Rozdział 12

7 4 1
                                    


-Amon-

Powietrze uciekało mi z ust, zaczynałem powoli tracić przytomność, kiedy jedna z nimf rzuciła mi się na szyje. Miała zęby jak szable, jeden z nich utknął w moim cielę. Zdołałem resztką sił dosięgnąć kozaka, w którym skrywał się niewielkich rozmiarów nóż. Kieł złamał się zastygając w moim ciele, przeszedł mnie dreszcz. W moich żyłach płynie teraz trucizna. Woda wokół mnie stała się rubinowa. Nimfa syknęła i zacisnęła swoje kościste dłonie na środkowym palcu mojej lewej dłoni. Prawa zaś, uniosła się ku górze. Wziąłem zamach na jaki było mnie stać. Oczy potworzycy błysnęły i odskoczyła.

-Malghag. - Przekląłem.

Bąbelki z moich ust uniosły się ku powierzchni, rozbijając się na niej z gracją.

Wściekły stwór wydał z siebie skrzekot, jak na znak obok stawiły się kolejne cztery. Złapały mnie za ręce i nogi ciągnąc w dół.

Powoli zaczynałem się dusić.

I tak utoczę waszej krwi, zarazy.

Zebrałem w sobie siły i uderzyłem białowłosą w nos. Krzyknęła z bólu.

Na Lucyfera, jesteś pieprzonym demonem Amon!

-Cordian ah Dahn! - Moje usta wypełniły się wodą.

Pole magnetyczne odbiło moje przeciwniczki. Machałem rękami próbując jak najszybciej dopłynąć na powierzchnie. Niestety tarcza zniknęła równie szybko co się pojawiła i kolejna trupia dziewczyna wbiła swoje ostre kły w moje ciało. Zgiąłem się w pół, a nóż który cały czas znajdował się w mojej dłoni wślizgnął się w jej plecy jak masło.

Miotając się i wierzgając udało mi się uwolnić z uścisku truchła. Byłem już praktycznie na powierzchni, potrzebowałem odrobiny powietrza. Chociaż jednego oddechu, żeby zebrać siły do dalszej walki. Bolały mnie wszystkie mięśnie, świat powoli gasnął, nie jestem w stanie stwierdzić ile czasu już minęło. Pięć minut? Dwie? A może dwanaście? Zauważyłem rozmyte żółtawe plamy, to prawdopodobnie świetliki. To znaczyło tylko jedno. Byłem tak blisko.

Wtedy jedna z macek atramentowego potwora oplotła mnie w pasie. Natychmiast się obróciłem, jego złote oczy zabłysły. Kształtem przypominał ośmiornicę, jednak miał o wiele więcej odnóży i setki wyłupiastych oczu. Przyciągnął mnie do siebie, teraz widziałem jego „usta", poczerniałe ostre zęby i pokrzywiony jęzor.

-Sanguis sectum. - Z ust uciekły mi ostatki powietrza.

Na skórze potwora pojawiło się kilka ran ciętych z których wylewał się gęsty czarny płyn. Spowodowało to u niego straszny i niespodziewany ból. Kocham to zaklęcie. Kolejne obślizgłe kończyny posuwały się po moim ciele podduszając mnie. Nie mogłem zginąć, nie do póki nie zniszczy mi serca. A tak się składa, że moje spoczywa w jednej ze szkatułek królewskiego skarbca. Mimo to, nie wiedziałem co mam uczynić. Czy zostanę na wieki żywy, rozdarty na kawałki w żołądku tego ohydztwa?

Do moich zalanych uszu dotarł stłumiony głos.

-Lumen severum! - Każde słowo zostało wypowiedziane z niewiarygodną siłą.

Promień światła rozdarł macki na pół, tym samym pozwalając mi się uwolnić. Nie mogłem użyć magii nie mając ani żadnego talizmanu, ani powietrza w ustach, ani nawet żadnego magicznego artefaktu. To była moja szansa.

Od uwolnienia się z lustrzanego jeziora dzieliły mnie sekundy. Kolejne strugi rażącego światła trafiały w bestię która wiła się i wierzgała. Moje spragnione płuca wypełniły się słodkim smakiem tlenu. Głęboki wdech przywrócił mi za równo rozum, jak i siłę. Na wybrzeżu stał czarownik, z laską uniesioną nad głowę. To on mnie uratował.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Oct 12 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Między Niebem a Piekłem I Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz