6. Koszmary w domu Potterów

94 6 2
                                    


czyli o tym jak każdy nastolatek w tym domu miewa koszmary i co robią rodzice

(strasznie ssie, ale nie mogę spać i przypomniało mi się, że kiedyś coś tu dodawałam)

***

Kiedy Syriusz miał koszmar sprawa wyglądała bardzo prosto i prawie niczym się od siebie poszczególne sytuacje nie różniły. Koszmary chłopaka zawsze kończyły się zachowaniem w stylu zduszonego krzyku i wręcz rzucania się po łóżku, które łatwo rozpoznawała Euphemia. Nikt nie wiedział z jakiego powodu, ale była zawsze pierwsza obok łóżka Syriusza, kiedy coś się działo, bo czuła, że coś jest nie tak i sama się budziła. Pokój kobiety i jej męża był tuż za ścianą obok pokoju starszego Black'a, co też pewnie miało wpływ na jej szybkie reakcje. Nigdy nie wypomniała Syriuszowi żadnej z tych sytuacji.

– Hej, kochanie – potrafiła wyszeptać, siadając na brzegu łóżka i kładąc wolną dłoń na szyi lub policzku nastolatka, w zależności od jego aktualnej pozycji na łóżku. – Obudź się. Wszystko w porządku.

Opcje były dwie. Syriusz albo zrywał się do pozycji siedzącej w sekundę albo powoli otwierał oczy, prawie się trzęsąc.

– To tylko zły sen – mówiła spokojnie kobieta, ścierając wierzchniem dłoni łzy z policzków czarnowłosego.

– Czy Regulus..

– Tak. Regulus jest w swoim pokoju i śpi. Nic mu nie jest. Możesz być spokojny.

Syriusz skinął głową, powoli uspokajając oddech i zera. Zasypiał trzymając Effie za rękę albo słuchając bicia jej serca, gdy kobieta kładła się na moment obok nastolatka. Czekała aż Black się uspokoi i nigdy go nie popędzała.

***

Gdy chodziło o Jamesa to nie było już tak łatwo. To zwykle on szedł po mamę, żeby usłyszeć od niej kilka ciepłych słów. Nie rzucał się po łóżku, a na jego twarzy nie było zaschniętych łez, ale kiedy już pojawiał się w progu sypialni rodziców to Euphemia zawsze wiedziała, co się stało. Za dobrze znała swojego syna, żeby nie zobaczyć drżących rąk albo nie usłyszeć łamiącego się głosu, gdy chłopak pytał czy mogłaby na chwilę do niego przyjść.

Siadali wtedy na kanapie w pokoju chłopaka, James z głową na kolanach swojej mamy i siedzieli tak, czekając aż chłopak uśnie albo będzie wystarczająco wyciszony, żeby przenieść się na łóżko i tam zasnąć bez problemów. Kobieta bawiła się jego włosami i opowiadała mu historię z dzieciństwa, starając się uspokoić syna.

– Już dobrze – szeptała, całując skroń chłopaka.

***

Regulus miewał koszmary najczęściej i wywierały na nim największy wpływ, który czuł on, ale widzieli wszyscy. Wory pod oczami, doskwierające mu niewyspanie, ale upieranie się, że wszystko w porządku. Jednym, który mógł powstrzymać jego koszmar był Fleamont. James miał za głęboki sen, żeby się obudzić, gdy jego chłopak był zdenerwowany, nawet gdy spali w jednym łóżku. Monty to po prostu czuł, jak wszystkim wmawiał.

Tak naprawdę, kiedy widział jak źle jest z chłopakiem, ustawiał dwa razy w nocy budzik i chodził sprawdzać czy Regulus śpi spokojnie czy szybciej oddycha, co było jedyną oznaką koszmarów chłopaka.

– Słońce – wyszeptał, kucając przy łóżku, żeby nie wystarczyć chłopaka nagłymi ruchami materaca. Położył rękę na głowie chłopaka, gładząc go kciukiem. – Jesteś bezpieczny – dodał, widząc powoli otwierające się oczy. – Jestem obok i nie dam cię znowu skrzywdzić, słyszysz?

Regulus poczuł łzy w oczach, kiedy obejmował szyję Monty'ego rękami. Podniósł się do pozycji siedzącej, mocno przytulając się do mężczyzny, który pogładził go po plecach.

– Jesteś bezpieczny – powtórzył, całując głowę chłopaka. – Nigdy tam nie wrócisz.

Regulus rzadko kiedy wracał do snu po koszmarach, ale w takich przypadkach Fleamont siedział razem z nim, grając w szachy czy doglądając chłopca, gdy ten czytał książkę, a on sam zajmował się pracą.

Sweet ones / krótkie opowiastki Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz