To ktoś ważny?

11 2 0
                                    


TŌRU

Nowy Jork, USA

Nazajutrz, poprawiwszy okulary na nosie, odsunąłem krzesło i usiadłem przy stole z porcją pancakes polanych obficie syropem klonowym oraz udekorowanych owocami. W głowie mnie łupało, jakby wnętrze czaszki zamieszkiwała grupa zwariowanych robotników z młotkami, a żołądek wywracał się na drugą stronę, ilekroć zerknąłem na jedzenie.

Przetarłem zaspane oczy, ziewnąłem, po czym przeciągnąłem się, popatrując na Verónicę spod przymrużonych powiek. Włosy miała w nieładzie, a za duża koszulka zsuwała jej się z barku, odsłaniając fragment nagiej skóry. Pusty talerz po naleśnikach odsunęła od siebie na odległość ramienia i teraz w spokoju sączyła kawę podczas przeglądania wczorajszego numeru USA Today.

Szczęściara.

– Kim jest Hajime? – zapytała nagle.

Drgnąłem, a zawartość trzymanego kubka chlasnęła na stół, plamiąc leżący przede mną egzemplarz Newsweeka. Zakląłem szpetnie, wytarłem dłoń o spodnie i odstawiwszy naczynie na blat, wstałem w poszukiwaniu ścierki.

– Czemu o to pytasz?

– Z ciekawości. To ktoś ważny?

Znalazłem wreszcie szmatkę i wróciłem do stołu. Wciąż nie patrząc na Vi, zająłem się wycieraniem poplamionych stron działu sportowego. Przełknąłem ślinę, bo gardło nagle stało się suche jak wiór. Dłoń odruchowo zacisnąłem na kraciastym gałganie.

– To... – zająknąłem się. – To przyjaciel – dokończyłem na wdechu, a potem przyssałem się do kubka, jakby od tego zależało moje życie, i wypiłem na raz połowę zawartości.

– Nigdy o nim nie opowiadałeś.

– Bo nie lubię o nim rozmawiać – powiedziałem dosadnie z nadzieją, że Verónica załapie aluzję.

Na chwilę zamilkła, wbijając we mnie przenikliwe spojrzenie błękitnych oczu.

Uciekłem wzrokiem w głąb zalanego słońcem salonu. Na szybie telewizora zebrała się warstewka kurzu. Zanotowałem, że w niedalekiej przyszłości czekało mnie sprzątanie.

– Ale potrzebujesz o nim porozmawiać – usłyszałem.

– Skąd ta pewność? – Uniosłem brew.

Westchnęła.

– Intuicja? – Wzruszyła ramionami.

Pokręciłem głową z niedowierzaniem i podrapawszy się po nosie, zgarnąłem ze stołu widelec wraz z nożem. By zająć czymś ręce, zacząłem wyżywać się na krzywej wieży pancakes. Do ust nie wziąłem jednak ani jednego kawałka.

– Tōru...

– Smakowało ci? – zagadnąłem, wchodząc jej w słowo.

Nie musiałem się oglądać, żeby wiedzieć, że w tej chwili zaciskała usta w wąską linię i gromiła mnie wzrokiem.

– Tak, było przepyszne. Jak wszystko, co kiedykolwiek ugotowałeś – oznajmiła. – Nie bądź cholernym hipokrytą.

– Nie jestem.

– Jesteś. Czepiasz się innych, kiedy zmieniają temat, a sam robisz to niemal perfekcyjnie.

– Bo nie chcę o tym rozmawiać. Dlaczego naciskasz? – burknąłem, patrząc na Vi spode łba.

Przewróciła oczami i wydęła wargi.

– Nie naciskam, możemy porozmawiać o czymś innym, jeżeli tak bardzo chcesz. Byłam po prostu ciekawa, kim jest ten, z którym piszesz do czwartej nad ranem i dla którego kupujesz bilety na drugi koniec kontynentu – rzuciła, z pozoru obojętnie, przy nadziewaniu na widelec jednego z naleśników, których nie zdążyłem jeszcze zmasakrować.

ZapomnijmyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz