2.9 Raz na Tysiąclecie

107 10 65
                                    

Bern, Pałac Cesarski, Rok 4069, Noc z 24 na 25 dzień Pory Upału


- Dalej wściekła? - spytał spoczywającą na tronie Opiekunkę jej osobisty sekretarz, Karl.

- Nie, Karl. Zastanawiam się tylko, co takiego El'daMann zaoferował szlachetnemu posłowi, że ten nawet nie mrugnął na pozostawienie go w jego rękach – odrzekła, dyskretnie obserwując wesołą kompanię zgromadzoną wokół Alkadarra.

- Szlachetna Ulenmolinen także dała się wyprowadzić dzielnemu Kacprowi – zauważył ven Preicht.

- Łatwo poszło, Karl, i to mnie niepokoi – wyznała Veronica.

- Nie poszło wcale łatwo – odpowiedział. - Wszystkich krnąbrnych będziemy musieli nawrócić, bo potulni pójdą do SilV. Stracimy część własnych obywateli, a w dodatku przyjmiemy na siebie uderzenie przymierza! To nie jest wcale niska cena tych negocjacji...

- Łatwiejsza niż sądzisz, Karl. On prawie wcale się nie targował!

- Nie jest szaleńcem, wasza świątobliwość. Przybył tu zabiegać o przychylność Świątyni, a w zamian uzyskał sojusznika bardziej bezwzględnego niż samo SilV. O co się miał targować?

- Cesarstwo istnieje dzięki Świątyni. To kult Pani jest spoiwem łączącym nas w jeden naród, Karl. Nie utrzymamy swoich podbojów, nie skolonizujemy nowych terenów jeśli go zabraknie. Elfy, krasnoludy, nawet arrowie pojęli to już dawno, tylko ludzie mają z tym problem.

- Nie czuję się rzecznikiem całej ludzkości, ale pomimo zrozumienia zbawiennego wpływu Świątyni na nasz wewnętrzny spokój, coś w moim ograniczonym ludzkim umyśle podpowiada mi, że nie zdołamy nawrócić całego świata...

- Oczywiście, że nie, ale naszym celem nie jest władanie nad światem. W odróżnieniu od odurzonych ambicją synów Lorenii, jak i zaślepionych pychą dzieci Starego Imperium nie wierzę w szybko nadchodzącą erę ludzkiej dominacji. Za oceanem są krainy, na których nigdy nie stanęła ludzka stopa. Szaleństwem byłoby sądzić, iż uda się nam skutecznie zarządzać lądami, o których nic nie wiemy. Zdecydowanie świat dla nas to za dużo. Stary Kontynent wystarczy. Podbojem reszty zajmą się twoje wnuki.

- Zatem w końcu zerwiemy układ z SilV?

- Nie, Karl. Smocze klucze będą naszym najwierniejszym sprzymierzeńcem, ale nadejdzie czas, kiedy ich zabraknie...

- Znów upadną?

- Nie wiem, Karl, ale dręczy mnie wrażenie, że SilV było gotowe oddać znacznie więcej i chyba jest już zmęczone światowym przywództwem. Coś się szykuje, mam odczucie, że cały świat się zbiera na coś, co tylko dla nas ludzi zdaje się być nieuchwytne...

- Wszyscy wokół szykują się do wojny z SilV – powiedział powoli adiutant, starając się podążyć za tokiem myślowym Opiekunki.

- To skutek, nie przyczyna. Wszystko idzie tak gładko, tak prosto, jakby ktoś ustawiał figury na właściwych miejscach przed nową partią szachów!

- Podobno raz na tysiąclecie bogowie rozgrywają nową partię. Tak twierdzą niektórzy z arrskich magów – uśmiechnął się blado.

- Zatem dzisiaj rozpoczęliśmy nową grę – odrzekła Veronica. – Zabawmy się zatem, póki wola najwyższych nie zmusi nas do walki.

- Jestem do usług - potwierdził, ofiarowując swoją rękę charakterystycznym gestem zaproszenia do tańca.

- Jestem do usług - potwierdził, ofiarowując swoją rękę charakterystycznym gestem zaproszenia do tańca

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Dyskretny Urok SmokówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz