Właśnie rozpoczyna się moja znienawidzona lekcja - chemia. Nienawidzę nauczycielki tego przedmiotu - ma skrzekliwy głos, wytrzeszczone oczy i figurę, bardzo delikatnie mówiąc - plus size. Pani Andrzejczak lubi krzyczeć i tłumaczyć wszystko w zawiły i niemożliwy do szybkiego i poprawnego zinterpretowania sposób. Gdy tylko trzydzieści osób wchodzi do sali, ona wrzeszczy:
— Martin-Urbański! Witek! Siadać mi tu zaraz, jeden pod oknem, drugi przy ścianie, ale bez dyskusji!Przystojniak z brunatnymi loczkami i pokryty wypryskami blondyn uśmiechają się kpiąco pod nosem i wpatrzeni w podłogę, kierują się w stronę ławek. Natan i Andrzej. Jeden - przyjaciel Leny, która jednocześnie ciekawi i irytuje mnie coraz bardziej. Drugi - zakompleksiony dresiarz z osiedla. Zajmuję miejsce z lewej strony klasy pod oknem. Ten rząd jest zawsze z niewiadomego powodu bardziej odsunięty od innych. Tuż przy mnie siada z prędkością światła… Kuźwa, nie będzie mi dana spokojna lekcja. Kalina. Dziewczyna o ciemnokasztanowych, zniszczonych stylizacją włosach i tapecie na twarzy godnej podziwu najlepszych makijażystek jest jedną z najbardziej znienawidzonych przeze mnie osób w tej klasie. Oczywiście, że usiadła tutaj, by mi dokuczać.
— Cześć, kujonko! Jaką książkę dzisiaj czytasz z takim zainteresowaniem, że odpychasz od siebie całe społeczeństwo? “Jak być attention queen i zdobyć miłość rodziców"? — zaczepia mnie z głupim uśmieszkiem, po czym wyjmuje lusterko i zaczęła poprawiać sobie błyszczyk. Boli. Uderzyła tam, gdzie boli najmocniej. Staram się jednak tego nie pokazać, by nie dać jej do myślenia, że jakkolwiek odniosła zwycięstwo.
— Zamknij się wreszcie — odgryzam się, odwracając wzrok i czując jak buzuje we mnie wściekłość.
— Ooo, “Zamknij się wreszcie", ciekawa pozycja — odpowiada przesłodzonym głosem — Może się z niej czegoś nauczysz — jej śmiech jest przesączony jadem, który tak często u niej słychać. Słyszę, jak dołączają się do niej jej koleżanki z sąsiedniego rzędu. Mam już tego serdecznie dość. Co ja mam powiedzieć, żeby wreszcie się ode mnie odwaliła? Przecież co bym nie powiedziała, to wykorzysta przeciwko mnie!
— Kalina, jak powiesz jeszcze jedno słowo, to trafisz za drzwi! — pani Andrzejczak z wściekłością tupie nogą — Marta, ty też! Macie mi tu siedzieć cicho jak myszy, cholera jasna!Słownictwo nauczycielki chemii już nikomu nie przeszkadza - wręcz przeciwnie, stało się to jej znakiem rozpoznawczym. Dzięki temu, uczniowie słysząc z daleka skrzekliwe przekleństwa natychmiast odkładają długopisy i udają, że uczą się przed lekcją zamiast odrabiać zadanie.
Gdy tylko pani Andrzejczak się odwraca, Kalina szepcze:
— Na przerwie polecisz do biblioteki po ten tytuł, mała wredoto.Pokazuję jej środkowy palec, po czym odwracam się. Gdy zerkam za siebie i przyglądam się jej, widzę głupawy uśmiech na jej twarzy. Nie mogę już się bronić. To nie jest pierwsza taka sytuacja. Interwencje u pani psycholog w pierwszej klasie zakończyły się teoretycznym sukcesem - Kalina i jej koleżanki umilkły. Był to jednak efekt krótkotrwały, gdyż po kilku tygodniach uznały, że mają już czyste pole do popisu i zaczęły przezywać mnie znowu. Próbowałam przyzwyczaić się do tego. I tak dla uczniów i nauczycieli zdążyłam już zyskać łatkę “dziecka z patologicznej rodziny z pokręconą psychiką".
Staram się wsłuchiwać w wykład pani Andrzejczak i zgłaszam się do odpowiedzi na kilka zadanych przez nią pytań, pomimo serdecznej nienawiści, jaką darzę tę nauczycielkę i jej przedmiot. Słyszę, jak Kalina i trójka jej koleżanek szepczą, za każdym razem, gdy odpowiadam: “Marta to lizuska". W pewnym momencie nawet pani Andrzejczak uderza pięścią w stół i krzyczy na nie. Ja to mam jednak gdzieś - ona i tak im nie przemówi do rozumu. A z resztą - większą uwagę zwraca na sam fakt, że mówią, a nie na to, co mówią. W oczach mam łzy.***
Od razu, gdy wychodzę na przerwę, Kalina oraz jej trzy wierne towarzyszki - Lusia, Gosia i Ola podbiegają do mnie z wielce uradowanymi minami.
— O, Tusia, tak miło cię widzieć, mamy dla ciebie propozycję nie do odrzucenia — Kalina, o głowę wyższa ode mnie, bezczelnie pochyla się, by móc spojrzeć mi w oczy.
— Nie obchodzi mnie wasza propozycja, walcie się — wzruszam ramionami i ruszam w lewo.
Wtem zatrzymuje mnie przeszywający ból. Gosia nadepnęła mi na lewą stopę, uniemożliwiając mi odejście od grupy prześladowczyń. Czy ona… Czy ona jest jakaś nienormalna? Piszczę głośno i próbuję się wyrwać, lecz dziewczyna nie raczy puszczać.
— Oj weź, mamy dla ciebie bardzo fajną niespodziankę — Kalina uśmiecha się szyderczo. Czuję, że zaraz jej przywalę w twarz, jeśli się nie zamknie.
— Chodź, laska, będzie zarąbiście — Gosia obejmuje mnie ramieniem, mimowolnie popychając mnie do przodu. Wiem, że prowadzą mnie gdzieś, gdzie ja na pewno nie mam ochoty iść. Usiłuję uciec od nich, lecz w tej chwili orientuję się, że jestem w potrzasku. Lusia i Ola zabezpieczają mnie z tyłu, a Kalina uniemożliwia ucieczkę z przodu. Gosia w dodatku przyciska moje ramię z taką siłą, że moje kolana lekko się uginają, więc nawet przy wzroście jej i Oli jestem niezauważalna w tłumie czterech najlepszych kumpeli. Cholera jasna. Chyba się zaraz rozpłaczę. Prowadzą mnie do łazienki dla dziewczyn, a Ola niesie ze sobą dwa wypełnione czymś po brzegi pudła. Nienawidzę tamtego miejsca, ze szkolnymi toaletami mam fatalne wspomnienia. Na pewno szykują dla mnie coś okropnego.
Docieramy do łazienki nadal w piątkę. Nie ma tam praktycznie żywej duszy, sama jestem zdziwiona. Praktycznie zawsze są tam stada. Ale to chyba w drugiej toalecie, jeśli dobrze kojarzę, to ta jest rzadziej odwiedzana. No może oprócz dwóch naradzających się na temat maskary dziewczyn w najbardziej oddalonej kabinie. Próbuję wsłuchiwać się w ich luźną gadkę, by odwrócić uwagę od otaczających mnie z każdej strony prześladowczyń.
— No, kochaniutka, mamy dla ciebie tę niespodziankę — Kalina cmoka, przeglądając się w jednym z obskurnych luster. Mrużę oczy i pochylam głowę, przygotowując się psychicznie na cokolwiek, co te wredne szmaty mają mi do zaoferowania. Serce bije mi jak młotem. I przyspiesza, gdy łapię się na tym, że stoimy tuż przy przeklętej kabinie - tej, która zawsze się zatrzaskuje.
CZYTASZ
That Kind of Girl
Teen FictionW polskim liceum łatwo jest przeżyć. Przecież jedyne zagrożenia, jakie można napotkać na swojej drodze to ewentualnie złośliwi nauczyciele, zatrzaskujące się drzwi w toaletach, brak mydła, prześladujące bandy na każdym kroku, wszechobecna homofobia...