4: Słona woda szkodzi kwiatom

39 15 4
                                    

Zatrzymał się pośrodku alejki i uważnie zbadał okolice, udając, że skupia wzrok na kwiatach. Przerzucił platynowe włosy na plecy, dumnie wypinając pierś. Jeśli dworzanie ciągle z niego szydzili i życzyli mu śmierci, pokazanie wyższości nad nimi może być najlepszą opcją, by zyskać ich aprobatę. Choć, jeśli okaże się, że nowy Sonomi nie przypadł im do gustu, może spodziewać się kolejnych prób zabójstwa. Miał jednak nadzieję, że pokazanie statusu póki co wystarczy, aby ukrócić wszelkie oznaki buntu w zarodku.

Z tego też powodu nie zrezygnował ze stylu wcześniejszego posiadacza ciała — był drobny, niski, przypominał już prędzej kobietę, niż mężczyznę (co argumentował tym, że przecież w zaświatach sam się na to nabrał). Stwierdził, że noszenie jasnych szat mu pasuje, a do długich włosów zdołał się przyzwyczaić. Zrezygnował z masy ozdób na nadgarstkach, których pobrzękiwanie niemiłosiernie kaleczyło mu uszy — pozostawił tylko naszyjnik i sygnet rodziny królewskiej. Blizny na nadgarstkach zakrył jedwabnymi rękawami. Kiedy królewski krawiec usłyszał, że ma zmodyfikować stare stroje pierwszego lorda, natychmiast zaświeciły mu się oczy i, zamiast przerobić stare, uszył zupełnie nowe kreacje. Sonomi do tej pory chodził w jednym i tym samym, szacie o białej barwie. Izan postawił na coś bardziej... w jego stylu? No, może tak by tego nie nazwał, bo trudno byłoby wyjaśnić, dlaczego chce na ubraniu nadruk z AC/DC. Uznał jednak, że w jego garderobie przydałoby się kilka kolorowych i różnorakich pozycji.

Na pewno zwracał uwagę na dworze, nosząc takie szaty, ale jemu bardzo się podobały. W poprzednim życiu nie dbał o swój ubiór, ale w tym czuł się do tego niemal zobowiązany. Prosił też służące na zaplatywanie różnych warkoczy, skusił się nawet na stosowanie różu, by chorobliwie blada cera Sonomiego nie wyglądała już tak strasznie. Musiał zaczarować cały dwór, jeśli chciał na nim godnie żyć. Prawdopodobnie prostszą drogą byłoby przekonanie do siebie króla, ale Izan nie miał zamiaru się do niego zbliżać. Władca już sobie u niego nieźle nagrabił, a chłopak nawet nie znał jego imienia. Wszyscy powtarzali tylko: „Jego wysokość" i tak dalej, więc dla uproszczenia Izan zaczął nazywać go w myślach bucem.

Westchnął. Musiał wracać do nauki, i tak już zbytnio przeciągnął swoją przerwę. Odwrócił się na pięcie, dumnie wypinając pierś, żeby wzbudzić respekt u przyglądających się mu z ukrycia dworzan. I wtedy... poczuł uderzenie w nogę. Spojrzał w dół, spodziewając się, że to jakiś pies podbiegł do niego, żeby się pobawić. Zobaczył jednak wplątane w fałdy jego szaty dziecko, tak małe i drobne, że w pierwszej chwili zastanowił się, jakim cudem w takim wieku już potrafi chodzić.

Wziął je ostrożnie pod pachy i odsunął, widząc, że malec ma problemy z ucieczką z materiału. Kucnął przed nim i rozejrzał się wokół, szukając pilnującej dziecka matki. Zobaczył kilka kobiet, które pospiesznie zbliżały się w jego kierunku. Uśmiechnął się.

— Cześć, mały — rzucił przyjaźnie, przypatrując się dziecku. — Jak biegasz, to musisz uważać, żeby nikt ci nie stał na drodze. Od tej siły prawie się wywróciłem — skłamał, aby udobruchać malca.

Był to chłopczyk, może trzy-, czteroletni. Izan nie pamiętał, jak w jego świecie wyglądały dzieci w jego wieku, ale uznał, że chłopiec i tak jest stosunkowo za mały. Może nie odżywia się prawidłowo, a może jest omegą, więc bycie drobnym ma już we krwi?

— Pszeplaszam — wybąkał. W jego drobnych oczkach pojawiły się łzy, co Izan przyjął ze zdziwieniem, bo przecież nie był o nic zły. Dlaczego dziecko się wystraszyło?

Chłopak poczuł się niezręcznie. Nie miał pojęcia, co zaradzić na tę nagłą zmianę na twarzy malucha. Przypomniał sobie, że jak sam był mały, to tata brał go na ręce i robił samolocik. Wątpił, aby w tym ciele miał na tyle siły, by machać dzieckiem i go nie upuścić, więc wziął je tylko na ręce i uniósł do góry. Całe szczęście, że było tak drobne, bo Sonomi nie miał ani odrobiny siły.

— Patrz — mruknął pogodnie, przytulając malucha do piersi. — Mamy taki ładny dzień, więc nie szkoda ci się smucić? — Otarł mu kciukiem łzy. Chłopczyk dość szybko się uspokoił, słysząc, że mężczyzna nie jest zły. — Ogrodnik na pewno już podlał kwiaty. Widzisz, jak rosną? — Odczekał chwilę, a kiedy maluch w pełni skupił się na jego głosie i kiwnął głową, kontynuował: — Łzy są słone, a słona woda szkodzi kwiatom. Gdybyś tak nad nimi płakał, też by się zasmuciły i schyliły główki.

Spojrzał porozumiewawczo na kobiety, które zdążyły już do nich podejść. Jedna z nich natychmiast się ocuciła i podeszła, aby zabrać mu malucha z rąk. Izan zdziwił się, bo wszystkie wyglądały na służące. Gdzie była matka chłopca?

— Przepraszamy, pierwszy lordzie — sapnęła, przejmując małego. Ten, usłyszawszy inny, tym razem rozedrgany głos, zrobił kwaśną minę, warga zaczęła mu drżeć. Zbierało się na kolejny płacz. — Nie przeszkodzimy już lordowi w spacerze.

Uśmiechnął się do niej, choć postanowił podejść do niej z dystansem. Jeśli dziecko płacze w twojej obecności, coś prawdopodobnie jest nie tak.

— Nic się nie stało. Nad dziećmi nie da się zapanować — odparł. Pochylił się do malucha. — Jak się nazywasz, mały?

Służąca się wzdrygnęła, nawet chłopiec skamieniał, jakby zaskoczyło go to pytanie. No cóż, nie na co dzień druga najważniejsza osoba w królestwie się tobą interesuje.

— L-latem, l-loldzie — wydukał.

— Latem? Całkiem ładne imię. — Ponownie się uśmiechnął. — Kto ci nie dał? Mama? Tata?

Służka trzymająca chłopca odchrząknęła. Izan najpierw pomyślał, że chciała dać mu znać, że muszą już odejść, ale wtedy ona powiedziała:

— Lordzie, czy po wypadku... straciłeś pamięć?

Kiwnął głową, choć nie dostrzegał między tą rozmową a amnezją żadnego związku.

— Tak, pamiętam tylko... właściwie tylko to, że jestem mężem króla.

Kobieta nabrała głęboko powietrza, jakby zastanawiała się, co powiedzieć. Inne, stojące za nią służące, uparcie milczały, więc Izanowi nie pozostało nic innego, jak tylko czekać na jej odpowiedź.

— A więc... Panicz Latem jest... królewskim potomkiem.

Oczy Izana natychmiast się rozszerzyły. Spojrzał na skulone w ramionach opiekunki dziecko — o popielatych, identycznych jak jego włosach, i czerwonych oczach króla. Że też nie domyślił się wcześniej. Że też nie wiedział wcześniej.

Miał syna. Na dodatek sam go urodził!

Może mi ktoś wyjaśnić, co to jest omegaverse?!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz