~ OSKAR ~
Co ty sobie wyobrażasz! – warknęła. Skojarzyła mi się z psem, który zmienia się w diabła, gdy tylko ktoś naruszy granice jego terytorium. Popchnęła mnie na ścianę. – Ty jesteś normalny?! Gdybym miała przy sobie któryś z tych wielkich kucharskich noży, to skróciła bym cię o ten pusty łeb!
– Zawsze możesz po któryś pójść. – Próbowałem rozładować sytuację. Szlag, to wygląda jakbym...
– Cały czas za mną łazisz! – Bezwiednie dokończyła moją myśl. – Co masz na swoje usprawiedliwienie? Może to przypadek, co?!
– Uspokój się. – Odepchnąłem ją delikatnie. – Ciszej, bo nas usłyszą!
– W dupie to mam! – powiedziała jeszcze głośniej.
– Lisel, to jest przypadek! – odpowiedziałem dobitnie. – Naprawdę! Sama widziałaś, jak wygląda mój dom. – Postanowiłem zagrać na uczuciach. – Nie mam za co żyć, więc kradnę. Tutaj wszyscy świetnie znają mojego ojca... Dostałem tę pracę od razu.
– Aha, więc przyszedłeś tutaj do tatusia? – Jej głos ociekał drwiną. – Może do niego dołączysz?
Zabolało jak diabli.
– Naprawdę myślisz, że nie mam żadnych zasad? – mówiłem cicho, ale ostro. – Uważasz, że jak jestem złodziejem, to stoczyłem się już wystarczająco? Sądzisz, że nie przeszkadza mi to, że mój rodzic co noc zalewa się w trupa, a ja muszę go szukać po wsi i skacowanego, zabierać spod czyjegoś domu, gdzie, nieprzytomny, się położył?! – Podniosłem nieco głos. – Chciałem tę robotę również by go pilnować.
– Przepraszam – wymamrotała. Aż mnie zatkało. Czy ona właśnie mnie przeprosiła?! Ta zatwardziała, uparta osoba powiedziała magiczne słowo?
– Nic się nie stało – mruknąłem w końcu. – To jeśli... Jeśli musimy tu razem pracować i jakoś się tolerować, może zawrzemy pokój? Naprawdę, dam ci spokój.
– Zgoda. – Uścisnęła moją wyciągniętą rękę. – Udajemy, że się nie znamy i nie wchodzimy sobie w drogę.
– W porządku – odparłem i odwróciłem się, udając, że kucharz mnie woła. Tak naprawdę chciałem ukryć szeroki uśmiech.
Po zakończeniu pracy przebrałem się bardzo szybko i wybiegłem przed budynek. Z ojcem nie było dziś tak źle, poradzi sobie. Miałem nadzieję, że jeszcze ją złapię.
– Liesel! – zawołałem, biegnąc za nią. – Jest środek nocy, nie będziesz tak sama szła. Odprowadzę cię.
Spojrzała na mnie z niechęcią, ale mniejszą niż zwykle.
– Czy ja ci wyglądam na kogoś, kto nie umie sobie poradzić? – Zaczęła. – I czy czasem nie obiecałeś, że dasz mi spokój?
Otworzyłem usta, ale machnęła ręką.
– Jeden raz. – Zaznaczyła.
Dlaczego ta dziewczyna była tak nieprzewidywalna? Zmieniała zdanie szybciej niż migają obrazki w kalejdoskopie.
– Jak tam twoja profesja? – spytała, choć w tym niewinnym pytaniu wyraźnie dało się wyczuć nutę kpiny. – Rozwija się?
Wypiąłem dumnie pierś.
– Jeśli Mistrz Chubb jest mistrzem kuchni, to mnie powinni nazywać mistrzem złodziei – odparłem.
– W kradzieży marchewek – dopowiedziała bezczelnie.
– Marchewka to tylko przykład! – Obruszyłem się. – Jestem w stanie ukraść wszystko!
– Zakład? – Wyciągnęła rękę.
– Co? – Całkiem zbiła mnie z tropu. Nie pierwszy i nie ostatni raz.
– Pstro. – Przewróciła oczami. – Załóżmy się o to, czy dasz radę ukraść wszystko, tak jak mówisz. Wymyślę ci trzy wyzwania, a ty musisz im sprostać.
– Dobra. – Przyklepałem bez wahania. – Ale jak wygram, jedziesz ze mną na festyn.
– Może być. – Uśmiechnęła się delikatnie. – A jak przegrasz, przez trzy miesiące sprzątasz oborę Belli.
– Wchodzę w to. – przeczesałem włosy. – Kiedy pierwsze wyzwanie?
– Pojutrze – powiedziała. – Muszę się nad tym zastanowić.
– Czekam! – Ekscytacja brała nade mną górę. Wygram to i zabiorę ją na tańce.
Podeszliśmy pod jej dom. Już miałem się żegnać, kiedy czyjś głos nam przerwał.
– O ojcu to się nie pamięta, ale z dziwką się szlajasz, co? – Liesel odwróciła się natychmiast. Zrobiła krok w przód, ale powstrzymałem ją dłonią.
– Nie daj się sprowokować – szepnąłem i podszedłem do zataczającego się na ogrodzenie mężczyzny. – Idziemy do domu.
– Nie jestem dziwką. – Jej ostry głos zadźwięczał w nocnej ciszy.
– Idź do domu – rzuciłem stanowczo. Za późno.
– Tak? – Podszedł do niej, ale w porę go odciągnąłem. W duchu dziękowałem siłom wyższym, że jestem już od niego silniejszy.
– Zostaw ją. – Zmusiłem go, by na mnie spojrzał. Skupiłem się i pociągnąłem go za sobą, nie odwracając się. Bełkotał jakieś groźby, ale miałem to gdzieś. I tak rano nie będzie pamiętał. Ostatnio zapomniał, jak miał na imię. Nie, nie ma szans, żeby ją zapamiętał, uspokoiłem się.
Obiecany niedzielny rozdział! Następny we wtorek ❤️
CZYTASZ
Złodziej serc [W TRAKCIE KOREKTY]
Narrativa generaleJestem złodziej nad złodziejami, mistrz w swoim fachu. Żyję w tej norze, odkąd pamiętam, nie mam jak się stąd wyrwać. Ojciec alkoholik i ONA trzymają mnie tutaj jak na łańcuchu. _________________________________________________ Raz, dwa, trzy... i...