Piątek ostatni dzień przed weekendem oraz ostateczne przygotowania do spotkania z Dzikim gimnazjum. Byłam na boisku przed czasem. Miałam czas na rozgrzewkę
- trenujemy bez drużyny? - usłyszałam głos, który mi pokazał co to znaczy wygrywać - dawno się nie widzieliśmy.
- nie mam zamiaru wracać pod twoją opiekę Dark.
- mam propozycję - nie zwrócił uwagę na zdanie wypowiedziane przeze mnie, a ten jego wzrok mówił sam za siebie że to coś złego tak samo ten uśmieszek, który dobrze znałam. Zawsze gdy z nim trenowałam poznawałam jego mimikę.
- nie obchodzi mnie to. Nie będę znów twoją marionetką.
- chciałem Ci tylko zaproponować rolę kapitana w Zeusie.
- Zeus, a co z królewskimi?
- Królewscy się wypalają i tak jak wiesz zaczynają się przeciwstawiać - uśmieszek wszedł na jego twarz - jak przemyślisz sobie to daj mi znać.Odjechał a wieść o nowej drużynie mną trząsneła. Przez chwilę chciałam napisać do Jude'a, lecz tego nie zrobiłam.
- hej już zaczęłaś trening - zawołał Shearer - wszystko dobrze?
- Bobby - westchnęłam - boję się że finał Królewskich będzie dla nich ostatnim.
- dlaczego przecież Jude wie co robić - stwierdził. W oddali zauważyliśmy idącą resztę drużyny.
- nic nie mów - posłałam mu ostrzegające spojrzenie.
- już są wszyscy? - zawołał brązowowłosy chłopak z pomarańczową opaską na głowie
- najwidoczniej Mark - głos Blaze'a był spokojny przez co dostałam ciarki.
- no to gramy - na twarzy Evansa pojawił się ten sam wielki uśmieszek, który czasami potrafi irytować.Podczas treningu zeszłam z murawy by się nawodnić. Shearer tak jak w Królewskich się nie napracowywał siedząc na ławce i się ociągając. Zastanawiało mnie jedno kim był trener drużyny, w której gram może go widziałam ale tylko na meczach, a tak na treningu go nigdy nie było.
Poczułam jak czyjaś dłoń została położona na moim barku. Długo się nie zastanawiając osoba stojąca za mną zarobiła w nos.- ała - usłyszałam głos nikogo innego niż Axela
- Axel - poczułam na sobie jego wzrok przepełnionym bólem - wybacz nie chciałam.
- gdzie się nauczyłaś samoobrony? - zapytał trzymając głowę ku górze by krew bardziej nie leciała.
- po zajęciach miałam zbyt dużo czasu - pomagałam usiąść białowłosemu - daj opatrzę ci - postawiłam koło siebie apteczkę, którą zawsze mam przy sobie.Po opatrzeniu jego okaleczonego nosa dałam mu chusteczki by mógł zatamować dalsze krwawienie. Chłopaki dalej trenowali nie zwracając uwagę na zaistniałą sytuację.
- dzięki - spojrzałam na niego pytająco na co się zaśmiał - za obity nos - szturchnełam go łokciem, lecz uśmieszek nie zchodził mu z twarzy - oczywiście również za pomoc - dodał
- wkońcu to moja wina, więc powinnam ci pomóc - spojrzałam w jego stronę.
- to nie całkiem twoja wina - syknął z bólu - nie powinienem ciebie straszyć.Nie odezwałam się tylko spakowałam na spokojnie apteczkę. Wróciłam z Blazem do treningu. Postanowiłam poćwiczyć kilka starych technik.
- a on czego tu chce - zauważył różowowłosy wskazując na dróżkę przy boisku.
Osoba, którą wskazał Dragonfly to oczywiście nie kto inny jak Joe, który darzył mnie swym radosnym spojrzeniem.
- Mark - krzyknełam - przygotuj się.
- dobra dawaj - otrzepał w siebie ręce - jestem gotowy.
- ognisty meteor - krzyknełam
- boska ręka - próbował zatrzymać piłkę, lecz na nic się zdały jego starania.Piłka wylądowała w bramce, a spojrzenie Josepha spotkało się z moim. Ukłoniłam mu się w podziękowaniu za pomoc w opanowaniu tej techniki, a on mi odpowiedział skiwając głową.
Wspomnienie
- Joe mam dość myślę non stop by coś wymyślić, lecz nie mam pomysłu - powiedziałam mając pięć lat.
- to powiedz jaki żywioł uwielbiasz? - spojrzałam na niego
- po co ci to?
- chcesz coś wymyślić czy nie? - pokiwałam tylko głową - to odpowiedz.
- ogień - spojrzałam się w niebo - mam Joe wymyśliłam będzie to ognisty meteor - krzyknełam a Joe tylko podskoczył
- no i dobrą tylko trzeba wymyślić jak to będzie wyglądać.
- wiem zrobię obrót w powietrzu po czym uderzę w piłkę i pojawi się meteor w ogniu.Trenowaliśmy 3 godziny po tym czasie było widać pierwsze rezultaty. Podbiegłam do niego I uciskałam go z całej siły.
Joseph po paru minutach uniósł w ręku tajemnicze pudełko. Podbiegłam do niego z ciekawością.
- co to - najwidoczniej moją ciekawość była silniejsza niż zasady.
- nie powiem - zaczął się ze mną drażnić unosząc podełko w górę co dawało mu przewagę bo był wyższy ode mnie o jakieś 15.5 cm - za ile kończysz trening.
- nie wiem - próbowałam z całych sił dosięgnąć pudełko, które wciąż trzymał w górze - no pokaż nie bądź taki - on co jedynie się zaśmiał.
- dam ci ale zdejmij te stare korki - spojrzał się na mnie - no czekam.
- po co ci one - zdjęłam je ze zdziwieniem - jak ja mam trenować - zerknęłam w stronę drużyny.
- zobaczysz - podał mi pudełkoGdy je otworzyłam zaniemówiłam. W tajemniczym pudełku znajdowały się nowe buty do gry. Były w kolorach niebiesko-fioletowym. Wskoczyłam na mojego brata zamykając go w ucisku.
- dziękuję - poleciały mi łzy
- idź przymierzyć - wskazał mi na ławkę.
- idziesz ze mną?
- a Raimon?
- musi się kiedyś dowiedzieć.Zaśmiał się, a ja pociągnęłam go za ramię. Przechodząc obok drużyny czułam na sobie ich pytające spojrzenia. Usiadłam na ławce zaczynając z uśmiechem na twarzy przymierzać nowe buty.
- i jak nie ściskają - zapytał z strachem w głosie.
- nie, są idealne.
- to się cieszę - uśmiechnęłam się w jego kierunku.
- kim on jest? - usłyszałam warczącego do mnie Dragonfly'a
- to jest... - oczywiście wciąć się musiał nie kto inny jak Bobby.
- Joseph King, inaczej też mówiąc starszy brat naszej Maeve - skierowałam swój wkurzony wzrok na Bobbiego.
- nie będę wam przeszkadzać - spojrzałam na Joego - wróć tylko do domu.
- pewnie - odwróciłam się do drużyny - to jak kontynułujemy trening.Ostatnie dwie godziny mineły w ciszy. Trening się zakończył wróciłam do domu i szykowałam się do sobotniego spotkania z Dzikimi. Po powrocie do domu nie mogłam dać sobie spokoju z dzisiejszym spotkaniem. Nie zastanawiając się weszłam do jego pokoju.
- Joe - zaczęłam się wachać czy powinnam z nim o tym rozmawiać. Z moich myśli wybiło mnie pstrykanie palcami przed moją twarzą.
- co się stało? - musiał zauważyć że jestem zaniepokojona.
- dlaczego - zapytałam - dlaczego kupiłeś mi nowe korki - nie wiedziałam czy mam się bać, czy uciekać, a może jednak zostać i go wysłuchać.
- ponieważ tamte były już na ciebie za małe i miały dziury - musiałam się z nim zgodzić, on co jedynie wzruszł ramionami i zaczął wyciągać z szafy torbę - jeśli dostaniesz się do finału to dostaniesz na mecz coś o wiele lepszego - spojrzał się na mnie z uśmiechem wymalowanym na twarzy.
- to ja idę się położyć.
- pewnie wkońcu jutro masz mecz z Dzikimi - otworzył mi drzwi co rzadko się zdarzało.Będąc u siebie tak jak zawsze wieczorami zrobiłam swoją rutynę, po czym położyłam się spać.
***
Wybaczcie że tak długo nie było żadnego rozdziału na dniach w tym tygodniu dodać jeszcze jeden z spotkania z Dzikimi więc będzie się działo.
CZYTASZ
kosmiczna napastniczka/inazuma eleven
NezařaditelnéMaeve po odejściu z kirkwood zaczeła się uczyć w szkole swojego brata. akademii królewskiej. jak potoczy się jej historia.