Rozdział 1

8 1 0
                                    


Owinięty w pasie ręcznikiem, podszedłem do swojej szafki w szatni, przekręciłem kluczyk i otworzyłem ją. W tym samym momencie usłyszałem dźwięk przychodzącej wiadomości. Sięgnąłem po swojego iPhone'a, czytając wiadomość zmarszczyłem brwi, przeczytałem kolejny i kolejny raz z niedowierzania, po czym rzuciłem smartfon do szafki, której drzwiczkami trzasnąłem i uderzyłem pięścią.

          Przetarłem twarz ręką i usiadłem na drewnianej ławce, przez chwilę będąc zupełnie zdezorientowanym. Po kilku dobrych minutach, kiedy zauważyłem, że wszyscy pozostali zdążyli już wyjść, szybko się ubrałem i wyszedłem z szatni.
          Żwawo przemierzałem korytarze szkoły. Kiedy nagle poczułem nieprzyjemne pieczenie na brzuchu.

          – Cholera, jak łazisz kretynie?!

          Uniosłem głos, zapatrzony w telefon, niższy ode mnie, szaro włosy małolat wszedł mi pod nogi, sprawiając, że jego gorąca kawa wylała się na mój brzuch, tym samym brudząc moją białą koszule. Po prostu wspaniale.

          – Zapowiada się cudowny weekend – pomyślałem.

          Czułem się jakby nastolatek nawet nie poczuł tego, że wpadł na kogoś, bo nadal intensywnie wystukiwał coś w klawiaturę na swoim telefonie.

          – J – ja przepraszam.

          W końcu się odezwał, a właściwie ledwo wymruczał pod nosem. Oderwał wzrok od urządzenia i przeniósł go na mnie. Kiedy dotarło do niego, że moja koszula jest mokra, z kieszeni swoich czarnych rurek wyciągnął paczkę chusteczek, a następnie zaczął wycierać nimi mój poparzony brzuch. Wyrwałem mu z ręki chusteczkę, którą sam zacząłem się wycierać.

          – W końcu pozbyłeś się tego okropnego koloru włosów.

          Zauważyłem, zapominając o bólu. Muszę przyznać, że w tym kolorze wyglądał zdecydowanie lepiej niż w poprzednich zielonych czy fioletowych włosach.

          Dopiero teraz dokładniej przyjrzałem się chłopakowi, był szczupły, wyglądał nawet nieco jakby miał anoreksję lub był bliski jej granicy. Poza tym sięgał mi ledwo do ramion, miał około 170 cm wzrostu. Kojarzyłem go, zdecydowanie nie pasował do tej szkoły. Poza tym dość często wpadał na przypadkowych ludzi, z czego stał się dość popularny w naszej szkole. Nie chodził w markowych ubraniach, nie był wybitnie wysportowany, nie sądzę również, aby w jego domu najlepiej się układało. Do szkoły dostał się prawdopodobnie dzięki stypendium od szkoły. Najpewniej miał zdolności pisarskie – głównie takim osobom ta szkoła daje szansę – a przynajmniej na takiego wyglądał.

          – Bardzo cię przepraszam za koszulę, jeśli trzeba zapłacę.

Oj biedny, przejął się. Szkoda tylko, że nie byłoby go na nią stać. Stwierdziłem, że pomimo mojego nie za dobrego dnia ukażę moją dobrą stronę.

          – Spokojnie, nic się nie stało.

          Puściłem mu oczko. Na jego twarzy pojawił się ciemny rumieniec, a on pesząc się odszedł w drugą stronę.

          – Biedactwo – pomyślałem z kpiną.

          Westchnąłem i poszedłem do szafki, w której zawsze trzymałem zapasową koszulę właśnie na "nieprzewidziane wypadki". Dzięki temu już nie pierwszy raz oszczędziłem sobie dziwnych spojrzeń rówieśników.

          Przebrałem brudną część garderoby, wziąłem książki na kolejne lekcje i poszedłem w stronę moich przyjaciół. Czasem żałowałem, że nasze grupy są tak podzielone, że nie jestem razem z nimi. Chociaż z drugiej strony miałem możliwość poznania większej ilości osób. Dodatkowo uwielbiam zmiany i ciężko byłoby mi patrzeć przez osiem godzin niezmiennie na te same twarze i słuchać tych samych irytujących głosów.

FugaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz