Rozdział 3

82 1 0
                                    

JJ POV's

Obudziłem się późnym rankiem, gdy John B wychodził na ganek swojego domu. Rozciągnąłem się i dołączyłem do niego, ziewając i siadając na krześle. Chłopak posłał mi lekki uśmiech i dosiadł się do mnie, także ziewając.

- Wczoraj za szybko zasnąłem i nie zapytałem, czy Victoria dotarła bezpiecznie do domu? - skinąłem głową.

- Najbezpieczniej, jak tylko mogła. - uśmiechnąłem się szeroko.

- Zamierzasz jej powiedzieć?

- Powiedzieć o czym? - zapytałem zdezorientowany, choć dobrze wiedziałem, o co mu chodzi.

- Nie udawaj głupiego, JJ. - burknął - Wiesz, o czym mówię.

- My się nienawidzimy, rozumiesz? Z resztą, czekam na odpowiedni moment.

- Więc, po co ten zakład?

- Po to, by zbli... - nie dane mi było dokończyć, gdyż dołączyły do nas dziewczyny i Pope z Rafe'm, którzy zaczęli inną rozmowę. Posłałem przyjacielowi tylko lekki uśmiech i wróciłem do środka.

Victoria POV's

Gotowa na spotkanie z przyjaciółmi rodziców, zeszłam na dół i uśmiechnęłam się lekko do państwa Evans. Pani Milly Evans jest wysoką blondynką o niebieskich oczach, szczupłej sylwetce i dzisiaj była ubrana w sukienkę do kostek w kwiatki. Zaś pan Denis Evans jest wysokim brunetem o brązowych oczach, wysportowanej sylwetce i dzisiaj był ubrany w białą koszulę i czarne spodnie garniturowe. Od kąd pamiętam, byli dla mnie jak druga rodzina, ale niestety, nie mogli mieć dzieci, gdyż oboje byli bezpłodni, a adopcja trwała by za długo, lecz zaczęli się nad tym poważnie zastanawiać, bardzo pragnąc dziecka.

- Matko, Victorio, jak ty wyrosłaś! - uśmiechnęła się pani Milly, łapiąc moją twarz w dłonie i całując w policzek. Następnie, przywitałam się z panem Denisem i wszyscy zasiedliśmy do stołu, na którym było jedzenie. Dorośli zaczęli o czymś rozmawiać, a ja zaczęłam się nudzić, więc próbowałam znaleźć jakąś wymówkę, aby się wymknąć. Z moich przemyśleń wyrwał mnie dźwięk wiadomości.

Od: Największy idiota na świecie🤮

Dzisiaj o 20:00 bądź gotowa, zapraszam cię na kolację na plaży.

Do: Największy idiota na świecie🤮

Nie myśl sobie, że gdzieś z tobą pójdę, dupku.

Od: Największy idiota na świecie🤮

Pójdziesz. Albo jesteś gotowa o 20:00, albo wyniosę cię z domu siłą. Wybierz mądrze, do zobaczenia.

Wywróciłam oczami i schowałam telefon do kieszeni. Czy jest ktoś bardziej irytujący od niego? To, że udajemy parę nie oznacza, że musimy chodzić na randki, prawda? Z resztą, to tylko głupi zakład, który mam zamiar wygrać, żeby czerpać przyjemność z tego, jak JJ będzie biegł czterdzieści kilometrów. A jeśli przegram... No cóż, nie widzę innej opcji niż wygrana, gdyż na sto tysięcy procent się w nim nie zakocham.

-------------------

Zaczęłam szykować się na randkę z moim udawanym chłopakiem. Ubrałam na siebie kremową sukienkę do połowy uda, wyprostowałam włosy, zrobiłam lekki makijaż i spakowałam do torebki potrzebne rzeczy, np. telefon, pomadka, lusterko, puder i gaz pieprzowy, tak na wszelki wypadek. Gotowa, zeszłam na dół i nie żegnając się z rodzicami, opuściłam dom. Po chwili, przyjechał po samochód Johna B, twinkie, a za kierownicą siedział ten wkurwiający blondyn, którego tak bardzo nienawidziłam. Był ubrany w czarną koszulę, której dwa pierwsze guziki były odpięte, i tego samego koloru spodenki. Jego włosy jak zwykle były w nieładzie. Wsiadłam do samochodu, nawet się z nim nie witając i zapięłam pas.

- Pope stwierdził, że musimy codziennie chodzić na randki bo inaczej, nikt z nas nie przegra i nikt z nas nie wygra. Więc, jutro ty mnie gdzieś zabierasz. - puścił mi oczko, a ja wywróciłam oczami.

Świetnie, kolejne kilka godzin z tym idiotą.

Zatrzymaliśmy się przed plażą. Chłopak uśmiechnął się do mnie czarująco i ruszyliśmy w stronę kocyka z przekąskami. Uśmiechnęłam się lekko i zasiadłam na kocu, a blondyn zrobił to samo. JJ nalał nam wina do kieliszków i wręczył mi jeden, stukając się nim ze mną. Upiłam jednego łyka i odstawiłam kieliszek, patrząc na piękny zachód słońca, który po tej stronie plaży wyglądał niesamowicie.

- Czemu mnie tak nienawidzisz? - zapytał po chwili ciszy.

- Może dlatego, że jesteś irytujący, wkurwiający i idiotyczny? - odpowiedziałam, nawet na niego nie patrząc, a ten parsknął śmiechem.

- Ale jestem chociaż ciut przystojny, tak? - prychnęłam i pokręciłam głową, odwracając wzrok i wpatrując się w niego przez chwilę.

Idealnie zarysowana szczęka, pociągające usta, niesamowicie niebieskie oczy, zadbane, lśniące włosy, piękny uśmiech. To jest ideał faceta i gdyby nie był taki wkurwiający, mogłabym go polubić.

- Tylko ciutkę. - uśmiechnęłam się, co odwzajemnił.

- Za to ty, jesteś nawet ładna. Tylko szkoda, że charakter masz paskudy. - prychnął, a ja się zaśmiałam.

Reszta wieczoru minęła nam przyjemnie do czasu, gdy mieliśmy wrócić do domu. Zbieraliśmy właśnie rzeczy z piasku, gdy chłopak "przez przypadek" przechylił butelkę z winem i wylał zawartość na moją jasną sukienkę.

Kurwa, bez jaj, to nowa sukienka!

- Pojebało cię?! - wrzasnęłam, rzucając koc na ziemię - To nowa sukienka, ty idioto!

- To był przypadek! - odkrzyknął przerażony.

- Taki jak ty?! A weź, spierdalaj, fiucie! - krzyknęłam i odwróciłam się.

- No chyba nie zostawisz mnie z tym syfem samego, co? - usłyszałam za plecami, dlatego pokazałam mu środkowego palca, nawet się do niego nie odwracając.

Wkurzył mnie i to bardzo. Może nie zdenerwowałabym się tak, gdyby nie była to sukienka, na którą wydałam swoje ostatnie oszczędności i na którą pracowałam naprawdę długo. A on nawet nie przeprosił. Zmieniam zdanie. Nie mogłabym go polubić za żadne skarby tego świata. Nie rozumiem, co dziewczyny mogą w nim widzieć, przecież to zwykły skurwiel z ładną buźką, poza którą, nie ma nic innego do zaoferowania. Nikt nie może z nim być szczęśliwy, jest zbyt irytujący, by wytrzymać z nim dłużej niż jeden dzień. Albo nawet krócej.

----------------

- Ta randka to jakaś tragedia! - mówiłam do dziewczyn, rozmawiając z nimi na FaceTime - Na początku było całkiem nieźle, ale potem, wylał butelkę wina na moją NOWĄ sukienkę i nawet nie przeprosił! - podkreśliłam słowo "nową".

- Może to był przypadek? - zapytała Sarah z nadzieją w głosie.

- Przez przypadek, to ten fiut został zrobiony. - warknęłam - Z resztą, nawet jeśli to był przypadek, powinien przeprosić, tak? - Kie westchnęła.

- Masz rację, powinien przeprosić, ale znasz JJ'a. On nie lubi przepraszać. - wytłumaczyła ciemnoskóra.

- Może z nim o tym porozmawiaj? - zaproponowała Cleo.

- O nie! Nie mam zamiaru z nim rozmawiać! - krzyknęłam z dezaprobatą, a wszystkie wzdychnęły.

Pogadałyśmy jeszcze chwilę, gdy stwierdziłam, że położyłabym się spać. Zrobiłam nocną rutynę i przebrana w piżamę, położyłam się do łóżka, okrywając kołdrą po same uszy. Mimo tego, że Outer Banks było ciepłym miejscem, w nocy i tak czułam zimno. I to nie tylko dzisiaj, ale od zawsze. Może to dlatego, że urodziłam się bliżej zimy, bo dwudziestego ósmego listopada? Nie wiem nawet kiedy zapadłam w głęboki sen.

Maybank, ty dupkuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz