Rozdział dedykowany Koncercik. Dziękuję za pomysł, by napisać o Maku i Irenie :*
<•>
Irena od dziecka, odkąd dotarła do Instytutu, zwracała uwagę na syna dyrektora Deszczowskiego. Mak był rudowłosym, usmiechniętym guślarzem, którego imię idealnie opisywało piegi na jego opalonej twarzy. Rozsiane były niczym drobny maczek, choć niektórzy jego koledzy śmiali się, że Deszczowski opalał się przez sitko. Irena uznawała te piegi za urocze. Zwłaszcza, że idealnie pasowały do dołków w policzkach chłopaka, które widać było gdy szczerzył swoje białe zęby w radosnym uśmiechu. A robił to dość często.
Mak nie wiedział co się stało z ciemnowłosą panną Krakawer. Uczennica Jesieni zazwyczaj chodziła uśmiechnięta, chętnie służyła radą czy opieką, otaczała się gromkim gronem znajomych i wielbicieli. Ci ostatni irytowali Deszczowskiego jak nikt inny. No, może poza OVON'em, który cały czas czyhał na najmniejszy błąd jego rodziny, dzięki któremu mogliby włączyć Instytut do Durmstrangu.
Ruskie szuje.
W każdym razie wiele osób kręciło się wokół Ireny, a Mak wyraźnie to zauważał. Niektórzy, zwłaszcza ci młodsi uczniowie z pierwszego roku, prosili ją by pokazała im legendarny dar żywiołów, który otrzymała przy przydziale. Już wtedy Mak nie potrafił oderwać od niej oczu, a z wiekiem stało się to coraz trudniejsze. Dlatego najbardziej wkurzający byli guślarze w wieku od 15 do 18 lat. Z tego samego roku lub starsi od panny Krakawer. Każdy chciał by to właśnie ona zgodziła się szukać z nimi legendarnego kwiatu paproci podczas Kupalnocki.
A Mak nie mógł na to patrzeć. Był cholernie zazdrosny, choć tak naprawdę nigdy nawet nie zamienił z brunetką słowa. No, może poza cześć na środku korytarza. Ale nic poza tym.
Tak naprawdę Deszczowski, znany złodziej damskich serc, potrafił flirtować z każdą. Każdą tylko nie tą, z którą chciał.
Jednak z panną Krakawer coś się stało. Wielbiciele zniknęli. A raczej ona zniknęła z korytarzu Instytutu. Pojawiała się na lekcjach spóźniona, by uniknąć ludzi. Stała się niesamowitą, antyspołeczną introwertyczką. Maka zaczynało to martwić, jednak jak zapytać skoro wcale się nie znali?– Ej, tato, jest opcja żeby Zima zagrała z nami mecz Quidditcha we wrześniu o...?
Mak wparował bez zaproszenia do gabinetu jego ojca. Jeszcze nie wiedział, że za niecałe dwa lata będzie to jego gabinet. Matka chłopaka zmarła gdy miał trzy latka. Wykończyła ją jej ukochaną praca. Niesamowita mistrzyni eliksirów z roztargnienia połączyła nie te skladniki.
Ojca wykończy OVON. Zupełnie jak jego jedynego syna siedemnaście lat od jego własnej śmierci.– Oh...-mruknął rudzielec, widząc Irenę siedzącą po drugiej stronie dyrektorskiego biurka.
Świerk Deszczowski, wysoki i postawny mężczyzna o kasztanowych włosach poprzetykanych siwizną, siedział naprzeciwko jednej z najzdolniejszych czarownic jakie było mu dane uczyć. Jej oczy były zaszklone od łez, które jeszcze nie zdążyły wylać się na policzki.
Dziewczyna szybko wytarła oczy. Jeżeli Irena Krakawer czegoś nie lubiła robić, było to płakanie w miejscu publicznym.– Mak, porozmawiamy o tym później-powiedział Świerk, patrząc na syna.-Panno Krakawer, jak już mówiłem, Instytut jest dla każdej guślarki i guślarza jest niemalże drugim domem. Może zasada z brytyjskiej szkoły magii nie jest w niej utrzymywana, jednak w stu procentach odnajdzie ją panienka tutaj. Instytut pomoże każdemu, kto tej pomocy potrzebuje.
– Dziękuję, profesorze Deszczowski-odparła stłumionym głosem.Następnie uśmiechnęła się do starszego guślarza, lecz nie był to radosny uśmiech. Raczej pełen goryczy.
Świerk skinął jej głową, sam wstał i poklepał ją pokrzepiająco po ramieniu. Irena ruszyła w stronę drzwi, skłaniając głowę w dół kiedy przechodziła koło Maka.
Chłopak stał w wielkiej konsternacji, odprowadzając brunetkę wzrokiem i dopiero kiedy drzwi za nią trzasnęły, jego zmysły zdały się ponownie funkcjonować w poprawny sposób.
CZYTASZ
DESZCZOWY BUSZ | zbiór one shotów
FantasiaJeden wielki chaos, ale ta rodzina jest do tego przyzwyczajona. Teraz czas, by i czytelnicy się do nich przyzwyczaili. Nie mogłam zostawić tej zakręconej rodzinki na pastwę losu, zwłaszcza kiedy widzę jak czytelnicy reagują na pojawienie się Maliny...