Rozdział X

72 6 2
                                    

-Lute! Kurwa! Ty żyjesz! Nawet nie wiesz jak ja się o Ciebie bałem! - krzyknął. On był przy niej taki wielki, a ona przy nim taka mała i wątła. Mocno przyciskał ją do swojego ciała. Jak tylko Lute zrozumiała co się dzieje to się rozpłakała, ale zamiast się przytulać, odsunęła się od Adama i spojrzała mu w załzawione oczy:
-Sir! Jesteś cały? Stało Ci się coś po tamtym wypadku?! Ja jestem taka nieodpowiedzialna. Nawet nie dałam rady Cię ochronić... - z jej twarzy spłynęła łza - Co ze mnie za pomocnica, która...
-Straciła ramię i poświęciła własne życie, by mnie ratować. - dokończył za nią i znów smutno się uśmiechnął. Tak samo jak wtedy gdy Nifty wbiła mu nóż w plecy. - Lute, a co z Twoją ręką?
-Walczyłam z Vaggie i... budynek mnie przygniótł... a ja musiałam Cię ratować i Ci pomóc. To było najważniejsze.
-Wcale nie. - to rzekłszy pocałował ją w czoło. Następnie zwrócił się do Emilie. - Czemu Twoja magia ją uleczyła a Sera nie mogła nic zrobić?
-Nie mam pojęcia. Też się nad tym zastanawiam - Emily rozłożyła ręce. - Sera jest ode mnie silniejsza. Powinna sobie z tym poradzić.
-Sera?! - krzyknęła Lute jakby obudzona z transu. - Gdzie ona teraz jest? - spytała nerwowo.
-Coś tam załatwia... jakieś swoje sprawy... I nie chce mi powiedzieć... wciąż traktuje mnie jak dziecko. A co się stało?
-Ja... muszę Wam coś opowiedzieć... I to może Was zszokować...

***

Szli ulicą bardzo niezadowoleni z obecniej sytuacji, ale robili to przecież dla Charlie, która radośnie skakała sobie przed nimi. Cóż za poświęcenie.
-Zobaczycie, będziemy się razem świetnie bawić! - zawołała. Alastor się uśmiechnął, trochę krzywo, ale nieważne, a Lucyfer zaśmiał się nerwowo. Kiedy tylko Charlie się odwróciła, posłał radiowemu demonowi najbardziej kwaśny wyraz twarzy jaki tylko umiał, na co Alastor uderzył go mikrofonem w czubek głowy gniotąc mu przy tym kapelusz. Kiedy Lucyfer poprawiał sobie czapkę, mamrocząc coś pod nosem, "przypadkowo" jak to określił wpadł na Alastora, próbując zepchnąć go z chodnika. Kiedy wreszcie dotarli do restauracji, Alastor, jak na kulturalnego, szanującego kobiety demona przystało, otworzył dla Charlie drzwi, przy okazji wpuszczając też Lucyfera, ale jemu podłożył nogę tak, że tamten o mało się nie wywrócił. Idąc w stronę zarezerwowanego stolika musieli przekroczyć jeszcze jedne drzwi. Tym razem to Lucyfer postanowił je otworzyć dla swojej córki. Następnie zamknął je, gdy akurat Alastor tamtędy przechodził, zgniatając go. Oboje tracili już do siebie cierpliwość, a to był dopiero początek kolacji.

Gdy zajmowali już miejsca przy wyznaczonym stoliku, Alastor uprzejmie odsunął siedzenie dla Charlie, a następnie dla Lucyfera. Tyle tylko, że odsunął krzesło za bardzo do tyłu i ojciec Charlie przejechał tyłkiem po podłodze.
-Ojej, przepraszam - powiedział tonem imitującym żal - Bardzo mi przykro. Najwyraźniej jesteś taki mały, że nie mieścisz się na krześle. Ups...
Lucyfer wstał, otrzepał się i wyrwał mu krzesło z rąk, po czym zajął miejsce. Alasotr uczynił to samo.
-Och, a może potrzebujesz siedzonka dla niemowląt. - na to Lucyfer kopnął go pod stołem. Charlie tylko teatralnie westchnęła. Kiedy wreszcie dostali menu i zamówili jedzenie, Lucyfer pod pretekstem domówienia sobie deseru, ruszył do kelnera, ale zamiast deseru prosił, aby dodać więcej przypraw do porcji Alastora.

Gdy wreszcie jedzenie do nich dotarło, Lucyfer z wielką uwagą przypatrywał się jak Alastor bierze do ust pierwszy kęs swojego dania. Nagle się wzdrygnął, łyżka wypadła mu z ręki a on sam przytkał dłoń do buzi.
-Alastorze, wszystko okej? - spytała wyraźnie zmartwiona Charlie, a Lucyfer nie mógł powstrzymać cichego parsknięcia. Alastor o mało nie zwymiotował pod stołem.
-Nienawidzę... słodkiego... smaku...
-Ojej, pewnie kelner albo kucharz się pomylił. - stwierdziła dziewczyna.
-Taaak... - wysyczał wpatrując się groźnym wzrokiem w jej ojca.
Zajęli się jedzeniem i żeby nie było tak niekomfortowo Charlie postanowiła rozładować atmosferę.
-A wiecie, że oboje lubicie gotować? - zaczęła. Ale oni spojrzeli tylko na siebie groźnym wzrokiem. - Fajnie, że coś Was łączy, nie?
-Czy podać coś jeszcze? - spytał kelner.
-Alkoholu - wysapał Alastor.
-Jakiego?
-Jakiegokolwiek.
-Ja też poproszę. - dodał Lucyfer.
Po chwili na stole zagościła butelka wina i dwa kieliszki. Alastor złapał za butelkę i zaproponował:
-Pozwól, że Ci naleję. - to mówiąc złapał jego naczynie zanim tamten zdążył w ogóle coś powiedzieć i wlał mu tak dużo, że napój zaczął wylewać się po brzegi i spływać po stole.
-Co Ty kurwa robisz, idioto?! - wrzasnął Lucyfer i wyrwał mu butelkę z dłoni.

"Dzień Eksterminacji" (Hazbin Hotel)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz