Rozdział 7: Bądź szczery ze Sobą

152 9 61
                                    

POV:Colette

Wczoraj wieczorem udało mi się wrócić do cioci. W swoim rodzinnym mieście spędziłam 2 dni. Spotykałam się z przyjaciółmi, trochę opiekowałam się pszczołami Bea. Dobrze było tak na chwilę wrócić.

Gdy tylko moja taksówka stanęła przed domem, ciocia wybiegła mi na przywitanie. Przytuliła mnie i spytała jak u mamy.

Powiedziałam jej kawałek historii i to że już w październiku wychodzi. Bardzo się ucieszyła.

Około 21.30 usiadłyśmy razem przed telewizorem.

-Przysięgam, jeśli on nie umrze na końcu to ja jestem księdzem!- wrzeszczy ciocia, wskazując na jednego z bohaterów.

Zaczynam się śmiać.

-Ciociu! No bez przesady-

-Oh, Colie. Zagrałam w za dużej ilości filmach, o wiele lepszych niż ten, żeby nie domyślić się tej oczywistości- mówi, wskazując na jeden z plakatów za nami.

------------------

-Żegnaj- mówi jeden z bohaterów -bracie!-

I umiera.

-Ha! Miałam rację!- krzyczy ciocia, wstaje i zaczyna tańczyć.

-Ciociu on umarł, a ty zaczęłaś tańczyć!- śmieję się i przyłączam się do niej.

Bez serca.

-Wiadomości godzina 23.00, ja jestem Amber, a to informacje z ostatniej chwili. Jedna z dróg szybkiego ruchu w Hiszpanii zatrzymana na następne 2 godziny, przez okrutny wypadek kobiety prowadzącej pod wpływem alkoholu i jej finalnej śmierci. Policjanci podają że w jej krwi znaleziono 4 promile alkoholu. Wszyscy ostrze....- przerywam prezenterce wyłączając telewizor.

Nie chce mi się słuchać o takich nieszczęściach, gdy nareszcie wszystko zaczyna mi się jakoś układać.

------------------

-Colette!!!!-

Spadam z łóżka.

Przed chwilą jeszcze śnił mi się tak piękny fanfik, a nagle czyjś krzyk wyrwał mnie ze snu.

Ledwo patrząc na oczy spoglądam w górę.

Jakaś biała plamka, coś niebieskiego.

Wszystko jest rozmazane.

Skup się Colette!

-Gus, co ty tu robisz tak wcześnie?- pytam.

-Nie wiem, obudziłem się rano, jadłem śniadanie z Edgarem, a on powiedział że mnie zostawi na chwilę u sąsiadki, bo musi załatwić pewną sprawę- mówi na jednym tchu.

Przecieram oczy rękami i siadam, dalej opatulona w kołdrę.

-I dlatego musiałeś mnie obudzić?- pytam.

-Przepraszam- schyla głową -Po prostu nie mam się z kim teraz bawić-

-Na dobrze- biorę go na kolana -To co chcesz porobić?-

-Narysujesz mi balonik?- patrzy na mnie takimi słodkimi oczkami -Albo pieska!-

Podnosi ręce do góry.

Ale on uroczy.

-Jasne, tylko najpierw zjem śniadanie- mówię.

-Taaaaakkkkkk!- krzyczy i mnie przytula.

Ten dzień zapowiada się naprawdę dobrze.

-----------------------

Jest już 16:00, a Edgar dalej nie przyszedł po brata.

Edgar x Colette ~ Serca z AtramentuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz