Pov Madison
Krążyłam po lesie, bo właśnie uświadomiłam sobie, że się w nim zgubiłam. Niszczę sobie reputacje.
Chciałam wrócić do braci. Tęskniłam za nimi. Jeszcze ta cholerna ulewa.
Usiadłam pod drzewem z nadzieją, że któryś z braci nie wiem może podjedzie samochodem i mnie weźmie stąd. Tak się nie stało.Niedaleko mnie zatrzymał się jednak czerwony maluch. Ledwo rozpoznałam ten samochód przez moje spływające łzy i przez ulewę. Wysiadł z niego niezadbany mężczyzna. Miał czarne spodnie i białą koszulkę.
Mężczyzna zbliżał się do mnie. Niestety nie był to żaden z moich braci. Gdy już stanął na przecieko mnie podał mi rękę.
- Jestem kuzynem twoich braci c'nie - wyszczerzył się jak głupi, ale kontynuował - zabiorę cię do nich zgubiłaś się c'nie?
Skinęłam głową. Co on miał do cholery z tym „c'nie". Wstałam z ziemi i poszłam za nim do czerwonego malucha.
Lepiłam się do wszystkiego. Na szczęście zaraz miałam się umyć. Och głupia Madi.
Chłopak skręcił w nieznaną uliczkę. Nigdy tu nie byłam. I na pewno w tę stronę nie jechało się do rezydencji.
- Hej co ty robisz!? - wykrzyczałam - czy ty mnie porywasz?
Chłopak wzruszył ramionami, a ja odpięłam pasy.
- zapnij się
- gdzie jedziemy?
- do twojego domu
- skręciłeś w złą uliczkę! - wydusiłam - gdzie jedziemy
- tajemnica - puścił mi oczko, a ja zaczęłam się szarpać. - oj nie grzeczna siostra Monet?
Przez chwile się z nim szarpałam do momentu, aż nie zrobił na mojej szyi dużego zadrapania. Auć. Dostałam dzisiaj od Hailie z liścia i jeszcze to?! Jednak nie pokazywałam, że to mnie rusza.
- Przestań, bo będzie mocniej
- ZOSTAW MNIE - warknęłam i wbiłam mu kawałek ostrego plastiku w tętnice.
Nieznajomy skrzywił się po czym wystawił pistolet. Zdziwiłam się. Musiałam działać, aby ta kulka we mnie nie wycelowała, więc wbiłam mu kolejny plastik w nogę. Wspominałam, że w tym aucie było bardzo dużo opakowań po zjedzonym tanim jedzeniu?
Chłopak upuścił pistolet i pomasował się po obolałym miejscu. To była moja szansa. Już sięgałam po pistolet, jednak z moich ust wydobył się pisk, bo mężczyzna pociągnął mnie za włosy. Walnęłam go butem w klatkę piersiową, po czym on zacisnął palce na mojej szyi i zaczął mnie dusić.
Zaczęłam mnie piec rana, bo jego tłuste palce też na niej spoczywały. Miałam przed oczami śmierć, lecz schyliłam się lekko po pistolet.
- puść... - ledwo dyszałam - mnie...
Wycelowałam pistolet w jego serce, a on odpuścił. Za to chwila mojej nieuwagi kosztowała mnie to, że zawiązł mi ręce i odebrał pistolet.
- siedź cicho - powiedział - jedziemy.
Chciałam się wyrywać, ale moje ciało było zmęczone. Wiedziałam, że na szyi będę miała nieprzyjemną ranę i siniaki. Czułam też, że moje nadgarstki też tego żałują. Piekły mnie, bo od tego wyrywania miałam na nich nieprzyjemne ślady i dużo zadrapań.
W końcu po godzinie byliśmy na lotnisku. Ryder, bo sam kazał, żebym go tak nazywała wypchnął mnie z samochodu. Mieliśmy wchodzić na pokład samolotu, ale ja zadałam nurtujące mnie pytanie.
- Czemu jesteś taki niezadbany, a masz swój prywatny odrzutowiec?
- zajebałem - rzekł - wszystko jest tu do dup...
Nie dokończył, bo zemdlał. A raczej upadł po tym, jak kolejny nieznajomy walnął go patelnią w tył łba.
Proszę o poprawianie mnie w komentarzach.Cenne też są głosy❤️.
Do zobaczenia w następnym rozdziale!
CZYTASZ
Rodzina Monet - Dwie Siostry I Pięć Braci
Teen FictionA co, gdyby Hailie Monet miała siostrę bliźniaczkę? Ciekawą bliźniaczke (...) Rozdziały co 2/3 dni, czasami nie mam weny twórczej, a gówna tworzyć nie będę, więc niekiedy będzie z opoźnieniem.🌺🌴