Rozdział 14: A ja tobie nie ufam, wiesz?

34 10 0
                                    

Jacob


Czekałem na jej reakcję.

Na jej twarzy na początku zauważyłem radość, a potem... Przerażenie?

─ Em... Nie żartujesz, prawda? Bo jeżeli to był żart, to nie był on ani trochę śmieszny. ─ Powiedziała nie pewnie patrząc mi w oczy.

─ Niestety nie jest to żart. To znaczy... W sumie fajnie jest być wampirem, gorzej z tym, że nie mogę o tym nikomu powiedzieć. ─ Stwierdziłem fakty niewzruszony tym co właśnie powiedziałem.

─ Em... A mówisz mi o tym, bo...? ─ Zapytała licząc, że ja dokończę.

─ Mówię Ci o tym, bo Ci ufam, Stella. Nic prostszego. Teraz wiesz o tym tylko ty i Edward. ─ Odpowiedziałem nad wyraz spokojnie.

─ A ja tobie nie ufam, wiesz? ─ Powiedziała Stella.

Na szczęście w porę zorientowałem się, iż to było w formie żartu.

─ Boże, nie strasz mnie, już miałem ochotę się załamać. ─ Powiedziałem, próbując się uśmiechnąć, ale trudno mi było to zrobić z uwagi na zaistniałą sytuację.

Nagle Stelli zrzedła mina. Już nie była lekko uśmiechnięta, a przerażona.

─ O jezu... Czyli to Ty porywasz ludzi!? ─ Krzyknęła i odsunęła się ode mnie jak poparzona, uderzając się o bolące biodro.

Złapała się za obolale miejsce i syknęła z bólu, a ja uświadomiłem sobie tylko to, że kłamała, bo chciała znać prawdę. Postanowiłem, że jak najszybciej pójdę z nią do mojego domu.

No wow, Jake. Kto by się tego spodziewał. Niby wampir, a głupi.

─ Ciiii... ─ Przyłożyłem jej palec wskazujący do ust. ─ To nie ja. Sam nie wiem, dlaczego ludzie znikają. ─ Uspokoiłem ją szybko. ─ A teraz, bez żadnego ,,ale", idziemy do mojego domu. Widzę, że Cię to boli, wystarczy że zrobisz jeden mały ruch, a już krzyczysz z bólu.

─ No... Dobrze. ─ Wreszcie zgodziła się Stella.

Wziąłem ją znowu na ręce, uważając, by nie dotknąć bolących miejsc.

Na szczęście udało mi się to, jej plecak założyłem na ramię, tak samo jak swój, a deskorolkę jakimś cudem złapałem w rękę.

Mój dom nie znajdował się daleko od szkoły jakieś pięć minut pieszo.

***

Gdy doszłem do domu razem ze Stellą na rękach, w progu ujrzałem mamę, która patrzyła na dziewczynę ze zmartwieniem.

─ Matko Boska, Stella, kochanie, co Ci się stało? ─ Zapytała ją moja mama.

Traktowała ją jak córkę.

─ Spadła z deskorolki, bo nie zdążyła wykręcić na zakręcie. Jechała dość szybko, mówi, że boli ją biodro i głowa. Biodro jest stłuczone, i to bardzo, bo gdy tylko je dotknie strasznie ją boli, a głowa na szczęście nie jest rozcięta, ale będzie mieć sporego siniaka. Tak myślę, wolałem przyjść, by tata to obejrzał. ─ Wytłumaczyłem za Stellę.

─ Daj spokój, dramatyzujesz. Nic mi nie jest. Dałabym radę dojść sama do domu. Bez twojej pomocy, ale ty się uparłeś, że nie. ─ Za wszelką cenę chciała postawić na swoim blondynka.

─ Jeju, dziecko kochane ─ Tu Spojrzała się na mnie. ─ Jake, proszę, połóż ją tutaj na kanapie. Tata zaraz przyjdzie, poszedł na zakupy i przed chwilą jak zadzwoniłam do niego powiedział, że wraca. ─ Zwróciła się do mnie po czym znów spojrzała na Stellę mówiąc. ─ Stelcia, kochanie, dzwonię do twojej mamy.

Słońce w Mroku [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz