2: Ostra konfrontacja

42 14 5
                                    

Miał dziwne wrażenie, że nagły przypływ gorąca, jaki opanował jego ciało, wcale nie wynikał z gorącej kąpieli. Z przerażeniem wpatrywał się w nieznajomego mężczyznę, a kiedy i on szybko wyłapał jego wzrok, Izan poczuł, jak wewnętrznie się kurczy.

Przy królu był po prostu nikim więcej jak nagim facetem, który chwilę wcześniej wypił truciznę, a teraz wydawał polecenia samemu władcy. Chłopak trochę za późno zorientował się, jak musiało to wyglądać w oczach męża Sonomiego. Druga najważniejsza osoba w kraju cudem uniknęła śmierci, stawiając na nogi cały zamek, a po wszystkim jak gdyby nigdy nic poszła wziąć kąpiel i kazała na siebie czekać wyżej postawionemu w hierarchii mężczyźnie. O ile Izan na ogół uważał się raczej za mądrego faceta, tak teraz miał ochotę walnąć się za swoją głupotę.

— Możecie zostawić nas samych? — zapytał, trochę bardziej piskliwie, niż zamierzał. Szybko obrzucił wzrokiem służbę, dając kobietom do zrozumienia, że nie chce, aby były świadkami jego zbesztania. Następnie, chcąc nie chcąc, powrócił spojrzeniem do króla. — Chcę pomówić z mężem na osobności.

Służki prędko wyszły z komnaty, nawet nie oglądając się za siebie. Jedynie Brigitte na moment się zawahała, jakby niepewna, czy rozkaz dotyczył także jej. Nie potrzebowała jednak dodatkowej zachęty w postaci słów czy innych sygnałów. Po krótkim rozmyślaniu wyszła za resztą kobiet, zostawiając Izana na pastwę władcy.

Musiał szybko coś wymyślić. Pobieżnie przeanalizował najlepsze dla tej sytuacji rozwiązania, obrzucił też spojrzeniem króla, by dowiedzieć się o nim czegoś więcej.

Już na pierwszy rzut oka można było łatwo stwierdzić, kto dzierżył w tym państwie koronę, i to nie dlatego, że mężczyzna faktycznie miał ją na głowie. Jego zacięty, zdenerwowany wyraz twarzy wskazywał na to, że zajmuje wysokie stanowisko. Grymas na ustach nie odejmował mu jednak uroku — Izan z przerażeniem stwierdził, że król był nie tyle „nawet przystojny", co „bardzo w jego typie". A przy takich trudniej było mu zachować zdrowy rozsądek. Kruczoczarne, krótko przystrzyżone włosy, kwadratowa szczęka i ostre rysy, a na dodatek czerwone oczy (przy których waniliowe tęczówki Sonomiego wydawały się w pełni naturalne) wpatrujące się w niego z uporem, złością i... jakby zawodem?

— Naj... droższy — zaryzykował, mając w pamięci, że każde niewłaściwe słowo może sprawić, że silna, duża dłoń króla zaciśnie się na jego gardle. — Przepraszam, że tak cię potraktowałem.

Normalnie czułby ogromny wstyd, wychodząc z kąpieli nagi i stając w pełnej okazałości przed obcym facetem, ale obecna sytuacja i fakt, że w gruncie rzeczy to nagie ciało wcale nie należało do niego, dodawały mu odwagi. Podniósł się więc, przerzucił długie, platynowe włosy na plecy i, powtarzając w głowie, że jest zajebistym aktorem, podszedł do pozostawionego przez służkę ręcznika, nie odrywając spojrzenia od władcy.

Król nie mówił nic; skanował wzrokiem każdy ruch Izana, zaciskając zęby i prężąc mięśnie ramion splecionych na piersiach. Chłopak chciał myśleć, że wynikało to z tego, że w rzeczywistości monarcha był łagodnym, spokojnym człowiekiem, ale miał wrażenie, że ten jedynie gromadzi w sobie coraz to silniej narastającą wściekłość.

Nie wiedział, z której strony uszczypnąć temat, by wyjść z sytuacji cało. Mógł co prawda zaryzykować i sprawdzić, jak wygląda relacja króla z Sonomim — ale zgrywając napalonego kochanka flirtującego z mężem, ryzykowałby nie tylko godnością, ale też głową. A w najgorszym wypadku kilkudniowym bólem tyłka.

Stali oddaleni od siebie o zaledwie parę kroków. Izan nie miał zamiaru podchodzić bliżej, póki nie wybada terenu, ale nie wiedział nawet, jak tego dokonać. Król za to zachowywał się jak kamienny posąg, sunący jedynie spojrzeniem po ciele drobnego, wyrwanego ze szponów śmierci ukochanego.

— Zawiodłem się na tobie — wycedził w końcu, a Izan znieruchomiał. Powoli obrócił głowę w stronę władcy, chcąc w jednej chwili się zreflektować i odegrać rolę skruszonego męża, który żałuje swojej głupiej decyzji o zakończeniu życia. Czekał jedynie, aż król przestanie mówić. Wtedy zacznie swój spektakl. — Tym razem wziąłeś większą dawkę trucizny. Konałeś trzy dni, królewski medyk nie był w stanie nic zrobić.

— A jednak żyję — odparł cicho Izan, udając tak skruszonego, jak jeszcze nigdy. Spuścił wzrok na swoje bose stopy. Tylko czekał, aż władca do niego podejdzie, obejmie go i wybaczy mu ten głupi występek. Byli w końcu małżeństwem. Król musiał kochać Sonomiego nad życie, więc na pewno puści to w niepamięć. — Nadal tu jestem.

— Na nasze nieszczęście — oznajmił lodowato władca. Izana zmroziło. Przeszył go dreszcz, który wywołał w jego umyśle prawdziwą burzę. — Następnym razem bardziej się postaraj. Tylko tym razem po cichu.

Izan przeżył w swoim krótkim, poprzednim istnieniu parę nieprzyjemnych sytuacji. Raz ktoś go pobił, raz ktoś zwyzywał. Ale to było do przebolenia, to dotyczyło bezpośrednio jego. Nie mógł jednak słuchać, jak ktoś, ktokolwiek, czy to zwykły szarak, czy król, obrażał inną osobę. Życzył jej śmierci.

Nie znał Sonomiego. Spotkali się na chwilę, trochę pogadali, a potem się rozstali. Ale to wcale nie o to chodziło. Ten piękny, delikatny chłopiec nienawidził swojego poprzedniego życia. Miał powody, by się okaleczać i podtruwać, skazując się tym samym na dozór służby. Ale w gruncie rzeczy jego śmierć nie powinna być dla jego otoczenia ulgą. To po prostu nie do pomyślenia!

Izan poderwał głowę tak nagle, że mokre włosy uderzyły mu o plecy. Fakt, nie wiedział nic o tym świecie, ale nie mógł pozwolić, by ludzie sądzili, że śmierć Sonomiego to najlepsze wyjście.

— Co z ciebie za król?! Twój mąż prawie umarł, a ty masz w dupie to, że cudem przeżył! Nic dziwnego, że Sonomi nie chciał cię już widzieć!

Kiedy przerwał, rozsierdzony złością do tego stopnia, że nawet nie zauważył, że mówił „o sobie" w trzeciej osobie, jego pierwszą myślą było to, że coś jest nie tak. Ludzie zwykle w reakcji na obelgi i oskarżenia automatycznie reagują tym samym, wybuchając złością.

A jednak król, którego Izan przed chwilą zjechał od góry do dołu, stał tak jak wcześniej, nawet się nie odzywając. Jedyną oznaką tego, że usłyszał słowa chłopaka było to, że jego oczy się rozszerzyły, a jedna z brwi uniosła.

— Wiesz co?! Najlepiej ty zajmij się swoim życiem, a ja swoim! Nawet się mną nie interesuj! A teraz wypad z moich komnat!

Wciąż będąc pod wpływem adrenaliny, Izan rzucił ręcznik na ziemię i podszedł do króla. Zadarł wysoko głowę, by móc mierzyć się z nim spojrzeniami, a następnie chwycił go za ramię i szarpnął, nie ruszając przy tym władcy ani o milimetr. Już miał ponowić zamiar, ale król go w tym uprzedził, wyrywając ramię z uchwytu chłopaka.

Chwycił go za podbródek, dość niedelikatnie, ale też nie na tyle mocno, by sprawić mu ból. Chcąc nie chcąc, Izan został zmuszony, by patrzeć na twarz króla.

— Zdarzało ci się już szaleć, ale jeszcze nigdy aż tak.

Izan miał wrażenie, że zabrzmiało to jak komplement. Wpatrując się w twarz władcy z tak bliskiej odległości naszła go myśl, by splunąć mu na polik.

— Wynoś się stąd! — powtórzył, z trudem poruszając szczęką, którą nadal przytrzymywał jego mąż.

Ten bez słowa go puścił, odwrócił się i odszedł. W głowie Izana kotliło się wiele myśli na raz, ale jedna przeważała nad innymi.

Strasznie schrzanił sprawę.

Może mi ktoś wyjaśnić, co to jest omegaverse?!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz