V

73 9 114
                                    

Lena


Nie wiem, co mam zrobić. Następnego dnia włączam laptopa i zaczynam szukać Marty na Facebooku. Znajduję jedynie profil z czarno-białym zdjęciem młodej dziewczyny nad brzegiem jeziora. Stoi tyłem do obiektywu, zamyślona i chyba smutna. Marta Zawadzka. To ona. Takie same włosy. Nie dodaje postów, z resztą kto teraz dodaje? Wrzucanie treściwych rzeczy na Facebooku wyszło z mody już dawno. Zmienia tylko zdjęcia profilowe i udostępnia ogłoszenia ze zwierzęcych fundacji i schronisk. Co ona może skrywać? Czy ma jakieś problemy życiowe, o których nie wiem? Nawet jej nie lubię. Ale moja ciekawość przezwycięża niechęć do bliższych kontaktów z nią.
 
Zrezygnowana, zamykam laptopa. Nie dodaję jej do znajomych, w żadnym wypadku. Wzdycham głośno, ze zmrużonymi powiekami. Mój pies wczoraj sprawił, że najbardziej znienawidzona uczennica w szkole się na mnie wkurzyła i przypadkowo wciągnęła mnie w szukanie swojego kota.
 
Wtedy słyszę charakterystyczny stukot pazurów po drewnianej podłodze. O wilku mowa. Lucky. Psiak podbiega do łóżka, na którym siedzę i zaczyna trącać mnie nosem, przy akompaniamencie liźnięć po nogach.

— No co, chcesz na spacerek, cudaku? — uśmiecham się do niego. Lucky na dźwięk magicznego słowa wskakuje na łóżko, na mój ulubiony ciemnoszary koc i włącza tryb szaleńczego lizania po twarzy. Śmieję się głośno, usiłując ochronić się przed pełnymi śliny całusami — No dobrze, już dobrze!

Pies zbiega z łóżka z prędkością błyskawicy. Ja podążam za nim, po schodach na parter. Z wieszaka na korytarzu biorę smycz i obrożę.

— A ty dokąd? — słyszę podejrzliwe pytanie mamy zza laptopa. Siedzi w jadalni, zapewne mając jakieś spotkanie online, gdyż do moich uszu docierają niezidentyfikowane głosy różnych osób.

— Z Luckym na spacer — odpowiadam szybko — Do parku i z powrotem — dodaję na wszelki wypadek.

— Tylko nie baluj za długo. Masz naukę — blondynka ponownie włącza mikrofon, dołączając do spotkania.

Po spacerze zaplanowałam wcześniej szybko wpaść do Linuxa, by popracować z nim, Krystianem i Natanem nad nowym postem. Myśl, że czeka tam na mnie mój chłopak dodaje mi otuchy. Nie myśląc wiele, wychodzę z domu z moim ukochanym psiakiem na smyczy.

***

— Hejka! — wołam, wchodząc do mieszkania Karola i otrzepując buty — Lucky może wejść? Ma raczej czyste łapy.

— O, tak tak. Cześć — wita się ze mną chłopak w okularach — Jak znajdzie sobie jakieś zajęcie, to oczywiście. Byle tylko nie demolował mieszkania.

— Cześć, Lena — z kuchni wychodzi wysoka, chuda szatynka o bardzo krótko ściętych włosach i piwnych oczach. Mama Linuxa — O, jesteś z psem. On lubi kiełbasę swojską?

— Tak — śmieję się — Bardzo, ale musi trzymać linię, więc traktujemy to jako rarytas.

— No to dziś będzie ten dzień, w którym ten rarytas otrzyma — kobieta podchodzi do lodówki i wyciąga z niej spory kawałek kiełbasy. Lucky zaczyna wiercić się w miejscu i oblizywać.

— No co, pieseczku? Jedzonko tu masz, jedzonko! — szatynka podaje psu smakołyk, który on bierze w pysk z prędkością światła. Jednak zamiast zjeść w spokoju, staje przy drzwiach, posyłając mi porozumiewawcze spojrzenia.

That Kind of GirlOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz