rozdział 7

86 5 0
                                    

Piątek ostatni dzień przed weekendem oraz ostateczne przygotowania do spotkania z Dzikim gimnazjum. Byłam na boisku przed czasem. Miałam czas na rozgrzewkę

- trenujemy bez drużyny? - usłyszałam głos, który mi pokazał co to znaczy wygrywać - dawno się nie widzieliśmy.
- nie mam zamiaru wracać pod twoją opiekę Dark.
- mam propozycję - nie zwrócił uwagę na zdanie wypowiedziane przeze mnie, a ten jego wzrok mówił sam za siebie że to coś złego tak samo ten uśmieszek, który dobrze znałam. Zawsze gdy z nim trenowałam poznawałam jego mimikę.
- nie obchodzi mnie to. Nie będę znów twoją marionetką.
- chciałem Ci tylko zaproponować rolę kapitana w Zeusie.
- Zeus, a co z królewskimi?
- Królewscy się wypalają i tak jak wiesz zaczynają się przeciwstawiać - uśmieszek wszedł na jego twarz - jak przemyślisz sobie to daj mi znać.

Odjechał a wieść o nowej drużynie mną trząsneła. Przez chwilę chciałam napisać do Jude'a, lecz tego nie zrobiłam.

- hej już zaczęłaś trening - zawołał Shearer - wszystko dobrze?
- Bobby - westchnęłam - boję się że finał Królewskich będzie dla nich ostatnim.
- dlaczego przecież Jude wie co robić - stwierdził. W oddali zauważyliśmy idącą resztę drużyny.
- nic nie mów - posłałam mu ostrzegające spojrzenie.
- już są wszyscy? - zawołał brązowowłosy chłopak z pomarańczową opaską na głowie
- najwidoczniej Mark - głos Blaze'a był spokojny przez co dostałam ciarki.
- no to gramy - na twarzy Evansa pojawił się ten sam wielki uśmieszek, który czasami potrafi irytować.

Podczas treningu zeszłam z murawy by się nawodnić. Shearer tak jak w Królewskich się nie napracowywał siedząc na ławce i się ociągając. Zastanawiało mnie jedno kim był trener drużyny, w której gram może go widziałam ale tylko na meczach, a tak na treningu go nigdy nie było.
Poczułam jak czyjaś dłoń została położona na moim barku. Długo się nie zastanawiając osoba stojąca za mną zarobiła w nos.

- ała - usłyszałam głos nikogo innego niż Axela
- Axel - poczułam na sobie jego wzrok przepełnionym bólem - wybacz nie chciałam.
- gdzie się nauczyłaś samoobrony? - zapytał trzymając głowę ku górze by krew bardziej nie leciała.
- po zajęciach miałam zbyt dużo czasu - pomagałam usiąść białowłosemu - daj opatrzę ci - postawiłam koło siebie apteczkę, którą zawsze mam przy sobie.

Po opatrzeniu jego okaleczonego nosa dałam mu chusteczki by mógł zatamować dalsze krwawienie. Chłopaki dalej trenowali nie zwracając uwagę na zaistniałą sytuację.

- dzięki - spojrzałam na niego pytająco na co się zaśmiał - za obity nos - szturchnełam go łokciem, lecz uśmieszek nie zchodził mu z twarzy - oczywiście również za pomoc - dodał
- wkońcu to moja wina, więc powinnam ci pomóc - spojrzałam w jego stronę.
- to nie całkiem twoja wina - syknął z bólu - nie powinienem ciebie straszyć.

Nie odezwałam się tylko spakowałam na spokojnie apteczkę. Wróciłam z Blazem do treningu. Postanowiłam poćwiczyć kilka starych technik.

- a on czego tu chce - zauważył różowowłosy wskazując na dróżkę przy boisku.

Osoba, którą wskazał Dragonfly to oczywiście nie kto inny jak Joe, który darzył mnie swym radosnym spojrzeniem.

- Mark - krzyknełam - przygotuj się.
- dobra dawaj - otrzepał w siebie ręce - jestem gotowy.
- ognisty meteor - krzyknełam
- boska ręka - próbował zatrzymać piłkę, lecz na nic się zdały jego starania.

Piłka wylądowała w bramce, a spojrzenie Josepha spotkało się z moim. Ukłoniłam mu się w podziękowaniu za pomoc w opanowaniu tej techniki, a on mi odpowiedział skiwając głową.

Wspomnienie

- Joe mam dość myślę non stop by coś wymyślić, lecz nie mam pomysłu - powiedziałam mając pięć lat.
- to powiedz jaki żywioł uwielbiasz? - spojrzałam na niego
- po co ci to?
- chcesz coś wymyślić czy nie? - pokiwałam tylko głową - to odpowiedz.
- ogień - spojrzałam się w niebo - mam Joe wymyśliłam będzie to ognisty meteor - krzyknełam a Joe tylko podskoczył
- no i dobrą tylko trzeba wymyślić jak to będzie wyglądać.
- wiem zrobię obrót w powietrzu po czym uderzę w piłkę i pojawi się meteor w ogniu.

Trenowaliśmy 3 godziny po tym czasie było widać pierwsze rezultaty. Podbiegłam do niego I uciskałam go z całej siły.

Joseph po paru minutach uniósł w ręku tajemnicze pudełko. Podbiegłam do niego z ciekawością.

- co to - najwidoczniej moją ciekawość była silniejsza niż zasady.
- nie powiem - zaczął się ze mną drażnić unosząc podełko w górę co dawało mu przewagę bo był wyższy ode mnie o jakieś 15.5 cm - za ile kończysz trening.
- nie wiem - próbowałam z całych sił dosięgnąć pudełko, które wciąż trzymał w górze - no pokaż nie bądź taki - on co jedynie się zaśmiał.
- dam ci ale zdejmij te stare korki - spojrzał się na mnie - no czekam.
- po co ci one - zdjęłam je ze zdziwieniem - jak ja mam trenować - zerknęłam w stronę drużyny.
- zobaczysz - podał mi pudełko

Gdy je otworzyłam zaniemówiłam. W tajemniczym pudełku znajdowały się nowe buty do gry. Były w kolorach niebiesko-fioletowym. Wskoczyłam na mojego brata zamykając go w ucisku.

- dziękuję - poleciały mi łzy
- idź przymierzyć - wskazał mi na ławkę.
- idziesz ze mną?
- a Raimon?
- musi się kiedyś dowiedzieć.

Zaśmiał się, a ja pociągnęłam go za ramię. Przechodząc obok drużyny czułam na sobie ich pytające spojrzenia. Usiadłam na ławce zaczynając z uśmiechem na twarzy przymierzać nowe buty.

- i jak nie ściskają - zapytał z strachem w głosie.
- nie, są idealne.
- to się cieszę - uśmiechnęłam się w jego kierunku.
- kim on jest? - usłyszałam warczącego do mnie Dragonfly'a
- to jest... - oczywiście wciąć się musiał nie kto inny jak Bobby.
- Joseph King, inaczej też mówiąc starszy brat naszej Maeve - skierowałam swój wkurzony wzrok na Bobbiego.
- nie będę wam przeszkadzać - spojrzałam na Joego - wróć tylko do domu.
- pewnie - odwróciłam się do drużyny - to jak kontynułujemy trening.

Ostatnie dwie godziny mineły w ciszy. Trening się zakończył wróciłam do domu i szykowałam się do sobotniego spotkania z Dzikimi. Po powrocie do domu nie mogłam dać sobie spokoju z dzisiejszym spotkaniem. Nie zastanawiając się weszłam do jego pokoju.

- Joe - zaczęłam się wachać czy powinnam z nim o tym rozmawiać. Z moich myśli wybiło mnie pstrykanie palcami przed moją twarzą.
- co się stało? - musiał zauważyć że jestem zaniepokojona.
- dlaczego - zapytałam - dlaczego kupiłeś mi nowe korki - nie wiedziałam czy mam się bać, czy uciekać, a może jednak zostać i go wysłuchać.
- ponieważ tamte były już na ciebie za małe i miały dziury - musiałam się z nim zgodzić, on co jedynie wzruszł ramionami i zaczął wyciągać z szafy torbę - jeśli dostaniesz się do finału to dostaniesz na mecz coś o wiele lepszego - spojrzał się na mnie z uśmiechem wymalowanym na twarzy.
- to ja idę się położyć.
- pewnie wkońcu jutro masz mecz z Dzikimi - otworzył mi drzwi co rzadko się zdarzało.

Będąc u siebie tak jak zawsze wieczorami zrobiłam swoją rutynę, po czym położyłam się spać.

***
Wybaczcie że tak długo nie było żadnego rozdziału na dniach w tym tygodniu dodać jeszcze jeden z spotkania z Dzikimi więc będzie się działo.

kosmiczna napastniczka/inazuma eleven Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz