8.

138 8 7
                                    

- Nie Alastor! Znamy się już tyle lat! Nie możesz zostawić mnie tak bez odpowiedzi! Nie widzisz że się staram?! - z oczu czarnowłosego łzy spływały strumieniami po policzkach a on sam agresywnie złapał przedramię bruneta widząc że ten chce odejść.

- Nie dotykaj mnie. - syknął, a drugą, wolną ręką złapał za nadgarstek Vox'a i wyrwał swoje przedramie. Zanim czarnowłosy zdążył zareagować, Alastor wbił nóż w trzymaną za nadgarstek dłoń przypłętanego. Jakgdyby nigdy nic uśmiechnął się puszczając dłoń i wyciągnął nóż otrzymując tym bolesny jęk, będący jak przyjemna melodja dla uszu mordercy.

- To. - Wskazał zakrwawionym nożem na dłoń którą jego stalkera kurczowo przyciskającego zwiniętą w pięść do swojego brzucha. - TO jest ostrzeżenie. Jeśli się do niego nie zastosujesz osobiście odenę ci tą dłoń i wsadze tak głęboko do gardła że zakrztusisz się własą krwią. - szydeczy, a wręcz szalony uśmiech pokrył twarz Alastora.

- No już. - ponaglił mnie klepiąc po ramieniu. - Niewarto tracić czas na kogoś tak żałosnego. - skinąłem głową już niezbyt pewny czy chce się dowiedzieć kto to kąkretnie był a zwłaszcza że przez ten cały czas byłem igrorowany jakby nie powinno mnie wtedy być.

Jedynie skinnąłem głową i już miałem dokączyć opowiadać historie którą przewał Vox gdy zobaczyłem kątem oka że Alastor oblizuje krew z noża. Zaśmiałem się pod nosem gdyż wspanialy pomysł właśnie wpadł mi do głowy - Ej, nie boisz się zarazić jakąś chorobą w krwi tego żula Al? - Aktorsko potarłem brode w udawanym zamyśleniu. - Ha hah! Raczej powątpiewam żeby jakikolwiek zarazek przetrwał, gdy choćby pstryczkiem w nos można doprowadzić krew tego imbecyla do wżenia. - Zaśmiał się szczeże. *Tak czysto, słodko...naprawde mógłbym w kółko i w kółko słuchać tego śmiechu...*

Zatopiłem się w swoich myślach i nawet niespostrzegłem kiedy weszliśmy na główną ulice przepełnioną mnóstwem sklepów.
Dopiero po jakimś czasie zdałem sobie sprawe że nawet nie wiem gdzie jest sklep z ubraniami. W pośpiechu począłem rozglądać się na boki gdy poczułem lekkie szarpnięcie na swoim ramieniu. - Ej, ej, Luci tutaj. -

Na to przezwisko poczółem jak policzki zaczynają piec jak cholera a serce robi fikołka w piersi. *Tylko Lilith mnie tak nazywała...Ale... z jego ust brzmi to jeszcze delikatniej...przyjemniej...* To była dla mnie naprawde niecodzienna sytułacja od wielu lat niesłyszałem już tej ksywki przez kłutnie z moją żoną, a teraz wypowiedział ją on. Brunet wskazał palcem na sklep przed nami. - A..tak faktycznie wybacz, zapomniałem.. - Tak naprawde to nawet niewiwdziałem gdzie są sklepy, ale o tym już nie musiał wiedzieć.

•••

- Tu nie ma nic ciekawego! - jęczałem i marudząc wypełzłem z kolejnego sklepu. - Gdybyś tak nie wybrzydzał to poszłoby o wiele szybciej. - prychnął Alastor lecz nadal przytrzymując dźwi żebym przeszedł pierwszy. Tym prostym gestem sprawił że poczółem motylki w brzuchu. *Lucyfer ogarnij się! Masz przecierz żonę! Ale nie za dobrze układa nam się ostatnio...* Toczyłem wewnętrzną potyczke ze samym sobą.

Po jakimś czasie w końcu znalazłem sobie zwestaw w stylu wiktoriańskim. Białe długie spodnie ze złotymi koronkami na nogawkach. Kremowa koszula z wyrazistymi falbankami na dekolcie była opięta skurzaną kamizelką coś na wzór gorsetu, ale tylko trochę z wyglądu bo tak na prawde to była bardzo luźna, ze złotymi ozdobnymi guzikami. Cały ubiór dopełniały czarne rękawiczki prawie po łokcie i biało-złota muszka zawiązana na samej górze kołnieżyka.

- Idealne! - Prezentując cały wystrój, obróciłem się w okół własnej osi za trzymaną nad moją głową ręką bruneta patrzącego na mnie jak na małe dziecko które właśnie dostało wymarzoną zabawke. - Też tak uważam. Bardzo ci ładnie jednakże mogłeś mniej wybrzydzać to skończylibyśmy wcześniej! - próbując powstrzymać ziewnięcie potarł nasade nosa przy okazji poprawiając okulary. - Ahh..czyli tak szybko chesz się odemnie uwolnić?~ powiedziałem melodyjnie na co radiowiec wepchnął mnie do przymieżalni i zanim zamkął mi dźwi przed nosem rzucił na odchodne - Kwestja interpretacji kochanie! - Wzrószył ramionami a ja jeszcze bardziej zdenerwowałem się na tą ksywke bo jeszcze bardziej wybijała mi cały tok myślenia niż poprzednia. - Zaraz zamykają sklep więc pośpiesz się! - zanim zdążyłem odpowiedzieć cokolwiek dźwi hukneły mi przed twarzą.

One Love in two lives | RadioApple | AppleRadio |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz