17. Wraki

39 14 28
                                    

Ogłoszenie parafialne:  Konstruktorzy wracają do cotygodniowych publikacji, może zdarzyć się, że jakiś rozdział będzie raz na dwa tygodnie, jeśli akurat wypadnie mi coś ważnego np. mój urlop, albo niestety jak teraz choroba.  Zostało nam jeszcze 8 rozdziałów do końca 1 tomu.    

"Po każdej nawet najciemniejszej nocy przychodzi dzień. Noce na Rubieżach są jednak jak zatruta woda na dnie głębokiej studni. Poza nimi nie ma bowiem nic."

Przysłowie z Rubieży.


Izabela z niepokojem spoglądała na cmentarzysko wraków. Zdawało się, że mrok dosłownie wypełza spomiędzy potrzaskanej, starożytnej stali, wdzierając się wprost w jej duszę.  Nieznany dotychczas strach wnikał aż do szpiku jej kości, a powietrze przesycone odorem metalu drażniło płuca.

Odchrząknęła i zmrużyła oczy, odwracając się od szkieletów umarłych statków. Rzadko czuła lęk, ale teraz wspinał się po jej karku niczym mały, podstępny owad. Wspomnienie wstrętnych, mętnych, czerwonych oczu i czarnej obślizgłej skóry, powodowały, że robiło się jej niedobrze. Gdzieś w głębi siebie miała nadzieję, że to Nathaniel miał rację, a nie ona i zagrożenie, które przeczuwała jest wyłącznie  urojeniem.

Aż podskoczyła, gdy usłyszała za swoimi plecami hałas.

Bracia zbliżali się właśnie od strony wioski. 

— Zabraliście ze sobą to, co wam kazałam?
— Tak — odpowiedział krótko Nathaniel.

Izabela pokiwała z uznaniem głową. Dla kogoś, kto nie był konstruktorem, broń dźwiękowa była najodpowiedniejszym wyborem. Była, owszem lekko przestarzała, lecz nadal praktycznie niezawodna. Skupiała w sobie energię pędzącą z prędkością dźwięku i właśnie temu zawdzięczała swoją nazwę, mogła i zabić, i obezwładnić. Tym razem cel był jednak jasny.

Zlustrowała dokładnie Nathaniela i Aarona, a pod ich pelerynami dostrzegła dwa doczepione do pasów szerokie ostrza.

— Widzę, że nie da się oduczyć starego psa, dawnych nawyków. Czym byłby Aurorczyk bez swojego cennego, tytanowego noża?
— Mamy je odpiąć?
—Nie. To nieważne. Szkoda na to czasu — odpowiedziała.
—Skąd właściwie pewność, że powinniśmy szukać tutaj? Że tu coś jest? — zapytał Nathaniel, wpatrując się z pewnym niepokojem w ciemność, z której wyłaniały się lekko błyszczące zarysy kadłubów.

Zanim Izabela zdążyła odpowiedzieć, odezwał się Aaron. Od początku był bardziej entuzjastycznie nastawiony do poszukiwań.

— No pomyśl sam! Ta planetoida jest niewielka! Nie ma roślinności, a zdecydowana większość to równina. Gdzie takie bydle jeszcze miałoby się skryć, co?
— O ile w ogóle istnieje — odburknął Nathaniel.
— Istotne jest to, że w tym miejscu mój gość zostawił zwłoki przecięte na pół i tu kończy się jakikolwiek ślad po chłopaku —  zauważyła wreszcie Izabela, wyciągając szczupłą dłoń w kierunku kilku leżących bezwładnie kawałków stali.
—Przecięte na pół? — zapytał z niedowierzaniem Aaron.
—Tak — odpowiedziała, jakby to było coś zwyczajnego.
—No to tamten człowiek, pewnie i jego wykończył i po prostu dobrze ukrył ciało. Albo chłopak mógł skręcić kark we wraku. Kazałaś tym osłom z gospody przeszukać to miejsce?— zapytał Nathaniel. — Nie, żebym jakoś specjalnie wierzył w Edmunda, ale...
— Wytłumacz mi tylko, po co zostawiłby mi jednego trupa na widoku, a drugiego specjalnie schował? Dla żartu? To nie trzyma się kupy. Niestety tego miejsca nie da się tak po prostu przeszukać. Próbowali, ale gówno znaleźli — wyjaśniła Izabela. — My sprawdzimy teraz lepiej. Pójdziemy dalej i głębiej, i nie wyjdziemy, aż czegoś nie ustalimy.
— Albo po prostu stracimy czas — podsumował Nathaniel. — Skoro tu już byli, to nie widzę sensu, żeby zaprzątać tym sobie głowę.
— Jeśli chłopak był tu sam, po tym, jak zabito przy nim kogoś innego, to pachniał krwią i ludzkim mięsem. Miał więc na sobie zapach, który to coś zwabił. Edmund mógł hałasować i nie wydawać się atrakcyjnym kąskiem — rzucił Aaron.

Konstruktorzy Światów Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz