Rozdział 2

33 9 0
                                    

Być może zaczynając naszą opowieść od dnia, w którym wszystko się zmieniło, namieszałam odrobinę w tej historii. Jednak dzisiaj znajdujemy się na ziemi, w jednym z największych brytyjskich miast - Manchester. Już od samego rana ulice tętniły życiem. Zsunęłam się powoli z miękkiego łóżka ciągnąc za sobą prześcieradło.

- Matko, dziecko powinnaś już dawno być na nogach... Szybciutko, śniadanie już czeka na stole, a i nie zapomnij kluczy moja ty sklerotyczko - zachichotała.

- Jasne ciociu Jenny, już wstaję. Tylko, że łóżko jest takie wygodne i ciepłe, a ja wciąż żyje wakacjami.

- Leżysz na podłodze głuptasie - złapała się za głowę i wyszła.

Ten dzień nie zapowiadał się na szczególnie wyróżniający.

Do czasu.

Prędko wyszykowałam się, chociaż nigdy nie lubiłam stroić się do szkoły to wypadałoby wyglądać przyzwoicie pierwszego dnia w liceum. Bałam się, wybrałam sobie profil medyczny. W przyszłości zamierzałam pracować w chirurgii, to nie jest prosty zawód i prawdopodobnie się do niego nie nadaję ale nie będę skreślać swoich marzeń. Nałożyłam na siebie szeroką białą koszulę i granatową spódnicę do kolan, wszystko zacisnęłam cienkim paskiem. To dość zabawny widok, gdyż rzadko można zobaczyć mnie w eleganckim ubraniu. Większość czasu spędzam w oversizowych koszulkach i luźnych dresach.

Nawet mimo mojej rozczochranej rudej czupryny i piegowatej twarzy - wyglądałam dostojnie.

W pół do siódmej wybiegłam na autobus, standardowo się na niego spóźniając. Kiedy zdyszana dobiegłam na przystanek, zobaczyłam tylko odjeżdżającego busa. Załamana tym faktem, postanowiłam poczekać na następny. Wykorzystałam następne dziesięć minut wyjątkowo produktywnie, a przynajmniej taki miałam zamiar. Do torby która zwisała mi na ramieniu wrzuciłam rano nowo kupioną przeze mnie książkę romantyczną. Opowiadała o historii dwóch zakochanych, którym nie dane było być razem.

To takie smutne.

Jednak kiedy sięgnęłam ręką do środka, poczułam coś dziwnego, to z pewnością nie było to czego szukałam. Skórzana okładka, pokryta grubą warstwą kurzu. Wyciągnęłam ją powoli przerażona. Rozglądałam się dookoła. Nie zauważyłam niczego podejrzanego, tylko parę osób spieszących się do pracy, starszą panią i zmęczonego mężczyznę wyprowadzającego ogromnego włochatego psa na spacer.

Ktoś musiał mi ją podrzucić, nie ma innej opcji. Tylko jak, gdzie, kiedy? Nic nie zauważyłam. Kilka minut temu jej tu nie było. Skórzany pasek oplatał ją przez całą długość. Wyglądała na okropnie starą. Otworzyłam ją delikatnie, nie chcąc jej uszkodzić.

Od tego zaczęły się te dziwactwa.

Powoli przewracałam kartki, osunęłam się na ławeczkę znajdującą się tuż za rozkładem przejazdów autobusów. Źrenice mi się poszerzyły, wyłupiłam oczy. Kartki były brudne i twarde, pokryte wyjątkowo specyficznymi znakami i symbolami namalowanymi ręcznie, czymś w rodzaju węgla. A rysunki dziwnych stworzeń, instrukcje i ciekawe przedmioty można było zobaczyć praktycznie co drugą kartkę. Zaczytałam się.

Lekcja 12,

Ochrona własna

Najlepszymi i najpopularniejszymi zaklęciami ochronnymi są „Insiblity", „Severence", „Irro", „fenelixpore", „Cenetio" i wiele innych. Jednak istnieje też pewien rodzaj ochrony intuicyjnej, zwanej też własną. Wyćwiczenie tej umiejętności jest bardzo proste. Jedyne co potrzebne jest do wytworzenia cienkiej tarczy ochronnej, to np. Dobre wspomnienie, nucenie starych elfickich pieśni o magicznych zastosowaniach, a czasami nawet poczucie niebezpieczeństwa. Aby zrobić to kontrolowanie wystarczy skrzyżować ręce na piersiach. Z czasem można również wyćwiczyć obronę samoistną, czyli ochronę którą magia płynąca w żyłach wytwarza samoistnie...

Między Niebem a Piekłem I Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz