~ Rozdział 8. I zapadła cisza ~

69 15 29
                                    

Droga ciągnęła się bez końca. Wjeżdżając do miasta ruch robił się coraz większy. Dean musiał zrezygnować z dużej prędkości jaką przemierzał przez ostatnie godziny i dostosować tempo do wlekących się przed nim samochodów. Na manewry i wyprzedzenie nie było szans. Późna godzina po południowa wskazywała czas powrotów z pracy. Miasto wypełnił korek.

- Może przystaniemy na chwilę w następnej knajpie? - zapytał Dean, jego ton głosu z pewnością świadczył, że opada z sił.

- Myślę, że to dobry pomysł. Wszyscy jesteśmy wykończeni, potem poszukamy noclegu - wymamrotał Sam.

Pokonali kolejny zakręt i zaparkowali chevroleta pod najbliższą knajpą. Weszli do środka restauracji, o dziwo panował tam spokój. Wszyscy odetchnęli z ulgą. Zajęli wolny stolik i chwile później pojawiła się kelnerka.

Sara i Dean nie żałowali swojego wilczego apetytu. Jeśli chodzi o jedzenie mieli podobne gusta.

- Kilka kilometrów stąd mamy wolny pokój - odparł młodszy z braci, szperając w telefonie.

- Nareszcie, padam z nóg - odpowiedział Dean z pełną buzią, umazany sosem. Ale najwyraźniej kompletnie mu to nie przeszkadzało.

- Myślałam, że Lucyfer odpuści sobie swoich poszukiwań. Tyle czasu było cicho, a tu nagle atak demonów i to jeszcze w dziwnych okolicznościach na przypadkowej stacji benzynowej. Czy to nie dziwne? - zapytała Sara i przyjrzała się zagadkowym wyrazem twarzy na swoich towarzyszy. Przez całą drogę nikt się nie starał poruszać tego tematu.

- Serio? Że, tak po prostu sobie odpuści? - burknął agresywnie starszy Winchester, biorąc łapczywie kolejny kęs swojego hamburgera - To król cholernego piekła, jak sobie coś ubzdura to nie da za wygraną.

Sara wpatrywała się w jego ściągniętą gniewem twarz. Wtem dotarło do niej, że najwyraźniej znowu jest wściekły.

- Jedzenie ci spada - powiedziała, upijając łyk swojego napoju. Odczekała chwilę, ale Dean się więcej nie odezwał. Oparł się o krzesło i wbił wzrok w swój pusty już talerz.

- Co jest z tobą? Skąd u ciebie ten zły nastrój? Czy to z mojej winy? - zrobiła się nerwowa, w palcach ściskała zamek swojej kurtki.

Zaskoczyła go. Ciąg pytań jakby łowcę zaniepokoił ale puścił to mimo uszu. Spojrzał na nią przygnębionym wzrokiem, a potem przecząco pokręcił głową, nie zamierzał się kłócić. Po raz pierwszy zabrakło mu słów. Nastała niezręczna cisza, Sam przyglądał się bratu. Wciąż najeżony, śmiało patrzał Samowi w oczy.

- Powinieneś trochę się uspokoić, nikt nie wie o co się wkurzasz. Może w końcu nas oświecisz? - stwierdził, marszcząc czoło.

Zignorował kolejne pytanie, wpatrując się w swojego rozmówcę zamrugał kilkukrotnie oczami urywając kontakt wzrokowy.

- Dean? - zwrócił się ponownie Sam.

- Po prostu.. mam zły dzień, daj spokój Sammy. Nie drążmy tego - poprosił spokojnie - Zrobiłem dziś wiele kilometrów, jestem zmęczony. Czy to dostatecznie jasna odpowiedź na twoje pytanie?

Dean nie chciał, żeby ktokolwiek dowiedział się co go tak naprawdę trapi. Sam zacisnął zęby i nie podjął kolejnej próby wchodzenia w dyskusję z bratem. I tak dopasowywał wszystko do swojej wersji.

- Lucyfer namierzył naszą lokalizację - odezwał się Castiel. Jako jedyny zawsze w pełni opanowany - Posłał demony na zwiady w pobliskie placówki. Nie zamierza odpuścić, prędzej czy później nas przechytrzy. Musimy dopilnować, żeby pochwycił zły trop bo inaczej będzie kicha - dodał.

Niebo - Piekło | SupernaturalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz