Wjechaliśmy do jakieś wioski we Włoszech. Luigi i Guido się uparli żeby tam wejść i przemieszkac na czas wyścigów.
- Luigi gdzie ten hotel?
- O nie nie nie będziemy spali w hotelu. Tylko u mojego wuja Topolino!
- Luigi!
W tym momencie ze wszystkich stron zaczęli schodzić się ludzie, a już chwilę potem wszyscy świętowali przybycie Luigiego i Guido do Włoch. Zaśmiałam się widząc jak wszyscy znają tutaj naszego Włocha. Rozkręciła się impreza, podczas której siedziałam z Mayą na fontannie i jadłyśmy jedzenie które ciągle nam przynosili różni mili ludzie.
W pewnym momencie minął nas McQueen który rozmawiał z Topolim. Wyglądało na to że coś dotarło do Zygzaka bo na chwilę się do nas uśmiechnął ale już chwilę potem znowu zatopił się w swoich myślach.
***
Stałam w boksie z założonymi słuchawkami, w zastępstwie za Złomka. Powtórzyliśmy McQueenowi taktykę z Tokio, a gdy wszystko było gotowe życzyliśmy powodzenia i stanęliśmy przy wjeździe.
- McQueen słyszysz mnie?
- Głośno i wyraźnie. - w jego głosie było coś... smutnego.
- Co się dzieje? - James spytał się patrząc na McQueena.
- Nic po prostu szkoda że tu nie ma Złomka.
***
- Francesco cię rozumie, McQueen.
- Zaczyna się. Co masz dzisiaj dla mnie?
- Dla słynnych wyścigówek jak ja, no i cóż, Ty, to trudne być daleko od domu.
- Zapomnailes mnie obrazić.
- Ale ja nie chce obrażac. Po prostu Francesco tęskni na za domem i za mamą, tak jak ty za swoim amico.
- Wiesz chyba cię źle oceniłem, bo to dokładnie...
- Ale ja jestem w domu i moja mama jest tutaj. Spoko mamo! Łatwo go dzisiaj pokonam! McQueen ma doła.
- Jednak nie zapomniał.
Start. Znowu ruszyliśmy po torze. Starałem się jak mogłem żeby wyprzedzić Paltegummiego ale nie mogłem. Za każdym razem zajeżdżał mi drogę. Znowu usłyszałem huk a nawet dwa i okazało się że Brazylijka i jeszcze dwóch innych silniki wyleciały w powietrze.
- McQueen! Widziałeś te dwa wybuchy? Uważaj, jak poczujesz że coś się dzieje zaraz nam mów. - Jade zarządziła głosem który jednocześnie mówił że jest zmartwiona.
Jechałem łeb w łeb z Francesco.
- McQueen wygrał!
- To niemożliwe!
- Ha, Kachow! Ale coś się dzieje?
Minęło mnie kilka karetek. Spojrzałem na ekran. Na torze zrobił się ogromny karambol: jednemu z zawodników wybuch silnik, dwóch w niego wpadło, a kolejni dwaj nie zdążyli wyhamowac. Dopiero dwóch ostatnich miało dość szczęścia. Podjechałem do mojego boksu ale odrazu mnie otoczyli dziennikarze.
- McQueen na czym pojedziesz w Londynie?
- Na olejzynie. Mój kumpel Ogórek twierdzi że to jest bezpieczne paliwo, więc mu zaufam. Ostatnio nie zaufałem koledze, drugi raz tego błędu nie popełnię. - po czym wycofałem się do boksu.
Oparłem się o ścianę w boksie i myślałem nad tymi wszystkimi wypadkami.
- Hej. - Jade podeszła do mnie z słuchawkami zwieszonymi na szyi. - Jak tam?
- Brakuje mi Złomka, a teraz jeszcze te wszystkie wypadki. Najgorsze wyścigi wszechczasow.
- Aż tak źle nie jest. Wygrałeś.
- Ale Złomek tego nie widział. Widział tylko moją porażkę.
- W takim razie jest zero. Przegrałeś i wygrałeś. Wynik zero. Wygraj w Londynie i będzie jeden. - po czym odeszła.
***
- Bellissima! - Francesco podszedł do mnie kiedy stałam i obserwowałam skutki karambolu.
- A ty Makaroniarzu czego chcesz?
- Czy Panna Giada chciałaby zjeść kolację z Francesco? Dzisiaj o 19?
- Po pierwsze - nie Giada tylko Jade, po drugie - 20 i mogę iść.
Francesco puścił do mnie oczko i odszedł.
- Idziesz z tym falafelem na kolację?
- Jezu Chryste McQueen. Zawału dostanę.
- Idziesz?
- Czemu by nie? Nie mam planów na wieczór, a co?
Zygzak opuścił głowę jakby był zawiedziony tą informacją.
- A nie, nic, nic. Tylko on jest typem chłopaka że chwilę będzie chciał ci dać wszytko a potem znajdzie lepszą.
- Okej, to tylko kolacja a nie prośba i małżeństwo.
***
Dochodziła 20 więc ubrana w krótkie jeansowe spodenki, czerwoną koszulkę, czerwone tenisówki i w kurtkę wyszlam z domu wuja Topoliego i wsiadłam do mojego fioletowego Chevroleta. Zjechałam do portu i zostawiłam auto na bezpłatnym parkingu. Wysiadłam i poszłam na molo czyli umówione miejsce spotkania.
- Bellissima! - podał mi ramię, które zignorowałam i po prostu ruszyłam przed siebie.
Francesco zaprowadził mnie do małej restauracji nad morzem. Zamówiłam sobie spaghetti, a chłopak zamówił to samo. Wbrew wszystkiemu co mowily dziewczyny z którymi się już spotkał było całkiem nudno. Paltegummi ciągle gadał o sobie i ani razu nie dał mi dojść do słowa. Kiedy ja zaczynałam jakaś opowieść on natychmiast przypominał sobie inną i przerywał mi by wtrącić swoje słowo. Gdy zobaczyłam że na moim talerzu nie ma już makaronu zawołałam kelnera i poprosiłam o rachunek. Zapłaciłam za swoje danie i zaczęłam się szykować do wyjścia.
- Giada! Co ty?
- Wybacz Francesco ale skłamałabym mówiąc że było miło.
Wyszłam zanim tamten zdążył coś powiedzieć. Wzięłam głęboki oddech i z torby wyjęłam słuchawki i ruszyłam w stronę parkingu z moim autem. Wsiadłam i odpaliłam samochód. Wróciłam do wioski. Wysiadłam i przy drzwiach spotkałam McQueena.
- Szybko wróciłaś.
- Daj mi spokój. - wyminęłam go i weszłam do budynku.
Przywitałam się z domownikami i ruszyłam po schodach na górę do mojego i Mayi pokoju.
- Aż tak źle?
- Nie, znaczy tak, znaczy... to ciężki przypadek. Ciągle gada o sobie i nie da innym dojść do słowa. Doprowadzało mnie to do szłu - nie lubie takich osób. Zjadłam, zapłaciłam i po prostu zostawiłam go tam samego.
- Czyli to tyle?
- No wiesz, raczej nic z tego nie będzie.
***
Gdy Jade zamknęła drzwi myślałem że zacznę skakać ze szczęścia. Wiedziałem że Francesco jej sie nie spodoba. Zatem mam jeszcze szansę. Szansę? Matko co sie ze mną dzieje?
YOU ARE READING
Tor | Lightning McQueen
FanfictionZnany i dosyć arogancki 22 letni zawodnik wyścigów samochodowych - Zygzak McQueen - trafia do Chłodnicy Górnej, czyli starego miasteczka na starej drodze 66 w USA. Poznaje tam również 22 letnią Jade Camarę - właścicielkę małego motelu, a zarazem dos...