Bern, Dzielnica Rozpusty, Niespodzianka, Rok 4069, 25 Dzień Poru Upału, Wieczór
Kiedy odzyskał przytomność, poczuł ból przemiany w kroczu. Pomacał ręką i o mały włos znów nie odpłynął w słodką nieświadomość. Pomiędzy nogami miał najprawdziwszą...
Doczołgał się do łazienki. Tam powoli rozebrał się z ciuchów i wskoczył do wanny. Dzięki fotograficznej pamięci odtworzył mieszankę soli regenerujących. Po kwadransie był gotów do dalszego działania.
"Najpierw zlecenie, potem mag Najwyższego Kręgu," zdecydował w myślach. Wyskoczył z kąpieli i sam nasmarował się oliwką. Przeszukał łazienkę wypatrując ubrania. Znalazł tylko swój strój i buty na wysokim koturnie. Założył komplet. Drobiąc nogami, doszedł do lustra poprawić makijaż. Ku jego zaskoczeniu na lustrze wypalono napis: "Ten czar jest ostateczny Tancerzu! Zabijając mnie dopełniłeś jego formułę. Podarowane ci ciało jest pułapką pragnienia!" Elf cisnął lustrem o ziemię. Kawałki szkła rozbiły się w drobny mak.
Nie zastanawiając się dłużej, znalazł drugie lustro. Na nim widniał ten sam napis. Starając się go zignorować, pomalował się. W samym środku swej duszy przeczuwał, że czarodziej nie kłamał. Stał się kobietą. W chwili, gdy to pojął starał się to zaakceptować. Przemiana mentalna wymagała czasu, a ona nie miała go zbyt wiele. Dzięki wieloletniemu treningowi dość szybko opanowała sztukę chodzenia w butach na wysokim obcasie. Płynnym krokiem przeszła przez gabinet i wyszła na zewnątrz. Była sama. Zmysłowym ruchem ruszyła do głównego salonu. Musiała odzyskać przynajmniej buty... Znajdujący się w lokalu goście momentalnie zwrócili na nią uwagę.
- Monarell kochanie, pozwól tutaj - zawołała zza baru Gertruda. Elfka przemknęła przez salon.
- Wyglądasz uroczo - uśmiechnęła się burdelmama. Elfka nachyliła się do ucha kobiety.
- Potrzebuję figi – zaszeptała. - Mistrz Brok wysłuchał mojej prośby i uczynił mnie pełną kobietą!
Obie zdrętwiały na dźwięk jej głosu. Monarell ze swoim śpiewnym akcentem Północy mówiła ciepłym altem. Jej głos był uosobieniem wyuzdanej dziwki. Takiej barwie nie pozostałby obojętny żaden z goszczących tu mężczyzn.
- Moim zdaniem, to tym razem trochę mistrz przesadził - wyszeptała Gertruda. - Moje drogie dziecko, zamęczą cię na śmierć, jak tylko cię usłyszą.
- Nie szkodzi - odszeptała elfka. - Sama prosiłam o taki efekt. Za dwa tygodnie, jak się rozmyślę, obiecał dokonać lekkiej korekty.
Tłusta kobieta wybuchła śmiechem.
- Jeżeli wytrzymasz dwa dni, to ustanowisz rekord wytrwałości - zaśmiała się serdecznie burdelmama. Szpilka strachu przeszyła serce elfki.
"Najwyżej nie będę zbyt wiele mówić," przemknęło jej w myślach. Kobiety poszły za bar. Tam schodami na dół. Weszły do pokoju będącego garderobą.
- Mistrz prosił, bym przygotowała to na dzisiejszy wieczór dla ciebie - wyjaśniła Gertruda, pokazując przygotowaną kreację. Na łożu leżał skórzany kostium. Obcisły gorset, cieniutkie pończochy, obcisłe figi z tongiem ozdobione trzema łańcuszkami z wierzchu, długie do kolan skórzane buty na wysokich błyszczących obcasach, brylantowy ściągacz do włosów, czarne skórzane rękawice, sięgające do ramion i obcisła, krótka, skórzana spódniczka. Wszystko w kolorze czarnym. Do kompletu przygotowano, jedwabną, czarną obrożę wybijaną drobnymi brylantami.
Elfka bez słowa skargi założyła strój. Na koniec Gertruda nałożyła na oczy elfki czarną, skórzaną maskę. Monarell stanęła przed lustrem. Wyglądała jak dziwka. Bardzo ponętna. Na sam swój widok poczuła, jak jeszcze bardziej twardnieją jej sutki. Elfka wiedziała, że krasnolud przygotował ten strój jako kolejną, wymyślną torturę.
- Gotowa? - spytała Gertruda. Elfka westchnęła.
- No to idziemy - zawyrokowała burdelmama.
Monarell podążyła za nią.
Gertruda zaprowadziła ją do karocy. W niej oczekiwał zblazowany arystokrata. Był przystojny i wyuzdany. Jego jedwabny, biały kostium podkreślał perwersyjny, władczy charakter. Miał krótkie, kasztanowe włosy i bezwzględne, zimne, szare oczy.
- Hrabio, oto Monarell. Monarell, oto twój opiekun, hrabia Andreas ven Mittenkoch.
Hrabia podał przy wchodzeniu pomocną dłoń. Stangret zeskoczył zwinnym ruchem na ziemię i podszedł do burdelmamy.
- Kupujemy na własność – zawyrokował. - Wraz ze strojem damy!
- Dwadzieścia pięć tysięcy koron - podała cenę otyła kobieta.
- Masz trzydzieści. – Stangret wręczył trzy potężne sakiewki. - Zostawiła tu coś pani? - spytał elfkę.
- Drobiazg - odezwała się swym zmysłowym głosem dziwki elfka. Jego brzmienie wzbudziło uśmiech zachwytu u arystokraty. - Jeżeli panowie pozwolą za chwilkę wrócę.
- Janie, idź z panią - wydał polecenie hrabia. Jego niski, zimny głos brzmiał władczo.
Stangret posłusznie pomógł wyjść elfce z pojazdu i przepuszczając przodem ruszył za nią. Tancerka skierowała swe kroki na miejsce gdzie ukryła broń. Wolnym, powolnym ruchem, by nie zdenerwować stangreta wyjęła miecz z pasem. Jan odebrał podarek po czym oboje powrócili do powozu. Na bruku leżały zwłoki burdelmamy. Elfka bez słowa przeszła po nich i zasiadła naprzeciwko człowieka.
Stangret położył obok wicehrabiego jej broń. Wskoczył na kozła. Ruszyli.
- Piękny morderczy drobiazg Tancerko Monarell - rozpoczął konwersację wicehrabia. - Rozwiązałaś za mnie problem Broka. Powiedz, czego chcesz w zamian, zabójcza pani?
Monarell wyczuła niebezpieczeństwo. Napływająca adrenalina spotęgowała pożądanie.
- Veronikę Eidenauer - odrzekła miękkim altem.
- Chcesz ją zabić? - spytał wicehrabia.
- Owszem - wyznała Tancerka.
- To dobrze - zgodził się ven Mittenkoch swym zimnym, basowym głosem - To ja cię pokonałem Monarell, albowiem poprzednią tożsamość jasnowłosa, straciłaś razem z płcią. Jestem Andreas ven Mittenkoch powiernik zakonu Najświętszej Dziewicy Bertrudy i zgodnie z wolą kapituły zapewnię ci schronienie.
Monarell usłyszała zluzowanie cięciwy mierzącej do niej kuszy. Głęboko odetchnęła.
- Jestem Monarell córka Oll'vall'arra Tancerka Zagłady.
- Witaj w moim domu, siostro. Czy teraz zrobisz coś dla mnie moja słodka?
- Co tylko rozkażesz, panie - potwierdziła.
- Zajmij się moim rozporkiem - zakomenderował władczo arystokrata.
Monarell posłusznie klęknęła przed wicehrabią. Dotarło do niej, iż podstępny czar uzależnił jej wolę od jego głosu i kaprysu, że zrobi z zapałem wszystko, co jej rozkaże.
Tymczasem stangret skierował powóz na przejażdżkę po metropolii. Do jego uszu dochodziły urywane jęki nasilające się wraz z huśtaniem.
W promieniach wieczornego słońca wierny Jan uznał sytuację wewnątrz za beznadziejną i zajechał do rodzimego pałacu.
CZYTASZ
Dyskretny Urok Smoków
FantasyWitajcie w Bern, w mieście Czterech Stolic, w którym każdy dzień pobytu obnaża najskrytsze pożądania, zrywając bezpowrotnie okowy umiaru i nieśmiałości. Gdzie fortuny pojawiają się i znikają, gdzie odnajdziesz każdy rodzaj wyuzdania, gdzie demony po...