Rozdział 4 Festa

31 0 0
                                    

Obudziłam się rano a obok mnie zastałam puste miejsce. Czy odczuwałam przykrość z powodu pustki jaką pozostawił po sobie chłopak? Trochę tak. Nie mogłam go zmusić żeby ze mną został. Może miał coś do załatwienia, albo po prostu stwierdził że już pójdzie. Dziś była sobota. Wstałam leniwie i zeszłam na dół.
Zastałam tam Cassie, która nie obdarzyła mnie ani jednym spojrzeniem. Obok niej siedziała moja ciotka wraz z matką. Przywitałam się cicho i podeszłam do szafki. Wyciągnęłam z niej miskę i łyżkę, zrobilam sobie płatki. Usiadłam przy wyspie kuchennej i szybko je zjadłam. Mój telefon nagle zawibrował.

MADDY
Idziemy dziś na imprezę. Nie możesz się nie zgodzić dawno na żadnej nie byłyśmy.

AURORA
Zobaczę co da się zrobić, nie wiem czy matka mi pozwoli.

Tak mogłam wyjsc niezauważalnie z domu ale wiem że rano wracając z imprezy mogłabym się na nią natknąć co mogłoby się dla mnie źle skończyć.

- Mamo, mogłabym iść dzisiaj na małą domówkę z Maddy?

- Tak, jeżeli weźmiesz Cassie.- zaskoczyła mnie tym że się zgodziła. Zazwyczaj musiałam coś zrobić aby wejść w jej łaski, aby mi na coś pozwoliła. Oczywiście musiałam wziąść ze sobą Cassie ale miałam w to wyjebane. Miałam zamiar dobrze się bawić i nie zwracać na nią uwagi.

AURORA
O której ta impreza? Mogę na nią iść jeżeli wezmę Cassie.

MADDY
Dobra wyjebane w rudą. Będę po ciebie o 18, buziaki!

Byla dopiero 9.45 więc postanowiłam przebrać się w dresy I wyjść z Diego na spacer. Doberman ucieszył się na tą informację i zaczął po mnie skakać. Prawie się przez niego wyjebałam.
Poszlam z Diego do parku. Usiadłam na pobliskiej ławce a psa spuściłam. Diego nie sprawiał problemów więc wiedziałam że nic nie zrobi. Wyciągnęłam papierosy I jednego odpaliłam. Zaczęłam rozglądać się po okolicy. Moją uwagę przykuła drobna sylwetka. Gdy się jej bardziej przyjrzałam rozpoznałam ją. Była to dziewczyna, w której obronie stanęłam ostatnio. Pomimo korektoru jaki nałożyła na swoją twarz siniaki nadal były widoczne. W jej oczach widzialam czysty strach. Szła szybkim tempem w stronę tylko sobie znanego celu. Postanowiłam do niej podejść aby się upewnić że nic jej nie grozi.

- Hej! Poczekaj.- dziewczyna zlękła się mojego głosu i powoli odwróciła się w moja stronę. - Spokojnie nie chce Ci nic zrobić.

- To ty. - powiedziała zachrypniętym głosem. - ty wtedy mi chciałaś pomóc.

- Tak. Wszystko dobrze? - zapytałam głupio.

- Nie powinnaś z nim zadzierać. On zawsze dostaje to czego chce. Nie powinnam z tobą rozmawiać. - powiedziała I chciała odejść.

- Mogę ci jakoś pomóc?

- Mi się już nie da pomóc. Brandon mi nie odpuści, a jak dowie, się że miałam z tobą kontakt to mnie zabije.- powiedziała I rozglądnęła się po parku w obawie, że ktoś nas obserwuje.

- Ja ci pomogę. Powiedz tylko jak. - naprawdę chciałam jej pomóc. Było mi szkoda tej dziewczyny, na pewno nie zasłużyła sobie na takie życie.

- Nie możesz mi pomóc. Jestem jego własnością. Nie popełniaj mojego błędu i nie pakuj się tam gdzie nie powinnaś.- dziewczyna po wypowiedzeniu tych słów odeszła ode mnie szybkim krokiem. Wołałam ją jeszcze, ale nie obdarzyła mnie ani jednym spojrzeniem.
Postanowiłam wrócić do domu. Zawołałam Diego i skierowałam się do domu.

Była godzina 13.34 więc zjadłam szybki obiad i poszlam się szykować. Miałam 4 i pół godziny na wyszykowanie się.

Weszłam do pokoju I wzięłam z szafy czarną, krótką, obcisłą sukienkę bez ramion. Udałam sie do łazienki. Wzięłam zimny prysznic I przebrałam się w moja sukienkę. Skierowałam się w stronę mojej toaletki. Wykonałam dosyć mocny makijaż, a włosy rozpuściłam i lekko pofalowałam. Dobrałam odpowiednią biżuterię i zarzuciłam na siebie skórzaną kurtkę z krukiem na plecach. Wzięłam do kieszeni telefon, zapalniczkę, papierosy I klucze od domu. Była już 17.56 i właśnie mój telefon zawibrował.

IncuboOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz