Rozdział 3

3 1 0
                                    

Dominik:

     Od incydentu na imprezie minęło już kilka dni, zastanawiałem się co mogłoby się stać, gdyby nie moja interwencja.

     Zauważyłem, że młody, którego imienia nadal nie znałem, strasznie mnie unikał, więc jakoś nie wchodziłem mu celowo w drogę, może i lepiej jeszcze pomyślałby, że może go lubię, a tego nie chce.

     Zresztą aktualnie miałem ważniejsze sprawy na głowie. W szkole coraz trudniej było mi się skupić. Wydarzenia tamtego weekendu ciągle pozostawały w mojej głowie. Kto? Dlaczego? Co się w ogóle wydarzyło? Na te pytania szukałem odpowiedzi, jednak zawsze kończyło się to marnym skutkiem. Moje relacje z Olkiem teraz stały się jeszcze bliższe, od teraz łączył nas również wspólny sekret.

Dosłownie wszędzie było głośno o zamordowanej dziewczynie, telewizja, internet, radio, a nawet gazety przedstawiały tajemniczą śmierć. Policja rozpoczęła poszukiwania mordercy. Moje życie zmieniło się w piekło, żyłem w codziennym stresie, że w końcu zapukają do moich drzwi, skują mnie w kajdanki i wyprowadzą. Pomimo tego, że tego nie zrobiłem moja cała rodzina miałaby przez to ogromne kłopoty.

Dzień rozpoczął się jak co dzień. Właściwie nie znam osoby, która lubiłaby poniedziałkowe poranki. Chociaż mi one nie przeszkadzały. Lubiłem wcześnie wstawać i chodzić na domową siłownie, tym bardziej kiedy myśli wszystkich zawodników skupiały się wokół corocznego turnieju szkół. Zwiększyliśmy liczbę treningów, aby i w tym roku zająć pierwsze miejsce, kontynuując tradycję.

W tym roku wyjątkowo trudno było mi pogodzić naukę i treningi, ponieważ w bardzo szybkim tempie zbliżały się matury.

                             *          *          *

     Usłyszałem dźwięk budzika, otworzyłem oczy, a moim oczom ukazał się mój własny pokój. Najwidoczniej zasnąłem, nawet nie wiem kiedy.

     Dobrze, że był już piątek, bo po całym tygodniu już zaczynałem mieć już dość nauki.

     Wziąłem prysznic umyłem zęby ubrałem się i spakowałem plecak zerkając czy nie ma żadnych zmian na dzisiejszy dzień, potem zszedłem do kuchni, aby zjeść śniadanie. Wyjątkowo było już przygotowane. Na stole stał talerz z ogromną ilością naleśników i różne dodatki wybrałem nutelle, truskawki, maliny i kilka innych owoców. Po dwóch sztukach byłem już pełny.

     Spojrzałem na zegarek, który pokazywał godzinę 7:40. Ubrałem więc buty i wyszedłem w stronę szkoły. Niby mógłbym jeździć autobusem albo nawet tramwajem, ale jakoś wolę się przejść niż cisnąć w małym pomieszczeniu z dużą ilością nie zawsze ładnie pachnących ludzi.

     Kiedyś jak jechałem tramwajem stał nade mną gruby, spocony, śmierdzący facet. Był w podkoszulku na dodatek miał nieogolone pachy. Ygh jak sobie to przypominam to ciarki mnie przechodzą. Od tamtej pory przestałem poruszać się komunikacją miejską.

     Dotarłem do szkoły idealnie z dzwonkiem, lecz niestety lekcje biologii miałem na 3 piętrze co i tak równało się ze spóźnieniem na zajęcia.

      W trakcie lekcji właściwie nic ciekawego się nie działo. Po lekcjach jak zawsze wracałem z Olkiem do domu, lecz za nim pożegnaliśmy się zobaczyłem, że przy młodszym chłopaku stoi pijany mężczyzna, który ledwo trzymał się na własnych nogach.

      Kiedy podniósł na niego rękę, uderzył go w twarz, podbiegłem do nich

     -Proszę go zostawić!- powiedziałem podniesionym głosem będąc już przy nich.

      -To jest mój syn i nie będziesz mi mówił co mam z nim robić gówniarzu!- odparł starszy.

     -Jeżeli pan go nie zostawi to dzwonię na policje.- oznajmiłem spokojnie będąc przekonanym, że odpuści.

     Wtedy odszedł potwierdzając moje przekonanie, zapewne że strachu przed konsekwencjami. Natomiast szaro włosy zaczął płakać.

     -Hej co się stało?- zapytałem i przytuliłem go do siebie.

     Podszedł do nas również Olek, który patrzył na nas zdziwionym wzrokiem. Pokręciłem głową i pożegnałem się z przyjacielem.

     -On mnie zabije -wyszeptał na tyle głośno, że zdołałem to usłyszeć.

     -Kto?

     -Mój ojciec.

      Patrzyłem mu w oczy mając mętlik w głowie, nie wiem co się ze mną stało, ale nie mogłem pozwolić, aby alkoholik zrobił mu krzywdę.

      -Chodź, pójdziemy do mnie. Tak w ogóle Dominik jestem.

      -Wiem przecież wszyscy w szkole cię znają. Kacper.

     -Hmmm?

     -Mam na imię Kacper.

     -Aaa wybacz, zamyśliłem się. Dobrze w końcu poznać twoje imię.

                        *           *           *

      -Zjesz coś? Albo może napijesz się czegoś?-zapytałem kierując się w stornę kuchni.

     -Wodę poproszę.-odparł.

     -Na pewno nie jesteś głodny?

     -Ta na pewno. Wtedy w jego brzuchu zaburzało, spojrzałem na niego, jego twarz pokryta była rumieńcem.

      -Zamówię pizzę. -oznajmiłem podając mu szklankę wody i puściłem mu oczko przez co był jeszcze bardziej czerwony.

FugaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz