VIVIEN:
Zrzuciłam ciasno zawiązane trampki z obolałych stóp, wzdychając z ulgą na chwilowe poczucie wolności docierające do wszelkich zakamarków mojego ciała. Nogi odpadały mi po całym dniu spędzonym w kawiarni Pani Rosalie. Kobieta się pochorowała, przez co to na mnie spadła odpowiedzialność prowadzenia przedsiębiorstwa, obsługiwania klientów oraz dbania o porządek w kawiarni. Oczywiście, nie musiałam tego robić, lokal mógł zostać zamknięty do czasu powrotu do zdrowia właścicielki, jednakże ja zadeklarowałam się zadbać o niego podczas jej nieobecności. Teraz cierpiałam, jednak widok uśmiechu na twarzy starszej kobiety, gdy oferowałam samodzielne zajęcie się jej przedsiębiorstwem był wart wszystkiego. Nie potrafiłam sobie choćby wyobrazić jak wiele serca ta wkładała w prowadzenie biznesu, skoro coś takiego jak samo zajęcie się nim sprawiało, iż ta była szczęśliwa.
Byłam padnięta, a każdy z moich mięśni niemiłosiernie bolał po wielu godzinach chodzenia w tę i z powrotem. Ruch nie był wielki, jednakże sam fakt tego, iż przebywałam tam sama sprawiał, że nawał obowiązków stawał się uciążliwy. Rozprostowałam zastany kark, odkładając kurtkę na jeden z wieszaków po czym westchnęłam z ulgą. Zgasiłam światło w korytarzu, przechodząc od razu do schodów prowadzących na górę. Vincent ponownie nie był obecny w domu, a moim jednym marzeniem było rzucenie się na łóżko i zaśnięcie. Tak bardzo pragnęłam odciąć się od otaczającej mnie rzeczywistości jak nigdy.
Nie mogłam jednak tego zrobić, ponieważ wiedziałam, że to nie był koniec tej ciężkiej nocy. To był zaledwie początek najgorszej z przepraw. Miałam jeszcze jedno zdanie do wykonania.
Z westchnięciem odłożyłam telefon na blat biurka, podchodząc do sporej wielkości szafy. Czułam rozleniwienie rozprzestrzeniające się po ciele jednak wiedziałam, iż nie mogłam pozwolić mu się obezwładnić. Wzięłam się w garść w myślach uparcie powtarzając, że wszelkie podejmowane kroki były koniecznością. Przesunęłam białe drzwi mebla, przymykając powieki na widok panującego w jej wnętrzu brudu. Byłam zbyt zabiegana, aby zając się bałaganem, co dawało się we znaki pod postacią ledwie domykających się drzwi. Z głębi mebla wyciągnęłam koszulkę na cienkich ramiączkach oraz luźną bluzę w kolorze hebanu z białym nadrukiem na plecach. Nie chciałam się stroić, gdyż wyjście to było czysto biznesowym i pełnym nieprzyjemności spotkaniem.
Zrzuciłam z siebie obcisłą bluzkę w odcieniu bieli, po czym założyłam uprzednio przygotowane ubrania a włosy związałam w wysoki kucyk. Długie, proste kosmyki opadły na moje plecy sięgając już niemalże łopatek. Nie miałam siły na ingerowanie we własny wygląd, dlatego również zostawiłam delikatny makijaż, który już znajdował się na mojej twarzy, jednak dodałam do niego nieco czerwonej pomadki, którą smagnęłam usta. Potrzebowałam czegoś, co dodałoby mi pewności siebie a wiedziałam, iż ta barwa sprawi, iż właśnie tak się stanie. Nie chciałam wyglądać niczym przerażona dziewczynka, chodź w siebie głębi mogłam drżeć z niepokoju. Miałam nadzieje, że tym akcentem uda mi się dodać samej sobie nieco więcej wiary.
Przejrzałam się w lustrze, jednak widok worów pod oczami widocznych nawet spod warstwy podkładu zniechęcił mnie do dalszego przyglądania. Popsikałam się stojącymi nieopodal perfumami, po czym opuściłam sypialnię zgarniając jedynie iPhone 'a oraz paczkę papierosów które wsunęłam do kieszeni bluzy. Zbiegłam po schodach, czując jak chłód pustych ścian przetaczał się do wnętrza mojego ciała niczym porażenie prądem. Nie lubiłam tej bezimienności oraz lodowatości jaka obezwładniała każdy skrawek mieszkania jednak nie planowałam go zmieniać. Nie miałam na to ani chęci, ani siły. Wkroczyłam do kuchni, z której zdążyłam zabrać jedynie małą butelkę wody, ponieważ widok reflektorów nadjeżdżającego samochodu uniemożliwił mi zrobienie czegoś więcej. Po raz ostatni przemyślałam swoją decyzję, jednak nigdy nie byłam ustępliwa a ostatnimi czasy rozwaga nie była mi bliska. Wzięłam głęboki wdech, po czym założyłam czarne buty Nike i opuściłam pusty budynek, w momencie, w którym auto zatrzymało się na podjeździe.
CZYTASZ
ARDEAT
RomanceGRADUS 2. MEMENTO MORI DILOGY. Jako grzesznicy popadliśmy w stan niełaski obrażając Boga w najdoskonalszy sposób, gdy z uśmiechami na ustach łamaliśmy kolejne z przykazań. Sprzeciwiliśmy się jego słowom tak wiele razy, iż nie można było nazwać nas j...