Marta
Gdy mój stary, sfatygowany telefon dzwoni, kończę właśnie karkołomną pracę domową z historii. Na ekranie wyświetla się napis "Mama". Odbieram od razu, nie zwracając uwagi na to, że jest już godzina dwudziesta i mam za chwilę iść nakarmić Asię.
— Cześć, słonko — słyszę ciepły głos — Co tam u ciebie?
— W porządku — kłamię bez mrugnięcia okiem — Asieńka czuje się dziś trochę lepiej. A u ciebie?
— Wracam dopiero o pierwszej. Nagły przypadek, był wypadek samochodowy na głównej drodze, pięć osób rannych, dwie w stanie krytycznym — streszcza krótko kobieta — Wierzę, że dasz radę. Okej?Moja psychika upada już kolejny raz tego dnia. Tak to jest mieć mamę pracującą jako pielęgniarka, również na zmianie nocnej.
— Okej — mówię cicho — To do zobaczenia.
— Dzwoń natychmiast, jak coś będzie się działo — słyszę jeszcze w słuchawce głos mamy, zanim się rozłączam. Uśmiecham się lekko.
— Dobrze. Pa.
— Pa.Drżącym palcem klikam czerwoną ikonkę. Przez dłuższy czas wpatruję się w okno. Mama znowu wróci późno. Będę musiała jeszcze pomóc babci w opiece nad Joasią, która tak naprawdę powinna zacząć chodzić parę miesięcy temu. Tymczasem ledwo się przekręca na drugi bok. Nie rozwija się jak normalne dziecko. O chorobie moi rodzice dowiedzieli się, gdy miała trzy miesiące. To wtedy posypał się nasz świat.
Tata zaczął częściej spędzać noc w salonie, w nieskromnym towarzystwie alkoholu, stracił pracę, a mama musiała zrezygnować z urlopu macierzyńskiego i zacząć pracować nadgodziny w szpitalu, żeby utrzymać naszą rodzinę. Babcia pomaga nam, a raczej mi i mamie. Jej mąż zmarł, gdy miałam cztery latka. Rodzice mojego taty byli nieobecni w naszym życiu od dawna, a wszystkie ciotki i wujkowie nie mogli rzucić pracy, by pomóc nam zadbać o śmiertelnie chorą Joasię.
Moje życie stało się puste i smutne, wyprane z kolorów. Zostanie sprzedawczynią ciastek na ten jeden dzień było wyborem - wynikiem walki dwóch wilków. Jeden z nich chciał pomóc mojej siostrze, a drugi nie chciał integrować się z losowymi ludźmi ze szkoły. Których większość i tak mnie nienawidziła.
I dopiero później zorientowałam się, że myśląc o tym, na zeszyt skapnęła pojedyncza łza.***
Są takie momenty, w których odechciewa mi się wszystkiego, w których najchętniej poszłabym do łóżka, zasnęła i nigdy się już potem nie obudziła. Zdarzają się one coraz częściej, doświadczam ich niemal każdego dnia. Nie wiem czy coś jest nie tak z moim zdrowiem psychicznym. Może. Ale szkolna pani psycholog, która pomagała mi w zeszłym roku, przeszła na emeryturę i teraz na jej miejsce wstąpiła matka - uwaga, uwaga - Kaliny. Słowo daję, nie wiem, jak ta kobieta skończyła psychologię i wychowała takie durne dziecko. Boję się do niej iść. Matka zawsze będzie bronić swojego dziecka, nieważne, co by się nie działo. Z resztą gdy w zeszłym roku szkolnym spróbowałam zgłosić zaczepki i wyśmiewanie, to tak udało jej się wybronić Kalinę, że sprawa ucichła. A psycholog spoza szkoły jest za drogi.
Ten moment mam właśnie dzisiaj, gdy musimy robić pracę w grupach. Przydzielili mnie do jednego z najgorszych zespołów, do jakich tylko mogli. Kalina, Ola i Iza, jedyny normalny wyjątek. Pierwsze dwie dziewczyny tylko uśmiechają się głupawo, patrząc na mnie. Nie chce mi się robić kompletnie nic, szczególnie w ich towarzystwie. Jeszcze nie zaczęłyśmy pracować, a mam już dość.
— To... — odzywam się nieśmiało — Mamy zrobić plakat na temat ukazywania dobra i zła w literaturze romantycznej.
— To ty zrób wszystkie teksty, a my ramki, powinnaś być w stanie zrobić to, co najważniejsze. Poszukasz, przepiszesz, a my to ładnie ozdobimy, bo tej roboty nie może dostać ktoś z kreską trzylatka — Kalina zakłada nogę na nogę, patrząc na mnie z wyższością. Nie. Nie jestem w stanie znowu odwalać wszystkiego.
CZYTASZ
That Kind of Girl
Teen FictionW polskim liceum łatwo jest przeżyć. Przecież jedyne zagrożenia, jakie można napotkać na swojej drodze to ewentualnie złośliwi nauczyciele, zatrzaskujące się drzwi w toaletach, brak mydła, prześladujące bandy na każdym kroku, wszechobecna homofobia...