#10

211 13 43
                                    

Serdeczne podziękowania dla: Fungo77278 za wypisanie błędów z poprzednich rozdziałów i korektę tego <3

___°⁰o«0»o⁰°___

Pov. Rody

Kolejnego dnia byłem okropnie nie wyspany, nie byłem w stanie zasnąć, a to przez moje myśli, a to przez inne zmartwienia, gdy tylko udało mi się zmrużyć oko, zaraz budziłem się z jakichś głupich koszmarów, dotyczących Vince i Viv. Cholera mam słabą psychikę, wszystko mnie przytłacza.

Koniec końców nastał poranek, była 4:20, a ja postanowiłem wyjść się przewietrzyć przed pracą. Zostawiłem Vincentowi karteczkę, żeby się nie martwił. Po czym zacząłem się przechadzać po ulicach Paryża, daleko nie zaszedłem, bo zaraz się rozpadało, dlatego nie przepadam za jesienią, co chwila pada... Prędko wróciłem do mieszkania i widok jaki zastałem totalnie wprawił mnie w osłupienie.

Na ziemi walało się pełno porozwalanych, stłuczonych i rozerwanych rzeczy. Jakby przeszedł tu jakiś huragan! W kuchni zastałem moją karteczkę zgniecioną i prawie że rozerwaną, leżała obok szafki, w której był kosz. Gdy podszedłem do korytarza usłyszałem szum wody, Vince musi się kąpać w łazience, ale co tutaj się wydarzyło? Czy to on stoi za tym pobojowiskiem?

Z jakiegoś powodu zacząłem czuć się tak jakbym był w niebezpieczeństwie. Szybko zgarnąłem jakiś parasol i uciekłem na ulewę. Szwendałem się tak czując narastający w sobie niepokój, którego nie potrafiłem wyjaśnić. Vincent przecież nie mógł zrobić czegoś takiego... Jak jedna osoba mogłaby zrobić taki bałagan? Poza tym po co?

Może jednak coś się stało? Zostawiłem otwarte drzwi, może ktoś się włamał? Matko jedyna, jeśli tak, to co to był za szum wody? Może to wcale nie był Vince? Dlaczego uciekłem tak bez jakiegokolwiek pomyślunku? Muszę tam wrócić jak najszybciej...

Gdy wbiegłem z powrotem do mieszkania parasol wygiął się do tyłu przez wiatr i był już bezużyteczny. Wyrzuciłem go w trakcie, żeby mnie nie spowalniał. Po dotarciu na miejsce od razu otworzyłem drzwi wejściowe, ale... wszystko było na swoim miejscu. Co prawda nie ma rzeczy, które były potłuczone, cała reszta wygląda na nienaruszoną.

V: Rody? - Zwróciłem wzrok na Vince'a, który właśnie wchodził z kuchni do salonu. - Jesteś cały przemoczony, co się stało? - Podszedł do mnie, a ja nadal nieco zdezorientowany szukałem jakieś odpowiedzi, co się stało z tym bałaganem? To były jakieś moje halucynacje? Dlaczego Vince zachowuje się jakby nic się nie stało, czy to dlatego, że nie wie, że tu byłem wcześniej i widziałem to? ...

V: Słyszysz mnie? - Uh...

R: ...Tak, uh.. e.... Jak widzisz... deszcz mnie złapał. - Odpowiedziałem na jego wcześniejsze pytanie.

V: Idź się szybko przebierz z mokrych rzeczy, żebyś się nie przeziębił. Muszę już iść, zostawiłem ci śniadanie na stole. - Uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłem uśmiech, a zaraz po tym Vince mnie wyminął i wyszedł z mieszkania.

Zamiast przebrania się podszedłem do kanapy i wziąłem do ręki poduszkę. Obróciłem ją i tak jak się spodziewałem była rozpruta. Spojrzałem na zegar na ścianie, zbliżała się godzina pracy, eh...

___°⁰o«0»o⁰°___

W pracy mimo słabej jesiennej pogody nadal było mnóstwo klientów. Viv aktywnie mi pomagała, albo ja pomagałem jej, trudno określić, które z nas więcej robi.

Jednakże w pewnym momencie Vivianne zniknęła, akurat gdy przyszła fala klientów, na szczęście jakoś sobie poradziłem. Gdy Viv w końcu wróciła była uśmiechnięta od ucha do ucha i aż promieniała niczym Maria Skłodowska-Curie. Tak jak wczoraj długo nie musiałem czekać by podzieliła się wszystkim ze mną.

« Smaczny jesteś... » \\ Rody x Vincent \\ « Rodent »Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz