Rozdział II

106 9 8
                                    

-Sir, Sir! - wołała a z jej oczu zaczęły kapać łzy. Spływały żałośnie po jej rozgrzanych policzkach, podczas gdy ona starała się bezskutecznie obudzić Adama. - Sir! Słyszysz mnie?! Kurwa! Adam! Adam! - wtedy on nagle otworzył lekko oczy i spojrzał na nią słabym wzrokiem. Na jego twarzy pojawił się mały i słaby, ale za to szczery uśmiech. Cieszył się, że to ona tu była. Ostatnią osobą, którą miał zobaczyć zanim zamknie oczy miała być ona - Lute. Ta, której zależało na nim najbardziej na świecie, ta, która była mu oddana jak nikt inny i ta, z którą tak uwielbiał spędzać czas. To ona zawsze wywoływała uśmiech na jego twarzy. Zadziałało nawet teraz.
-I z czego się kurwa cieszysz, idioto?! - wrzasnęła płacząc.
-Że Cię widzę... - odparł lekko przymykając powieki. Lute zaczęła łkać i spuściła głowę w dół. Przyłożyła mu głowę do klatki piersiowej, mocząc mu ubranie. Wtedy poczuła na plecach jego dłoń. Gwałtownie wstała i zaczęła go ciągnąć za rękę, by pomóc wstać.
-To... na nic... daj spokój Lute...
-Nie, Sir! Nie zostawię Cię tutaj! - dziewczyna usiłowała podnieść go jedną ręką co było niełatwym wyzwaniem. - Proszę, nie poddawaj się. No już, dalej Adam.
Adam używając resztki swoich sił, wreszcie stanął na nogi. Lute go przytrzymała, a on podparł się jej, łapiąc ją za ramię. Wtedy spostrzegł, że brakuje jej ręki.
-Co jest kurwa... Lute, co Ci się stało w... - nie zdążył dokończyć zdania, gdy Lute mu przerwała.
-Sir, uważaj! - wrzasnęła odrzucając go na bok. Wtedy spostrzegł jak jakieś dwie dusze z Piekła pędzą prosto na niego, dzierżąc w dłoniach noże. Chciały dokończyć to co zaczęła Nifty i raz na zawsze usunąć Adama. Jednak jego partnerka nieco pokrzyżowała im plany. Lute go odepchnęła i tak oba noże wbiły jej się w ciało.
-Ja pierdole! - Adam złapał się za głowę, a następnie złapał Lute, która prawie upadła na ziemię. - Pojebało Was?! - krzyknął a następnie spojrzał na dziewczynę, lecz ona ani drgnęła. - Lute? Lute! LUTE!!! No obudź się kurwa! Lute nie wygłupiaj się! - śmiał się nerwowo przez łzy. Nawet nie wiedział kiedy napłynęły mu one do oczu i kiedy zaczęły spływać mu po policzkach. - Lute... - przytulił ją mocno do piersi a swoją dłoń położył jej opiekuńczo na głowie. Następnie wziął ją na ręce i odwrócił się w kierunku mieszkańców Piekła.
-Jesteś zjebani! Bez serca! - krzyknął przez łzy na odchodne. - Jeszcze tu wrócę i wszystkich Was pozabijam! - a następnie przy pomocy pozostałych aniołów wzbił się w powietrze i wszyscy wrócili do Nieba.

***

Aniołowie odlecieli i wreszcie nastał koniec eksterminacji. Lucyfer odetchnął z wyraźną ulgą, lecz gdy odwrócił się do tyłu zdał sobie sprawę, że pojawiły się nowe zmartwienia. Charlie klęczała z głową spuszczoną w dół przed plakatem, który miał uczcić pierwszy tydzień Sir Pentiousa w Hazbin Hotelu. Cały hotel był w gruzach, a sama Charlie również była w rozsypce. Po jej twarzy spływały gorzkie łzy żalu i rozpaczy.
-On tak wiele dla nas poświęcił. Nie wierzę... nie mogę uwierzyć, że on... tak po prostu odszedł.
-Charlie... - Vaggie uklęknęła obok dziewczyny i położyła dłoń na jej ramieniu w geście pocieszenia.
-To bez sensu. - rzekła z wyrzutem. - Miałam fatalny pomysł.
-Twój pomysł był genialny! - krzyknął Lucyfer i stanął centralnie na przeciwko córki. - Tylko, ja... w Ciebie nie wierzyłem. Ale teraz widzę, że to ma sens. Spójrz co już dzięki Tobie osiągnęliśmy. Wspólnymi siłami obroniliśmy się przed eksterminacją! Bo w nas uwierzyłaś! Dałaś nam nadzieję. Teraz ja daję ją Tobie! Odbudujmy ten Twój hotel! Razem! Wspólnymi siłami! Co Ty na to? - spytał wyciągając dłoń w jej kierunku.
-Tak! - krzyknęli pozostali. Charlie przetarła ręką pozostałe łzy i podała dłoń ojcu.
-Bierzmy się do pracy. - rzekła zdecydowanym głosem.

Charlie zaczęła rozplanowywać kto czym się zajmie i wtedy do niej dotarło, że kogoś brakuje i nie chodziło tutaj o Sir Pentiousa.
-Zaraz! - krzyknęła. - Gdzie jest Alastor?! - rozpaczliwie zaczęła przeszukiwać gruzy hotelu, lecz po radiowym demonie ślad zaginął.
-Charlie, spokojnie. To Alastor. Jestem pewna, że nic mu nie jest. - Vaggie starała się jakoś zapanować nad sytuacją.
-Skąd możesz to wiedzieć?! - wrzasnęła ze łzami w oczach, a następnie padła na kolana. - A co jeśli któryś z aniołów go zabił? - rzekła już nieco ciszej. - Vaggie... już straciliśmy Sir Pentiousa. Ja nie chcę, żeby z Alastorem stało się to samo. - zapłakała, a dziewczyna mocno ją przytuliła.

"Dzień Eksterminacji" (Hazbin Hotel)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz