Zastanawiał się, kiedy ktoś zainteresuje się jego poczynaniami, ale nie przypuszczał, że nastąpi to tak szybko. Co więcej — że zaciekawi nikogo innego, jak własnego męża.
Nie rozmawiali ze sobą od czasu, gdy Izan nieźle na niego nawrzeszczał. Niekoniecznie się unikali — król po prostu non stop był zajęty, a Izan... no dobra, on po prostu go unikał. Choć na dworze robił wszystko, aby o nim mówiono, jednocześnie nie chciał, by te rewelacje docierały do władcy. A przynajmniej nie wszystkie. Dowiedzenie się, że twój mąż zaczął nosić kolorowe szaty, to jedno, ale to, że zainteresował się wcześniej odtrąconym dzieckiem, to już drugie.
I chyba właśnie to przywiało do niego tego buca.
Ledwo przyszedł do biblioteki po zostawieniu śpiącego Latema w sypialni, a już musiał oderwać się od lektury. Usłyszał przyciszone szepty paru skrybów, a w tak opustoszałej bibliotece nie trudno o zasłyszenie najcichszego dźwięku. Zanim zorientował się, co się dzieje, spostrzegł postawnego, wysokiego mężczyznę o błyszczących, czerwonych oczach i kruczoczarnych włosach. Ten odwrócił głowę w jego kierunku dokładnie w momencie, gdy Izan zanurkował pod biurko.
„Co on tu, do diaska, robi?!", wrzeszczał w myślach chłopak. Jeśli już wychodzi ze swojego gabinetu, to tylko po to, aby udać się na spotkanie z jakimś generałem czy innym szlachcicem, nigdy go nawet nie spostrzegł w ogrodzie na spacerze. Myślał, że biblioteka jest bezpieczną strefą!
— Chowasz się przede mną?
Na dźwięk głębokiego głosu mężczyzny aż podskoczył, uderzając głową o blat. Ała!
Wysunął się spod mebla, przeciągając ręką po włosach. Na moment go zamroczyło, ale postanowił, że ta chwila słabości nie sprawi, że przegra z władcą.
— Jeszcze czego. Spadło mi pióro. — Wzrok króla skierował się na kałamarz stojący na biurku, z którego wystawał wcześniej wspomniany przedmiot. Już miał coś powiedzieć, gdy Izan dodał: — Musiało mi się przywidzieć. Masz do mnie jakąś sprawę?
Nie silił się na uprzejmości, nie miał też zamiaru owijać w bawełnę. Buc sam do niego podszedł, więc czegoś od niego chciał. Tylko czego?
Spojrzeli na siebie. Ku zaskoczeniu Izana, król nie wyglądał tak groźnie jak przy ich pierwszym spotkaniu. W jego oczach zamiast gniewu błyszczała ciekawość. No tak. Izan zapomniał, że nie jest już tym samym dzieckiem z bloków, które rozwiązywało każdy problem siłą. Teraz był drobnym chłopaczkiem przypominającym kobietę. Właśnie takie podejście ciekawiło w nim władcę.
— Słyszałem pewne plotki — zakomunikował.
Izan prychnął.
— Jakie to dziwne. A ja myślałem, że ludzie tutaj są empatyczni i dobroduszni, a pomówienia to dla nich jakaś skaza na honorze.
Król puścił tę sarkastyczną uwagę mimo uszu i podszedł bliżej. Pierwszy lord opadł na krzesło obok biurka, próbując grać twardego, nieporuszonego przybyciem władcy szlachcica, jednak w środku przeraźliwie się trząsł.
— Po tym swoim przedstawieniu z trucizną w końcu zaczynasz zachowywać się jak żywy. — Jego wzrok zmierzył Izana od stóp do głów. Zatrzymał się dłużej na rękawach, które przysłaniały blizny. — Wcześniej sunąłeś po pałacu jak cień, nie miałeś własnego zdania, praktycznie się nie odzywałeś — zamilkł na chwilę, badając twarz, która należała do Sonomiego. — Za pominięciem rui. Wtedy jadaczka ci się nie zamykała.
— Ach tak? — odparł Izan, siląc się na przesączony słodyczą ton. — Jak miło, a jeszcze milej, że tego nie pamiętam. Jeśli to wszystko, to bądź łaskaw odejść, bo nie mogę się skupić.
Szczęka władcy drgnęła najpierw tak, jakby chciał zrobić grymas gniewu na twarzy, ale szybko się rozmyślił. Zamiast tego jego mina zamieniła się w drwiącą, a w oczach wciąż tkwiła ciekawość.
— Czyżbym cię rozpraszał, pierwszy lordzie?
— Przysłaniasz mi światło, wasza nadęta mość — odwarknął, odchylając się na swoim miejscu tak, żeby spojrzeć poza ramię króla. Jego twarz oświetlił ciepły promień zza okna. — Wolałbym spędzić czas na nauce.
— By potem opiekować się naszym synem?
Znudzone spojrzenie Izana zmieniło się w bardziej ożywione, a król to spostrzegł.
— A więc to z tym do mnie przychodzisz — westchnął i zamknął tom, który miał przed sobą. Wstał z miejsca i, niosąc księgę pod pachą, udał się do wyjścia z biblioteki. Usłyszał za sobą kroki, więc kontynuował: — Tak, zgadza się. Latem jest jeszcze mały. Potrzebuje rodzicielskiej troski.
Wyszli na zewnątrz. Izan wiedział, że jeśli teraz uda się bezpośrednio do swoich komnat, to król pójdzie za nim. Musiał go zniechęcić do dalszej rozmowy, zanim powróci do dziecka. Skręcił więc w dróżkę do ogrodu.
— Zaskakujące, że przejmujesz się jego losem. Do tej pory twoje relacje z nim opierały się na noszeniu go w łonie i porodzie. — Chłopak mimowolnie wsłuchiwał się w słowa monarchy, idąc parę kroków przed nim. Liczył na to, że albo zgubi go pośród kwiatów, albo że swoim milczeniem go znudzi. — Nie miałeś nawet zamiaru go karmić. Wiesz, jak trudno było znaleźć wtedy niańkę? Ja zająłem się tym wszystkim, bo ty nie chciałeś nawet na niego patrzeć.
Izan odwrócił się na pięcie, a poły jego szaty zafalowały.
— Wiem, że tamten Sonomi zrobił źle! — wycedził, a furia zaczęła ogarniać całe jego ciało. — Ale jego już nie ma, odszedł! Ja próbuję naprawić te błędy, i to nie na zasadzie „załatwię mu opiekunki, które będą go głodzić i zaniedbywać". — Na te słowa wzrok króla się zmienił; czerwone oczy jakby spokorniały, choć jednocześnie przepełniło je zaskoczenie i złość zarazem. — Jest zacofany i chorobliwie nieśmiały, ale to zmienię, więc się, z łaski swojej, nie wtrącaj!
Chciał ponownie się odwrócić i odejść, przy okazji szastając długim warkoczem po twarzy męża, ale ten niespodziewanie złapał go w pół kroku za rękę i przyciągnął do siebie. Izan, niczym szmaciana lalka, poddał się jego sile i opadł na jego pierś.
— Gdzie on jest? — zapytał chrapliwie. Jego uścisk był mocny, nawet trochę bolał, ale chłopak postanowił to ścierpieć. Nie był przecież kruchą panną. — Gdzie jest Latem?
Izan szarpnął, jednak, tak jak się spodziewał, nie oswobodził się z chwytu. Chłopak westchnął, wiedząc, że król prędko się od niego nie odczepi. Czy to dosłownie, czy w przenośni.
— Zaprowadzę cię do niego, ale masz mnie puścić — warknął. Kiedy patrzył na twarz króla z tak bliska, przeszło mu przez myśl, że nic o nim nie wie. — Straciłem pamięć — burknął, już mniej pewnie — i byłoby miło, gdybym wiedział, jak się do ciebie zwracać.
Król chyba nie załapał, bo mimo wpatrywania się w twarz pierwszego lorda, nie odpowiedział od razu.
— Jest z tobą aż tak źle?
— Po prostu powiedz, jak masz na imię. — Ponownie szarpnął ramieniem w geście przypomnienia. — I puść mnie w końcu.
— Nie mam takiego zamiaru. — Jego ręka mimo to przestała oplatać chude ramię Sonomiego. Kiedy chłopak już się ucieszył z wolności, palce władcy splotły się z jego. Spojrzał na ich złączone dłonie i w pierwszej chwili chciał nadepnąć mu z całej siły na stopę. — Zaczyna robić się ciekawie, Sonomi.
— Przedstawisz mi się? — zapytał, nonszalancko ignorując jego wcześniejsze słowa. — Czy wolisz, żebym dalej częstował cię wyzwiskami?
Na twarzy króla pojawił się zadziorny uśmieszek.
— Killian — odparł. — Zapamiętaj, żebyś wiedział, co masz krzyczeć podczas rui.
CZYTASZ
Może mi ktoś wyjaśnić, co to jest omegaverse?!
FantasySonomi mógł mieć w życiu wszystko - poślubił króla, został pierwszym lordem, zyskał niewyobrażalne bogactwa i udogodnienia, a jednak ze łzami w oczach powiedział, że woli umrzeć, niż dalej ciągnąć tę farsę. Izan stwierdził za to, że woli żyć, nieważ...