Rozdział Siódmy: Ktoś coś podejrzewa

24 2 0
                                    

Następnego dnia obudziłam się z ogromnym uśmiechem na ustach. Rozejrzałam się po pokoju. Spojrzałam na łóżka obok, dziewczyn jak nie było tak nie ma. Zdziwiłam się nieco, bo od końca imprezy minęło dobre siedem godzin. Wstałam szybko z łóżka i przebrałam z piżamy równie szybko. Zeszłam do pokoju wspólnego, w którym również ich nie było. Totalnie zdziwiona ruszyłam do sali, w której impreza się odbywała. Widok, który tam zastałam przyprawił mnie o dreszcze. Rozwalone wszędzie butelki po alkoholu. Na podłodze było mnóstwo śpiących ludzi, stłuczone szklanki i butelki, kałuże alkoholu, strzępki materiałów, porozrzucane kable. To miejsce przypominało pobojowisko, a miejsce na imprezę. Spojrzałam na sufit. Zdobiły go kolorowe plamy, z których co jakiś czas skapywały pojedyncze krople. W całym pomieszczeniu również śmierdziało. Czuć było pot, alkohol i papierosy. Nie jest to najlepsze połączenie zapachowe. Nawet ulubione perfumy mojej mamy nie zakamuflowałyby tego smrodu. Ostrożnie przechodziłam między ludźmi, żeby się nie potknąć. Uważałam również, żeby nie wdepnąć w alkohol co było zadaniem prawie nie możliwym. Prawie słowo klucz. W końcu znalazłam trzy znajome twarze na kanapie. Wydawało mi się, że zasnęli w marię trzeźwy, a na pewno mniej pijani niż reszta osób. Przy okazji Parvati zasnęła w objęciach Zabiniego, co wyglądało uroczo. Uśmiechnęłam się na ten widok. Obok ich leżała śpiąca Lavender, rozwalona na wszystkie strony. Jedną rękę mała na oparciu kanapy, a druga zwisała jej tak jak głowa i jedna z nóg. Wyglądała komicznie w takim wydaniu. Wróciłam spokojna do pokoju i przygotowywałam się na dzisiejsze lekcję. Powtórzyłam materiał i upewniłam się, że wszystkie prace domowe mam odrobione. Nadal musiałam grać rolę perfekcyjnej uczennicy, której, swoją drogą, miałam już dość. Jednak nie po to pracowałam nad nią tyle lat, żeby w kilka godzin ją źle zagrać. Czułam się niczym w teatrze. Byłam aktorką, która chciała zagrać w jakimś spektaklu, ale została rola, której nie chciała, mimo to ją przyjęła. Nie chciałam zepsuć wizerunku Panny Wszystko-Wiem Granger, jak to kiedyś mnie Draco nazwał. Dobra, koniec z tym. Za bardzo się użalam nad sobą. Usiadłam na łóżku, patrząc się tępo w podłogę. Siedziałam tak dopóki nie usłyszałam gwaru na dole, wtedy dopiero zeszłam na śniadanie. Jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam Parvati i Lavender, które wyglądały niczym nowonarodzone podczas, gdy ja, która na nie piła prawie nic, wyglądałam jak żywy trup. Już miałam się spytać jak to robią, ale przypomniałam sobie, że mamy ukrywaną przyjaźń czy jakoś tak to Lavender kiedyś nazwała. Never mind. Złapałam z nimi zaledwie kontakt wzrokowy.
- Hermiona, idziesz? - zapytał Harry.
- Jeszcze nie skończyłam. Idźcie beze mnie, zaraz dojdę.
- Okej.
I poszli gdzieś. Pewnie do dormitorium.
- Jak wy to robicie? - zapytałam dziewczyn.
- Co? - zapytała zdezorientowana Parvati.
- Że wyglądacie jak jakieś boginie, a opróżniłyście cały barek, tym czasem ja, która nie piła nic, wyglądam jak jakiś trup.
- Makijaż, kochana. Uwierz mi jak zobaczyłam się w lustrze o mało zawału nie dostałam - powiedziała Lav.
- Nie wyglądałyśmy lepiej niż ty. Powiem tak... wyglądałyśmy jeszcze gorzej - dodała Parvati.
- Dobrze wiedzieć - mruknęłam - A tak w ogóle się bawiłyście? - zmieniłam temat.
- Super było. Gruby balet był, co nie Lav?
- No. Ostro było. Parvati po kilku chwilach już obściskiwała się z Zabinim. A co jak tam twoja relacja z Draco? - Podniosła brwi w ten swój irytujący sposób.
Już miałam odpowiedzieć, jednak ktoś nam przerwał.
- Hej, co tam? - To Blaise postanowił do nas podejść.
Wszystkie trzy spojrzałyśmy na niego z zaskoczeniem w oczach.
- Dobrze, co cię sprowadza do naszej grupki? - zapytała Parvati.
- Chciałem cię zabrać na chwilę. - Spojrzał na mnie i Lavender - Jeśli to nie problem.
- Nie, jak potrzebujesz - odpowiedziałam.
- To chodź. - Podał jej rękę i odeszli trochę dalej.
- Ale uroczo wyglądają razem - pisnęła Lavender.
- To prawda. Pasują do siebie.
- Powinni być razem.
Przyglądałam się im przez dłuższą chwilę, po czym wróciłam do jedzenia. W pewnym momencie czyjaś dłoń musnęła moje plecy. Odwróciłam się, ale nikogo nie zobaczyłam. Odwróciłam się w drugą stronę i ujrzałam opierającego się o framugę blondyna, który uśmiechał się do mnie, odsłaniając swoje piękne, białe zęby. Bez wahania ruszyłam w jego kierunku przedtem nakładając kaptur na głowę.
- Hej - przywitałam się.
Stanęłam na palcach i dałam mu buziaka w policzek. Chłopak był wyraźnie zaskoczony tym gestem, ale również zadowolony.
- Cześć - odpowiedział.
Wystawił do mnie swoją bladą rękę.
- Idziemy? - zapytał.
- Muszę iść jeszcze do dormitorium po książki.
- W takim razie idę z tobą.
Chwyciłam jego dłoń, a on splótł nasze palce, wcześniej nakładając kaptur. Nakładanie kaptura było idealną taktyką na pozostanie w jakiś chwilach incognito. Często stosowana przeze mnie. Dziwnie było z nim chodzić za rękę. To wszystko działo się zbyt szybko jak dla mnie. Niedawno jeszcze byliśmy dobrymi znajomymi (przyjaźnią bym tego nie nazwała), a teraz po powiedzeniu sobie dwóch słów mamy chodzić za rękę po całej szkole. Zbyt szybko, zbyt. Ron byłby wściekły. Wyobrażam sobie jego czerwoną jak burak twarz, gdy się dowiaduje, ale to moje życie, więc co ja się przejmuję? Musieliśmy wyglądać dziwnie, bo każdy się na nas dziwnie patrzył gdy przechodziliśmy.
- Jak myślisz czemu się tak gapią? - zapytałam chłopaka.
- Spójrz na swoją szatę, potem na moją, a potem na nasze ręcę, rozumiesz już?
Zrobiłam to co chciał Draco i wtedy się zorientowałam o co ludziom chodzi. Przecież Gryfonka i Ślizgon trzymający się za ręcę nie są częstym widokiem na co dzień.
- Rozumiem - zaśmiałam się.
Nie wiedziałam dlaczego. Tak po prostu. Po chwili Draco również się zaśmiał. Tak beztrosko i pięknie.
- Czemu się tak patrzysz na mnie? - zapytał.
- A, nie mogę?
- Możesz, ale ja pytam, dlaczego?
- Nie wiem. Po prostu.
- Czyżby?
Przywaliłam mu z łokcia. Doskonale wiedziałam co miał na myśli, aż za dobrze.
- Jesteś gamoniem, Malfoy.
- A, jednak cały czas trzymasz mnie za rękę.
- Tak, trzymam cię.
Zauważyłam jak jego kąciki ust delikatnie się uniosły. To był widok, przez który ja również się uśmiechnęłam. Gdy dotarliśmy do dormitorium puściłam jego rękę i weszłam do niego po książki. Wzięłam w rękę torbę i już miałam wychodzić, gdy zobaczyłam na moim stoliku nocnym bliżej nieokreślony obiekt. Przybliżyłam się do stolika i okazało się, że to był korektor pod oczy z krótkim liścikiem. Przewróciłam oczami. Szybko wybiegłam z pokoju. Wyszłam przez dziurę w portrecie i standardowo wpadłam na kogoś, a tym ktosiem był nie kto inny jak Draco.
- Wreszcie. Ja sam zdążyłem po książki dojść.
Znów zarobił z łokcia.
- Tylko ja mogę poganiać ludzi. Jasne? - odparłam z udawaną złością.
- Jasne jak słońce, ale pomimo tego okropnego czynu, którego dokonałem, pozwolisz mi trzymać Twą dłoń przez całą drogę, której celem jest klasa eliksirów?
- Zawsze tak robisz?
- Tylko przy wyjątkowych osobach. To jak mogę cię trzymać za rękę czy nadal jesteś na mnie wściekła?
- Możesz.
Nie musiałam długo czekać by poczuć jego dłoń wplatającą się w moją. Poczułam jak moje serce zaczęło delikatnie szybciej bić. Nie zauważyłam nawet kiedy zaczęliśmy iść, tak bardzo skupiłam się na szybszym biciu serca. Czyżby moje uczucia do Dracona zaczynały się przeradzać w coś większego niż tylko zauroczenie? Nie, to absurdalne. Chociaż... Nagle Draco puścił moją dłoń. Zdezorientowana spojrzałam na niego. Dopiero wtedy zobaczyłam, że dotarliśmy do celu. Większość już czekała. Odczekałam chwilę i zdjęłam kaptur z głowy i ruszyłam w stronę przyjaciół.
- Jesteś w końcu. Powoli zaczynałem się martwić, a Ron już odchodził od zmysłów.
- Nieprawda. Jak zawsze wyolbrzymiasz - skarcił Harrego Ron - Co nie zmienia faktu, że dobrze, że dotarłaś.
- Wyluzujcie. Co wam jest? Nie widzieliśmy się zaledwie od śniadania czy jakieś dwadzieścia minut.
- Nic nam nie jest - odpowiedzieli na raz.
- No powiedzcie.
- Nic mi nie jest, choć nie wiem jak to u niego z tym - powiedział Ron.
- U mnie też w porządku - powiedział Harry.
- Na pewno coś nie gra skoro się zachowujecie w taki sposób.
- Wszystko w porządku. Naprawdę nie musisz się martwić - powiedział Harry.
- Dobra, jak nie chcecie to nie mówcie i tak się dowiem.
W tym momencie pojawił się profesor Slughorn.
- Dzień dobry, uczniowie. Zapraszam do sali - powiedział.
Wszyscy posłusznie weszli do środka i zasiedli na swoich miejscach, jednak był delikatny problem w postaci czteroosobowych ławek. W końcu udało się ustalić jak mamy siedzieć i rozpoczęła się lekcja.
- Dziś uwarzymy Wywar Żywej Śmierci. Instrukcje macie na stronie szesnastej. Tak, panie Potter?
- Ja nie mam podręcznika jeszcze i mój przyjaciel też nie.
- Weźcie sobie z tamtej szafki. - Wskazał szafkę koło swojego biurka.
Oboje podeszli do niej i chwilę później zaczęłam się mała bójka, znając ich o ładniejszy podręcznik, minęła chwila i odeszli od szafki, Harry trzepnął Rona podręcznikiem po czym usiadł koło Parvati, a Ron koło Lav. Ze śmiechem oglądałam tą całą sytuację, a gdy się zakończyła zaczęłam wykonywać zadanie zadane przez Slughorna.
- Potter i Weasley to jednak kretyni - powiedział rozbawiony Draco.
- To prawda. Oni są kretynami - przyznałam mu rację - I przewidywalni w prawie każdej sytuacji. Pewnie walczyli o nowszy podręcznik.
Przez prawie cały czas, do prezentacji swoich eliksirów, nie odezwałam się słowem do Dracona ani na odwrót. Wszystkie moje myśli był skierowane na to aby uwarzyć najlepszy eliksir z całej klasy. Przyrządzanie Wywaru Żywej Śmierci pochłonęło całe moje skupienie, więc nawet jeśli próbowałabym porozmawiać z chłopakiem nic by z tego nie wyszło.
- Koniec czasu - zawołał w pewnym momencie Slughorn.
Przechodził przez klasę, sprawdzając efektywność naszych starań. Aby to sprawdzić wrzucał do każdego kociołka mały liść w kolorze ognistym. Wygraną stworzenia najlepszej mikstury było Felix Felicis, nazywane również Płynnym Szczęściem. Ostatnim uczniem, którego profesor sprawdzał, był Harry. W myślach prosiłam go, żeby nie miał lepszego eliksiru niż ja, bo wiedziałam, że mam jak na razie najlepiej uwarzony Wywar.
- Bezbłędne - zachwycał się Slughorn - Jedna kropla mogła by nas wszystkich zabić. Otóż mamy zwycięzcę. Chodź, Harry, na środek sali. Zaraz wręczę ci twoją nagrodę.
W myślach już zabiłam Harrego na sto sposobów. W przypadkach takich jak ten, byłam samolubna i egoistyczna. Harry stanął na środku klasy, wyczekując na nagrodę. Profesor wyjął że stojaka, stojącego na jego biurku, mały flakonik z żółtym płynem i podał ją Harremu. Patrzyłam na całą tą sceną z zazdrością. Ja w potarganych włosach o objętości włosów pani Weasley, starająca się całą lekcję i taki Harry, który pewnie miał wszystko gdzieś albo miał pomoc. Jak się okazało po części miałam rację.
- Jak ty żeś to zrobił? - Napadłam na Harrego gdy wybrzmiał dzwonek kończący lekcję.
- Przez przypadek wziąłem podręcznik niejakiego Księcia Półkrwi i ten gość był chyba mistrzem eliksirów. Cały podręcznik jest poprawiony przez niego. Są dokładne instrukcje nie zgodne z instrukcjami twórcy podręcznika, i jego własne zaklęcia.
Patrzyłam na niego oniemiała. Nie dość, że było to niesprawiedliwe, to w dodatku niezwykłe. Jak ktoś kto tworzy podręcznik może zapisać w nim nie poprawne instrukcje? W tym całym 'zamieszaniu' to najbardziej mnie zastanawiało. Autor był idiotą czy Książe Półkrwi geniuszem? A może obie opcje są poprawne? Na tamten moment nie miałam pojęcia.
- Halo, Ziemia do Hermiony - powiedział Ron machając mi przed oczami swoją łapą.
- Zabieraj tą łapę z przed moich oczu.
- To uważaj trochę. Wiesz co mamy teraz?
- Zielarstwo, chyba.
- Na pewno?
- Ja nie jestem planem lekcji, Ronald! Nie jestem pewno czy zielarstwo, czy może zajęcia jak zamknąć twoją paszczę! - Nie myślałam za wiele wymawiając te słowa. Wiedziałam, że mogę spowodować smutek u Rona, ale nie obchodziło mnie to.
- To nie było miłe - Zauważył Ron.
- Bo Ty jesteś dla mnie wiecznie miły. - Westchnęłam z frustracji - Poza tym co było w tym takiego co uraziło świętego królewicza, Ronalda Weasleya? Jego pełne imię czy fakt, że mam dość jego ciągłego gadania?
- Uspokójcie się oboje. - Próbował uratować sytuację Harry.
- Proszę - dodał po chwili.
- To powiedz jej żeby nie była wredną...
- No dokończ, Ron.
- ... osobą.
- Wiem, że nie to miałeś na myśli.
- Ale nie powiedziałem tego, więc o co masz problem?
- Naprawdę za każdym razem musicie się kłócić! - Wybuchł Harry - To jest męczące! O wszystko, nawet o głupi żart!
Oboje z Ronem przyglądaliśmy się wybuchu Harrego, który zazwyczaj kojarzył mi się ze opanowaniem i spokojem.
- Teraz to może ty się uspokój, Harry - powiedziałam do niego.
- Będę spokojny jak przestaniecie się kłócić - powiedział ł ze spokojem.
- Wiesz, że to niemożliwe. - Szturchnęłam go żartobliwie w ramię.
- Chociaż spróbujcie, proszę Hermiona.
- Ja się postaram. Nie wiem jak rudzielec.
- Nazywa się ludzi i rzeczy po imieniu, a nie po kolorze włosów czy sierści - Rozbawienie było widoczne w jego oczach.
- No dobra. - Przewróciłam oczami - Ronald. Nie wiem jak Ronald.
- Lepiej. - Odwrócił głowę w stronę Rona - W sobotę jest nabór do drużyny, a za dwa tygodnie w piątek pierwszy mecz. Lepiej poćwicz bronienie, bo bez tego nie dostaniesz się, rozumiesz przekaz?
Ron pokiwał głową.
- Na litość się nie dostaniesz. Chyba, że wszyscy pozostali będą jeszcze gorsi niż ty. Co jest mało prawdopodobne - dodał.
- Ej!
- Co, ej? Taka prawda - powiedział z złośliwym uśmiechem na twarzy - Żartuję przecież.
- Mam nadzieję - powiedział Ron grożąc Harremu palcem.
- Czy ty mu grozisz? - zapytałam z udawanym oburzeniem.
- Tak, grożę mu.
- Dobra w takim razie ja grożę tobie. - Przystawiłam mu dwa palce do skroni ułożone na kształt pistoletu.
Ron był kompletnie zdezorientowany.
- Co ty robisz? - spytał z konsternacją.
- Grożę ci pistoletem.
- A co to?
- Taka metalowa broń, którą strzela się do celów bądź zabija się nią ludzi. Wygląda mniej więcej tak. - Pokazałam mu złączone palce, które przed chwili były przy jego głowie.
- Wow - wydukał.
- Czarodzieje mają uśmiercające zaklęcia, a mugole pistolety.
- Fajnie brzmi nazwa tego urządzenia. Pistolet. - Zaśmiał się pod nosem.
„Jeśli nie wiesz jak to działa i jak brutalna jest ta broń to może tak". Złapałam z Harrym porozumiewawcze spojrzenie. On również tak myślał.
- Dobra zbierajmy się już na zielarstwo. - Pogoniłam ich.
- Nie ma teraz długiej przerwy przypadkiem? - zapytał Harry.
- Nie. Jestem pewna, więc lepiej ruszcie swoje cztery litery i idziemy pod szklarnie numer pięć.
Z widoczną niechęcią podążyli za mną pod wspomnianą wcześniej szklarnie.
- To tu - odparłam gdy dotarliśmy do miejsca docelowego.
- Wiesz, że nie da się tego nie zauważyć - mruknął Ron.
Rzuciłam mu mordercze spojrzenie, mówiące o tym by lepiej nie zaczynał znowu. Pod szklarnią zebrała się prawie cała klasa idealnie gdy doszli wszyscy zadzwonił dzwonek. Weszliśmy za panią Sprout do szklarni. Stanęłam między chłopakami.
- Powiem tyle. Dostałam po dopiero tygodniu informację o waszym usadzeniu, więc muszę was wszystkich rozdzielić według tego. - Pomachała kawałkiem pergaminu w powietrzu - Zacznijmy od naszego Golden Trio. Panna Patil zamienia się z panem Weasleyem na miejsca. No nie guzdrać się. Natomiast panią, panno Granger, zapraszam do pana Malfoya.
Posłusznie oddzieliłam się od Rona i Harrego i zajęłam miejsce koło Dracona. Uśmiechnęłam się delikatnie, tak aby tylko on zobaczył. On w odpowiedzi posłał mi rozwalający na łopatki, niewinny uśmieszek. Miałam tylko nadzieję, że nikt nie zauważył tego.
- Teraz pracujecie z osobą, z którą na innych zajęciach siedzicie. No, więc do roboty - powiedziała profesor Sprout po tym jak przydzieliła wszystkim drugą osobę do pracy.
Wspólnie z Draco zaczęliśmy pracę. Co chwila łapałam się na tym, że spoglądałam na niego ukradkiem. Kilka razy złapaliśmy kontakt wzrokowy. Czas lekcji szybko zleciał, niczym mrugnięcie okiem. Podobno przy dobrej zabawie czas leci szybciej. O ile robienie zadania na zielarstwie można nazwać zabawą. Gdy już się zbierałam do wyjścia, Draco odezwał się do mnie.
- Hermiona, stój. Coś ci wypadło z torby. - Pochylił się żeby podać mi pióro, które wypadło z mojej torby.
W tym samym czasie co ja. Uniosłam wzrok razem z głową i złapaliśmy kontakt wzrokowy, który trzymaliśmy długo. Czułam szalejące w brzuchu motylki i jak rumienią mi się policzki. Delikatnie ujął mój policzek, lekko przechylił głowę i złączył nasze usta w krótkim pocałunku. Przez całe moje ciało przeszły przyjemne dreszcze. Automatycznie zawiesiłam swoje ręce na jego szyi.
- Hermiona jesteś tu? - Usłyszałam głos Rona.
Natychmiast odczepiłam się od Dracona i pokazałam mu żeby milczał.
- Chyba jej nie ma - powiedział Harry - Chodź. Poszukamy w bibliotece.
Ron się rozejrzał jeszcze i oboje ruszyli. Odczekałam aż ich kroki ucichną i wybuchłam śmiechem z ich wzroku przy okazji dziękując osobie, która wytworzyła ten stół, ponieważ blat tego stołu był mocno wysunięty i robił mi w obecnej chwili za daszek. Nie musiałam długo czekać by Draco również się roześmiał.
- Ale oni są ślepi - powiedział chichoczący chłopak.
- To prawda. Ślepce dwa się znalazły - powiedziałam dusząc się ze śmiechu.
Blondyn wstał. Patrzyłam na niego zdezorientowana i myślałam sobie „O co mu chodzi?", on natomiast wystawił w moją stronę rękę.
- Chodź - powiedział dalej trzymając rękę w powietrzu.
Chwyciłam się jej i podciągnęłam się żeby wstać. Ledwo gdy to robiłam on pobiegł gdzieś, ciągnąc mnie za sobą.
Zatrzymał się dopiero przy znanej mi dobrze ścianie. Zamknął oczy i przed nami pojawiły się czarne, również bardzo dobrze mi znane, ogromne drzwi, pchnął je delikatnie i weszliśmy do środka. Pokój Życzeń. Gdy weszłam już do Pokoju chłopak rozejrzał się czy przypadkiem ktoś nie wszedł za nami i jak miał stuprocentową pewność, że jesteśmy sami, objął mnie delikatnie w tali i przyciągnął do siebie, wiedziałam co się stanie, a przynajmniej tak sądziłam, gdy już miałam wrażenie, że Draco mnie pocałuje, zaskoczył mnie.
- Berek. - Pacnął mnie lekko w ramię i zwiał prosto w labirynt gratów.
Gdy dotarło do mnie co się dzieje ruszyłam za nim, ale nie mogłam nigdzie zobaczyć jego sylwetki (zero zdziwienia). Szukałam dobre kilkanaście minut, a gdy chłopa znalazłam on bezczelnie leżał rozłożony na łóżku i uśmiechał się do mnie równie irytująco i bezczelnie.
- No podejdź tu, a nie stoisz jak ten kółek - powiedział ani razu nie zmieniając wyrazu twarzy.
Nie pewnie podeszłam do łóżka, gdy byłam przy krawędzi chłopak złapał moją rękę pociągnął tak, że po upadku znajdowałam się na nim. Szybko się przekręcił i nade mną wisiał. Po czym pochylił się i dał mi cmoka w usta, a potem zaczął mnie łaskotać. Wiłam się ze śmiechu po całym łożu. Draco tylko mi się przyglądał. Chwilę później upadł na łóżko koło mnie. Mój śmiech w końcu ustał. Spojrzałam mu w oczy i wtedy akurat zadzwonił dzwonek. Oboje przeklinaliśmy okrutny los, ale poszliśmy na lekcję. Historia Magii. Najnudniejszy przedmiot ze wszystkich przedmiotów ever. Właściwie to biegliśmy, trzymając się za ręcę, całe szczęście w porę założyłam kaptur. Widziałam jak wiele ludzi plotkowało na korytarzach. Gdy dotarliśmy do drzwi klasy Draco puścił moją rękę, a ja pierwsza wparowałam do klasy.
- Przepraszam za spóźnienie - wydyszałam i szybko zajęłam swoje miejsce.
- Dzień dobry, panno Granger. Przed chwilą dopiero weszli wszyscy do klasy, więc nie jest, pani, spóźniona.
Odetchnęłam z ulgą. Wypakowałam prędko wszystko co potrzebne, w między czasie pan Binns rozpoczął swój wykład. Skupiłam uwagę na nauczycielu, wywracając co jakiś czas oczami, gdy ten przynudzał. Mniej więcej w połowie nudnego wykładu wszedł Draco. Nic nie mówiąc usiadł koło mnie. Nie wypakował nawet książek.
- Panie Malfoy, spóźnił się pan o ponad piętnaście minut. Odejmuję Slytherinowi pięć punktów.
Draco tylko westchnął z irytacją, jakby w ogóle go to nie ruszyło, a tylko irytował go fakt, że nauczyciel coś do niego powiedział. Zdziwiona patrzyłam na całą akcję. Co w niego wstąpiło?
- Co ci jest? - zapytałam szeptem gdy Binns wrócił do mówienia nudnych rzeczy.
- Nic - odwarknął cicho.
- Serio, powiedz co ci leży na sercu.
- Nie - odpowiedział, który sugerował bym przestała.
Jednak ja jestem nieugięta, więc zamierzałam wyciągnąć z niego informację, nawet siłą.
- Co ci się stało? Pytam na serio. Wyglądasz na smutnego i zdenerwowanego.
- Jestem wściekły.
Spojrzałam na niego pytającym spojrzeniem, który sugerował aby kontynuował.
- Na Parkinson. Ona jest irytująca, mam jej dość. Po tym jak się z nią przespałem uważa, że ją kocham i takie tam pier - zawiesił się - pierniczenie. I zrobiła mi wywód, że widziano mnie z „inną". - Nakreślił cudzysłów w powietrzu - Czyli z tobą, ale o tym nie ma pojęcia. Mega mnie tym wkurzyła i mam ochotę jej przywalić, ale nie zrobię tego, bo jakiś szacunek do kobiet w sobie mam - znów się zawiesił - do relacji z tobą mam szacunek i do ciebie też, ale wcześniej - podrapał się po karku - traktowałem kobiety dość przedmiotowo. Przyznaję, nie jestem z tego dumny, ale staram się zmienić.
Przez całą jego wypowiedź uważnie go słuchałam, któraś część mnie była smutna po tym co powiedział, ale druga część mnie była szczęśliwa, że to z siebie wyrzucił i, że stara się on zmienić swoje podejście do ludzi i świata.
- Umiesz pisać lewą ręką? - zapytał nagle.
Pokiwałam głową totalnie zdezorientowana. Przeniosłam pióro do lewej ręki, żeby potwierdzić, że potrafię. Gdy już trzymałam pióro w lewej dłoni, on wziął moją drugą rękę i splótł nasze palce ze sobą. Uśmiechnęłam się do niego, na co on odpowiedział mi tym samym.
- Notujcie. Szybko notujcie - powiedział profesor Binns przerywając swój wykład i wskazując informację jakie mają się znaleźć na pergaminie.
Notowanie lewą ręką szło mi wolno ze względu na to, że przywykłam do pisania reką prawą, ale nie było dramatu.
- Zanotowane wszystko? - zapytał Binns klasy. Wszyscy pokiwali głowami - Także, kontynuując.
Po całej lekcji miałam zapełnione dwa arkusze pergaminu. Gdy dobiegł mnie dźwięk dzwonka wyswobodziła się z uścisku ręki Dracona i pobiegłam do Rona i Harrego.
- Wy też mieliście wrażenie, że Binns był dziś nie w sosie? - zapytał Ron gdy do nich dobiegłam.
- Co masz na myśli? - spytałam.
- Po pierwsze, opieprzył Malfoya, po drugie, zdał nam tyle pracy i tyle notatek, że McGonagall tyle w rok by nam nie dała, a po trzecie, miał problem do osób, które go nie słuchały, a zazwyczaj miał to gdzieś. Wymieniać dalej?
- Nie - odpowiedziałam na zadane przez Rona przed chwilą pytanie - Ale może się śpieszył albo się czymś stresował.
- A może nas nie lubi, jako klasy - dołączył Harry.
- Powodów jest jeden, a domysłów sto, więc dopóki tego nie zbadamy nie poznamy odpowiedzi - podsumował Ron.
- Po co? Nie mamy zbyt wielu spraw na głowie, żeby zajmować się problemami nauczyciela? - zapytałam z poirytowaniem.
- W sumie racja. Mamy tyle prac domowych, że to możemy odpuścić - powiedział Harry - Ron, to jest szczególnie do ciebie.
Ron westchnął z irytacją, ale chyba zgodził się z tym co powiedzieliśmy.
- Niech wam będzie - przyznał nam rację.
Weszliśmy na górę na lekcję Obrony Przed Czarną Magią. Pod salą czekała duża część klasy, w tym Draco, ale ewidentnie mnie nie widział, bo był zajęty tłumaczeniem czegoś Pansy na uboczu. Zdziwiona podeszłam bliżej, ale na tak zwany bezpieczny dystans. Bardzo zdziwił mnie fakt, że rozmawiali normalnym tonem, a nawet przyciszonym.
- Słuchaj, Parkinson. Nie zamierzam grać w twoje gierki - powiedział poddenerwowany Draco.
- A co ci szkodzi? Wiesz, że kocham gry - odpowiedziała flirciarskim tonem Pansy.
- Nie chcę z tobą być, rozumiesz te trzy słowa?
- Jak to?
- Tak to. Znalazłem w końcu miłość.
- To nie ja nią jestem?
- Nie, dlatego proszę cię żebyś się odde mnie odwaliła.
- To ta Gryfonka - splunęła na podłogę - z którą cię widziano?
- Może.
Zapłakana Pansy odeszła na drugi koniec korytarza, a Draco wyglądał jakby ktoś zdjął z jego pleców ogromny ciężar. Wydziałam ulgę wymalowaną na jego twarzy.
- Hermiona, czemu ty się tak przyglądasz Malfoyowi? - zapytał Harry.
- Wygląda podejrzanie - odpowiedziałam.
Harry przyglądał się mu chwilę, po czym stwierdził, że mam rację i poszedł do Rona. Odwróciłam się w ich stronę, a oni uważnie studiowali każdy ruch Malfoya.
- Kretyni - mruknełam do siebie.
Ruszyłam w ich stronę.
- Skończeni kretyni - dodałam gdy stanełam obok Rona.
- Cicho bądź - powiedział jedynie po czym wrócił do swojego wcześniejszego zajęcia.
- Mogę wiedzieć chociaż co odwalacie?
- Próbujemy udowodnić, że Malfoy jest Śmierciożercą - powiedział Harry.
- Rozmawialiśmy już o tym.
- Ja czuję, że coś jest z nim nie tak.
- Harry, odpuść. Naprawdę radzę ci odpuścić.
- Czemu?
- Bo, to prowadzi do nikąd. Nie udowodnisz tego dopóki nic się jeszcze podejrzanego nie stało. W sumie nawet jak coś się odwali nie będziesz mieć dowodów chyba, że będziesz świadkiem jak Malfoy coś zrobił.
– Co nie zmienia faktu, że wygląda podejrzanie.
Przewróciłam jedynie oczami z bezsilnosć na upartość Harrego.
– Musisz? – zapytałam Harrego.
On zdezorientowany zwrócił na mnie wzrok.
– O co ci chodzi?
– Nieważne. – Odeszłam od nich.
– Powtarzam pytanie. O co ci chodzi?
– O nic, naprawdę nie jest to istotne.
Sama nie wiedziałam jaki jest powód mojego zachowania do momentu, w którym spojrzałam na Dracona. Zaczynało mi zależeć, zaczynałam się zakochiwać. Uśmiechnęłam się do siebie, nadal ignorując chłopaków. Zadzwonił dzwonek i wszyscy szybko ustawili się. Weszliśmy do klasy i zasiedliśmy na swoich miejscach. Profesor Snape coś mówił, ale nie wiedziałam co. Skupiłam się na własnych myślach na tej lekcji jak i na pozostałych. Musiałam wszystko sobie poukładać. Moja relacja z Draco rozwijała się dość szybko i to mnie przerażało. Bałam się co może dziać się później i jakie będą tego konsekwencje. Jednak mimo wszystko wiedziałam jedno, że chcę w to brnąć nawet jeśli na końcu ścieżki nie czeka mnie nic.

---------------------------------------------------------

Cztery tysiące słów! Hura! Nowy rekord ustanowiony. Ten rozdział to jakiś inny kaliber niż poprzednie. Jednocześnie go kocham i starałam się dać jak najwięcej akcji, żeby coś się sensownego działo, a z drugiej strony jest on masakrą, ale nie będę go krytykować (zaskoczenie), bo nic chyba aż tak bardzo tragicznego nie działo. Mam nadzieję, że wam się podoba i widzimy się w następnych.

Pozdro
Marie ❤️ 😘 ✨

P.S. Jak wyłapiecie jakieś błędy ortograficzne i nie tylko, pisać w kom, a ja postaram się je poprawić.

True Love (Dramione)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz