. Jasna czupryna Luciena zniknęła w ciągu sekundy.

Tom się roześmiał.

-nie będziemy ich dłużej prowokować. To co ? Do zobaczenia ?

- do zobaczenia- potwierdziłam.

Obserwowałam cierpliwie jak chłopak wsiada do samochodu i posyłając mi ostatni uśmiech odjeżdża powoli w stronę swojego domu. Stałam na zewnątrz jeszcze z jednego powodu. Starałam się nieco uspokoić. Moi bracia odstawili niezłą akcję i chciałam ochłonąć, nim wejdę do domu.

Westchnęłam w końcu, powoli ruszając pięknym marmurowym chodnikiem prosto w stronę schodów prowadzących do drzwi frontowych. Gdyby nie ich obecność mogłabym nazwać tą randkę idealną. Już naprawdę dawno na takiej nie byłam.  Na takiej gdzie czułabym się naprawdę dobrze w towarzystwie jakiegokolwiek chłopaka z poza domu. Takiego, który nie uważałby kobiet za słabszą płeć i traktował mnie z szacunkiem. 

Jednak moi bracia musieli to zepsuć. Cały ten dzień. 

Chyba jednak nie ochłonęłam. Dlatego wchodząc do środka, nawet nie zdjęłam butów. Trzasnęłam drzwiami, tak mocno, że aż się za trzęsły. 

- Agnes zlituj się nad tymi drzwiami ! - Krzyknęła na mnie Monica, będąca moją prawną opiekunką. 

Kochałam ją. Tak samo jak mojego prawnego opiekuna. Dali mi dom i byli najlepszymi rodzicami jakich mogłam sobie wymarzyć. Niestety reszta ich dzieciaków nie była tak udana jak ja. Cóż ciężko i ideały, ale trzech dupków pewnych, że mogą robić wszystko a kobieta jest po to by spełniać ich marzenia i będąca ich własnością to inna sprawa.  

Siedzieli w salonie, całą trójką.  Rozwaleni na beżowych kanapach, wybranych przez naszą opiekunkę.  Connor wywalił nogi na czarny stolik kawowy.  Na brzuchu trzymał ręce z padem do PlayStation. Obok niego na oparciu siedział Jessie.  Łokcie opierał o kolana udając, że jest bez reszty pochłonięty grą. Zdradzał ich jednak siedzący na drugiej kanapie Lucy. Udawał, że czyta jakąś książkę.  Wiedziałam, że udaje bo trzymał ją do góry nogami. 

- Czy was do reszty powaliło ?! - ryknęłam, gdy dalej udawali, że mnie ignorują. 

Zwróciło to nawet uwagę Soni, która faktycznie totalnie wciągnięta była w telefon.  Nie zwracała uwagi na nic innego. Zapewne znowu zatraciła się w jakimś artykule modowym. Nasza domowa małolata uwielbiała  modę i wszystko co z nią związane. 

wyzwanie 30 dniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz