Minęło kilka dni od wypadku.
Wieczór tego dnia był spokojny a zarazem jednym z gorszych. Spokojny, ponieważ niebo było czyste ukazując każdą gwiazdę jaka na nim zagościła. Deszcz zniknął na dobre zostawiając po sobie świeży ziemisty aromat. Sara siedziała na tarasie. By zająć czymś głowę od złudnych przemyśleń, czytała kolejny rozdział swojej ulubionej książki. Podnosząc głowę zza lektury, w oddali zobaczyła kontury czyjeś sylwetki. Czuła, że jej organizm opuszczają resztki dobrego uczucia, które nieoczekiwanie pojawiło się tego wieczoru.
Zaskoczona, wyrwała się z miejsca by dostrzec co ją obserwuje. Opierając się o balustradę zmarszczyła brwi. Dopiero wtedy uświadomiła sobie, że patrzą na nią świecące czerwone oczy. Jej oddech nabrał tępa, już je wcześniej widziała.
- Hej, koleś! - krzyknęła odważnie.
Błysk czerwonych oczu przybliżał się ukazując postać. Dość wysoki mężczyzna o krótkich, sterczących blond włosach i lekkim jasnym zaroście. Szczupła twarz z sarkastycznym uśmiechem. Na sobie miał koszulkę w jasnym brązie, szarą kurtkę i dżinsy. Obcy zmierzał w stronę tarasu z wyciągniętą ręką, zaciśniętą w pięść. Usiłując coś zrobić, najwidoczniej nie sprawiało mu to satysfakcji.
- Wszystko gra? Kim jesteś?
Ślepia obserwowały każdy jej ruch. Czekał aż w końcu coś się wydarzy. Nie podejmując kolejnej próby, podszedł z rękami w górze udając bezbronnego. Oczy straciły świetlisty czerwony kolor, teraz przybrały przygaszonej barwy niebieskiego.
- Oh, przepraszam. Nie przedstawiłem się - odparł ironicznie - Na imię mi Lucyfer.
- Przyszedłeś mnie zniszczyć, tak? - wzdrygnęła się w duchu na samą myśl o tym, że znowu poczuje bliskość śmierci.
Lucyfer wpatrywał się w dziewczynę, monitorując każdy jej ruch.
- Dlaczego miałbym zniszczyć tak ciekawą a zarazem odporną na moce osobę? - zadał sam sobie pytanie - Doskonałe dzieło Boga - dodał, uśmiech nie schodził mu z twarzy - Nigdy nie spotkałem takiej osoby. Wiesz, właściwie radzisz sobie lepiej, niż myślałem. Lubię Cię Sara, rozumiem, co inne anioły w Tobie widzą.
Sara wpatrywała się w niego jak zaczarowana. Lucyfer wkroczył na taras. Serce zaczęło bić od tej bliskości z wielką prędkością.
- Czekałem na ciebie. Bardzo, bardzo długo. - przyznał - Czujesz to podekscytowanie? Jesteśmy jak dwie, małe połówki - zrobił kolejny krok w jej kierunku.
W oddali dało się usłyszeć mocarny dźwięk silnika. W jednej chwili na podjeździe zaświeciły jasne, oślepiające reflektory.
Sara stała jak wryta w ziemię przysłaniając sobie oczy dłonią od blasku świateł nadjeżdżającego naprzeciwko samochodu. Usiłowała dostrzec pasażerów auta, ale bez powodzenia. Za to jego reflektory dobrze oświetlały Lucyfera. Na jego twarzy malowała się pogarda.
Gwałtownie coś złapało ją za ramię i przeciągnęło za siebie.
- Hej ośle! - krzyknął Castiel, rzucając flakonem z Świętym Olejem w Lucyfera.
Nastały chwilowe płomienie i po Lucyferze nie było śladu.
- Cas, frajerze - wrzasnął nieznajomy, wychodząc z olśniewająco czarnego chevroleta. W ręku trzymał broń.
- Nie musisz być wredny Dean - stwierdził z niezadowoloną miną anioł.
- I co my teraz zrobimy?
- Święty olej powstrzyma go tylko na jakiś czas. Teraz poczekajmy na nieuniknioną falę uderzeniową, nie będzie długo zwlekać aby znowu tu zawitać - odparł zawiedzionym głosem Castiel.
- Jaja sobie robisz? - odpowiedział Dean, z grymasem na twarzy.
- Dlaczego nie strzeliłeś? - zawołał kolejny męski głos. Po chwili na tarasie stał następny mężczyzna. Najwyższy ze wszystkich, szczupły i dobrze zbudowany. Włosy dosięgały mu za ucho.
- No nie wiem Sammy. Może dlatego, że jesteśmy na środku czyjeś cholernej posesji? Na tarasie stoi zdziwiona dziewczyna, a Cas postanowił działać przed nami. Poza tym skurczybyk jest odporny na pociski.
- To jaki mamy teraz plan? - zapytał Sam, odgarniając sobie kosmyk do tyłu.
- Pracuje nad nim.
- Czyli nie mamy planu - oznajmij z założonymi rękoma.
- Wybaczcie kochani - odchrząknęła Sara - Że przerywam wam tę cudowną sielankę, ale... co tu się właściwie dzieje? - zapytała, usta wygięła w pełen ironii uśmiech.
Dean wywrócił oczami. Ruszył, stając na przeciwko zielonookiej - Nazywam się Dean Winchester. Lubię ciasto, oglądać zachody słońca i ładne kobiety - odpowiedział beż żadnego entuzjazmu - Blah, blah. To mój młodszy brat Sam - wskazał palcem na brata - Możemy sobie już stąd iść? - zapytał, odwracając głowę w stronę młodszego Winchestera. Szopkę jaką przedstawił najwyraźniej sprawiła mu kompletną obojętność.
- Ta dziewczyna to Sara - wtrącił Castiel.
Zmarszczywszy na moment czoło Dean, spojrzał na anioła. W jego zielonych oczach widać było podirytowanie - To wy się znacie? - burknął.
- Parę dni temu uległa wypadkowi, umarła. Los dał jej drugą szansę. Razem z Zachariaszem przywróciliśmy jej życie - spuścił wzrok - wróciła bez duszy.
Młodszy z braci zrobił duże oczy. Dean też nie ukrywał zaskoczenia.
- I nic nam nie powiedziałeś? - odparł oburzony.
Trwało to zbyt długo. Dziewczyna domagała się wyjaśnień. Ignorując rozdrażnienie starszego z braci, Sara pchnęła go w ramię. Czuła, że patrzy na nią cała trójka ale wściekłość zaczęła opanowywać jej ciało. Spojrzała mu prosto w twarz wiedząc, że musi wyglądać teraz na rozgniewaną.
- Słuchaj no śmieszku - zaczęła - Żądam aby, ktoś mi łaskawie wytłumaczył co się tutaj wyczynia.
Dean i Sara przez krótką chwilę stali, spoglądając na siebie gniewnym wzrokiem.
- Czy ty mnie właśnie pchnęłaś w ramie? - zapytał Dean, próbując się opanować.
Sam głośno westchnął - Dobra starczy bo się pozabijacie.
Odciągnął brata na bok. Dean odsunąwszy się od dziewczyny, usiadł na drewnianej ławce stojącej na tarasie. Zarzucił nogę na nogę i dwukrotnie odetchnął aby uspokoić emocje.
- Jestem Sam - przedstawił się łagodnie - Ten naburmuszony koleś to faktycznie mój brat. Jesteśmy łowcami. Może to zabrzmieć bzdurnie ale, polujemy na potwory. Wpadliśmy tutaj ponieważ dostaliśmy wezwanie od naszego serdecznego przyjaciela Castiela, że diabeł wcielony, Lucyfer krąży po naszej ziemi.
Sara stała z otwartą na moment buzią nie dowierzając czego właśnie wysłuchały jej uszy. Niepohamowany śmiech wyrwał się jej z gardła. - Potwory?
Tak, potwory - ogłosił stanowczo Dean, kiedy zobaczył jej reakcje - Wampiry, wilkołaki, rugaru, strzygi, demony.
Przecież to wszystko nie istnieje - pomyślała. Demony? Nie ma demonów tak, jak nie ma... aniołów?
Spojrzała na Castiela.
Nagle zdała sobie sprawę, że oni mówią zupełnie poważnie. Nie spodziewała się, że ta rozmowa przybierze taki obrót. Zagryzła wargi i splotła dłonie, żeby opanować wszelkie gwałtowne ruchy. Dean przyglądał się uważnie, czekając na jakąś reakcje z jej strony i choć wpatrywała się w podłogę, czuła, że ją obserwuje.
- Lucyfer poluje na nią. Stąd jego wizyta - zakomunikował Castiel wyrywając wszystkich z zamyślenia.
- Co masz na myśli? - Odezwał się Sam.
- Sara jest odporna na moc Lucyfera, byłem już na miejscu gdy zaczął rozmowę. Diabeł chce zabrać ją do piekła. Wykreować jej duszę na swoje podobieństwo, tak sądzę.
Wszyscy zastygli. Dean się nie odezwał. Sara była świadoma tego, że z nadmiaru wrażeń może stracić nad sobą kontrolę. Oddychała powoli, starając się pozostać w jednym miejscu. Bez emocji, bez duszy. Z Lucyferem na karku. Od nadmiaru myśli, zakręciło się jej w głowie.
CZYTASZ
Niebo - Piekło | Supernatural
FantasySara niespodziewanie ulega wypadkowi. Niezwykłe zdarzenie jakiego doświadcza sprawia, że poznaje świat nadprzyrodzony. Traci również coś bardzo cennego, dusze. Nie zdaje sobie jednak sprawy, jakie zagrożenie ściągnie na siebie i swoich bliskich.