To już drugi dzień od mojego powrotu do stolicy. Całe dnie leżałam jedynie w łóżku wypłakując sobie oczy. Moja rutyna była prosta, najpierw spałam do czternastej, potem płakałam lub gapiłam się w ścianę licząc nawet nie wiem na co, a następnie nocny spacer około pierwszej w nocy, ewentualnie nocne bezcelowe jazdy autem po centrum Warszawy. Odskocznią była wczorajsza wizyta mojej przyjaciółki, która tak jak poinformował mnie Paweł sprawdzi co u mnie.
Przez całe spotkanie siedziałam cicho i odliczałam minuty kiedy wyjdzie. Kocham ją nad życie, lecz teraz potrzebowałam tylko samotności, a może tylko mi się tak wydawało. Zaniedbałam siebie do takiego stopnia, w którym wyzwaniem było umycie się, czy zjedzenie czegoś, dlatego w moim mieszkaniu świeciło pustkami. Jedyne zakupy, jakie robiłam to zapas fajek i wina.
Wpadłam w dołek, z którego nie potrafiłam się wydostać, chciałam w nim zostać, nie chciałam żyć w pełni mając z tyłu głowy myśl, że jej już nie ma ze mną. Telefon miałam wyłączony od wyjazdu z Lublina. Spędzałam dnie w łóżku, gdzie czułam się najbezpieczniej.
Ostatniej nocy postanowiłam przelać moje smutki na papier, nie myślałam nad tym co chciałam w nim zawrzeć, po prostu pisałam. Tak jak reszta trafi do mojej szuflady, z której aż się wylewało od ilości papieru.
Zbliżała się powoli dwudziesta czwarta, więc tak jak zazwyczaj przemyłam zimną wodą twarz zmywając z niej łzy i założyłam na siebie szary za duży dres. Po ostatniej akcji, gdy ktoś zaczepił mnie pytając, czy wszystko dobrze, gdy ja szłam zapłakana okolicami mojego bloku. Nie było by w tym nic złego, gdyby nie to, że była to osoba, która mnie zna. Od tej pory w miejscach publicznych, chociaż staram się wyglądać normalnie.
Włożyłam do kieszeni tradycyjnie gaz pieprzowy, klucze i telefon, choć nie działał od trzech dni. Zeszłam schodami na dół, jak najciszej potrafiłam i ruszyłam w nieznaną mi drogę. Lubiłam wsłuchiwać się w dźwięki wiecznie żyjącej Warszawy, pomimo że coraz częściej mnie męczyła niż cieszyła.
---
Szłam między blokami modląc się w duchu, aby nikt czasem mnie nie zaatakował. Na szczęście w szybkim tempie dotarłam prosto do swojego łóżka. Nawet nie miałam siły na rozmyślanie, a to zawsze było powodem moich nocnych spacerów po zatłoczonym mieście.
Leżałam bezwładnie wpatrując się w sufit, a wokół mnie walało się masę pogniecionych kartek, długopisów i jeden notes, w którym znajdowało się parę wartościowych wersów. Próbowałam zasnąć, jednak ktoś za wszelką cenę chciał dostać się do środka. Liczyłam, że za chwilę walenie ustanie, po chwili przypomniałam sobie o nie zamkniętych drzwiach.
Słyszałam kroki zbliżające się do mojej sypialni, naprawdę miałam gdzieś, to że może to być włamywacz, czy jakiś popierdoleniec, w tym momencie wszystko wydawało się do dupy. Nie odwróciłam wzroku, nawet, gdy przy mnie ktoś stanął. Dobrze wiedziałam kto to, te perfumy rozpoznałabym wszędzie.
Blondyn nic nie mówiąc położył się obok mnie i przyciągnął mnie bliżej, abym mogła się w niego wtulić, co zrobiłam. Zaczął głaskać mnie po głowie, bawiąc się przy okazji ich końcówkami.
- Wiem, że jest ci teraz ciężko, ale nie możesz nie odzywać się tak długi czas- wypomniał i zerknął na mnie łagodnie- wystarczy widomość "żyje"- mówiąc to cały czas zachowywał spokój- Martwiliśmy się, ale gdy wbiła do nas Iga to myślałem, że rozniesie nam całe mieszkanie- zaśmiał się lekko.
- Przepraszam- wydukałam po paru dniach nic nie mówienia, przez chwilę myślałam, że zapomniałam jak to się robi.
- Nie masz, za co- przetarł moje policzko kciukiem- normalnie bym się wkurwił, ale gdy jesteś w takiej sytuacji, jest to zupełnie normalne.
CZYTASZ
--Iluzja--M. K--
FanfictionOpowieść o Maćku Kacperczyku. Wydarzenia są nie chronologiczne, za co przepraszam. Główna bohaterka pochodzi z wysoko ustawionej rodziny. Od małej była ograniczana, musiała spełniać wymagania. Pewnego dnia podjęła ryzykowną decyzję, która pozwoliła...