XX

3 2 0
                                    

- Skąd się oni tu wzięli?! – wołała Althea chowając się za chroniącym ją bratem. Zerknęła ponownie w stronę przepaści lecz ślad po ich towarzyszach zniknął.

- Jeśli wciąż będzie ich przybywać, nie damy rady... - jęknął, pokonując kolejnego przeciwnika.

Zerknął na siostrę, a potem podążył za nią wzrokiem i zamarł, gdy zobaczył kolejnych przeciwników. Poprawił swój miecz w dłoni i stanął w gotowości by chronić swą siostrę.

- Nie dasz rady pokonać ich wszystkich... - szepnęła przestraszona.

- Czyżbyś straciła we mnie wiarę, siostrzyczko? – zaśmiał się, w międzyczasie przygotowując do starcia.

- Nie, nigdy. – odparła, spuszczając smutnie głowę i patrząc na drżące dłonie. Wzięła głęboki oddech i zacisnęła palce. – Nie mogę się wahać... - powiedziała do samej siebie, po czym jeszcze raz zerknęła w przepaść, a potem położyła dłoń na ramieniu brata, stając tuż przed.

- Althea? – zdziwił się blondyn. – Co ty...

- Dziękuję. – powiedziała do niego, spoglądając jednocześnie na biegnące na nich incordais. – Pozwól, że tym razem to ja ochronię ciebie. – powiedziała, powoli podnosząc przy tym dłoń i przyzywając wodę do siebie.

Woda znajdująca się w pobliskich kałużach, małych strumykach, uniosła się do góry i zaczęła zbliżać się do Medyk, którą ją przyzwała. Zdawało się, że wszystko na chwilę spowolniło swe tempo. Swaran patrzył na siostrę z szeroko otwartymi oczami i buzią, nie potrafiąc ukryć jaką dumę czuł, wiedząc, że to jego siostra.

Althea nie chciała nikogo zabić, teraz również tego nie zamierzała. Gdy woda zbliżyła się do jej dłoni, ta machnęła ręką w stronę stworów. Woda prędko podążyła za jej ruchem, łapiąc przeciwników po kolei i odpychając od rodzeństwa. Tafle wody przez chwilę zawładnęły tym miejscem łapiąc każdego incordais po kolei i odsyłając go jak najdalej od nich. Gdy było już po wszystkim, woda wróciła do swoich miejsc, a zmęczona Uzdrowicielka upadła na kolana, czując jak opuszcza ją cała energia.

- Siostrzyczko. – Swaran ukląkł obok niej. – Jesteś niesamowita, wiesz? – uśmiechnął się do niej ciepło.

Althea słyszała go głośno i wyraźnie lecz nie potrafiła wydusić z siebie nic więcej. Nie sądziła, że użycie tej magii tak ją wymęczy. Nie robiła tego często, praktycznie wcale. Chciała pozostać w ukryciu, nie chcąc robić sobie, ani swoim bliskich jakichkolwiek problemów.

- Co z Najy...? – szepnęła patrząc w stronę przepaści.

- Znajdziemy ich. – zapewnił ją Swaran.

~.~

Hamill chwiejnie uniósł się na swoich rękach, usiadł i dotknął skroni, na której widniała krew. Otrząsnął się nieco i rozejrzał wokół lecz nie mógł wiele zobaczyć przez otaczający dym i kurz. Pamiętał, że spadł wraz z Najy w przepaść, a potem musiał stracić na chwilę przytomność, gdyż nie pamiętał nic więcej. Pod ruinami świątyni zgadywała się jaskinia, do której najwyraźniej wpadli. Jaskinia ta bardziej przypominała pieczarę, a może nawet kolejną, podziemną świątynie. Jednak przez zawalenie się ziemi, wszystko wokół było zniszczone.

Spojrzał w górę by sprawdzić z jak wysoka spadł. Nie mógł lecz wiele zobaczyć, gdyż wszystko zakrywał dym. Wiedział jednak, że jak najszybciej musi znaleźć stąd wyjście, nawet jeśli oznaczałoby to ciężką wspinaczkę na samą górę.

Wstał chwiejnie na nogi, znalazł swój miecz i rozejrzał się ponownie wokół.

- Najy?! – zawołał lecz nie otrzymał odpowiedzi. Chciał zawołać go jeszcze raz lecz zamilkł w chwili, gdy usłyszał warczenie potwora. – Ah, wolne żarty. – przeklął, gdy incordais go zobaczył i ruszył wprost na niego.

Dzieci Drzewa: Plemiona Czterech Żywiołów. Akt I. Woda (PL)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz