Rozdział 6 Aaron

16 3 0
                                    


Wyszedłem z sali jadalnej i poszedłem prosto do swojego mieszkania. Chyba mnie nie poznała. Przedstawię jej się w odpowiednim czasie. Ma bardzo wybuchowy charakter i nie wiem czy mnie zaakceptuje.

Wieczorem miała odbyć się gala wyboru, na której nie zamierzałem być. Oj co to to nie. Nie lubiłem takich formalnych wieczorów, szczególnie, że czułem się na nich jak jakieś zwierzątko w zoo. Co do jednego byłem pewny, Thalia zostanie przypisana do mnie. Nasze moce najbardziej ze sobą współgrały.

Dzisiaj u Lexa spowodowała krowtok z nosa. Prawdopodobnie była moją przeznaczoną. Miała ogromną moc, z której nie zdawała sobie pojęcia; przed nią jeszcze test kamieni w sali wyboru. Z pewnością jest czerwonym diamentem. To tylko kwestia formalności.

Jeśli proroctwo mówi prawdę, to ona będzie jak jej prapraprababka. Duża presja będzie na niej ciążyć. Na razie niech się zaklimatyzuje. Chciałem żeby czuła się u nas dobrze, a szczególnie w moim towarzystwie.

Podczas naszych rozmów zauważyłem, że mamy podobne zainteresowania, i że uwielbia herbaty owocowe, a w szczególności brzoskwiniową. Zdążyłem już zapełnić całą jedną szafkę w kuchni tą herbatą. Mówiła też, że lubi gotować. Może w końcu kuchnia w tym mieszkaniu do czegoś się nada.
Tak naprawdę nie chciało mi się spać i to była tylko wymówka by się wymknąć od chłopaków.

Wyjeżdżam w Alpy i wracam dopiero jutro wieczorem. Zabrałem torbę i już miałem wychodzić, gdy właśnie wszedłem w kogoś z impetem. I tą osobą masz ci los była Tari.
-Przyłapany!- wykrzyczała zziajana i zamknęła drzwi z impetem.

Wyraźnie chciała coś jeszcze od razu dodać, ale złapała ją zadyszka. Opierała się o drzwi i próbowała zasłonić je całym ciałem.
Jakbym chciał to bym się teleportował, potrafiłem ominąć zaklęcia i zabezpieczenia.

Rzuciłem moją torbę podróżną na sofę i podniosłem ręce to góry w geście kapitulacji i usmiechnąłem się szeroko. Nikt mnie tak nie bawił jak ta kobieta, a nawet nie próbowała być zabawna.
- Nigdzie nie jedziesz, lecisz, ani nie płyniesz w tym momencie. Należą mi się jakieś wyjaśnienia do jasnej margaryny!- powiedziała, gdy już ochłonęła. Jej teksty mnie bawiły niesamowicie, dawno nie spotkałem osoby z tak dużym dystansem.
- Że co? Kto w ogóle używa takich słów- roześmiałem się

- Nie próbuj zmieniać tematu. Podejrzewałam już coś wcześniej, wydawałeś mi się zbyt miły- dodała z przekąsem
- O dziękuję, wszyscy uważają mnie za gbura- odpowiedziałem jej
- zaznaczyłam słowo,, Wydawałeś". Możemy porozmawiać na poważnie?- i usiadła na sofie - Dlaczego bałeś mi się pokazać. Dobrze nam się rozmawiało. Bałeś się, że znajomość ze mną zaszkodzi twojej reputacji?- była na mnie obrażona, słychać to było w jej głosie

- Skądże, to nie tak. Przy naszym pierwszym spotkaniu się pokłóciliśmy, zaszło nieporozumienie, chciałem zacząć od czystej karty. Przyznaje, że trochę wykorzystałem twoją chorobę co nie powinno mieć miejsca. Mam nadzieję że mi to wybaczysz.
- Dobra, zapomnijmy na chwilę o tamtym. Mam dużo ważniejsze pytanie. Dlaczego mamy wspólne mieszkanie?

No i tym pytaniem zbiła mnie trochę z tropu. To Pan Vincento powinien jej wszystkie formalności wyjaśniać, a nie ja, nie należałem do osób które lubiły się z czegoś tłumaczyć.
- Zaszło może jakieś nieporozumienie?- Tari ponowiła pytanie
- Skądże. Nie ma żadnego nieporozumienia- odpowiedziałem spokojnie

- Przydzielając pokoje, siedziby i mieszkania Zarząd kieruje się umiejętnościami, pozycją społeczną i tym podobne. Z racji twojego niesamowitego popisu na teście trucizn chciano przydzielić Cię do dwunastki. Nikt nie wiedział, jakie masz umiejętności poza testem, gdyż twoje moce dalej były nieodkryte. W twojej karcie przyjęcia także niczego nie było. Potem przyszedł na zebranie Pan Vincento i przyniósł jakiś stary zwój. Okazało się, że były na nim słowa twojej prapraprababki. A przynajmniej tak nam się wydaje, bo ona jako jedyna miała podobny wynik na teście trucizn. Valentina była jedną z najznakomitszych jacy kiedykolwiek uczęszczali do tych progów. Przed jej urodzeniem powstała przepowiednia mocy. Wszyscy myśleli, że to jej się tyczyła, zresztą ona nikogo nie wyprowadzała z błędu. Dopiero po jej śmierci odkryto, że zostawiła kolejną przepowiednię, do której ma tylko zarząd dostęp.

-Tak więc ta Valentina- kontynuowałem- zażyczyła sobie, by ta osoba, która osiągnie taki sam lub wyższy wynik od niej, mieszkała w tym konkretnym mieszkaniu, tak jakby coś tutaj ukryła. Powiedziała, że będzie to jej wnuczka. Nie wiemy czy jesteś z nią spokrewniona, będę starał się dowiedzieć więcej szczegółów, dlatego jadę w Alpy. Jak wiesz mieszkanie jest nowe, zostało wyremontowane. Jak już tu się wprowadziłem było w stanie idealnym, dodałem jeszcze parę ulepszeń.

Tali nic nie mówiła, nawet razu mi nie przerwała, co było dziwne.
- To ma sens, faktycznie tajemnicza z niej kobieta- powiedziała po chwili- Ale że zarząd się zgodził na coś takiego? Że chcieli posłuchać jakiegoś głupiego testamentu?
- Jej rodzina należała do założycieli tej akademii, podobno pochodziła z królewskiego rodu.
- Ok, jeszcze dziwniejsze, ale tutaj już nic nie powinno mnie zdziwić.
- Byłaś u Vincento?- byłem ciekaw ile staruszek jej powiedział
- Byłam tylko na chwilę. Tak w skrócie domyśliłam się, że ty to ty, a on powiedział mi, że lecisz za granicę. Ciekawe jest, że nikt nawet z twoich bliskich znajomych o tym nie wiedział, a on tak. No i jeszcze dowiedziałam się o ceremonii przyjęcia i wyboru. Strasznie się stresuję, to ma być dzisiaj.

- Nie ma czym, uwierz. Dadzą ci kogoś do pary, dostaniesz szczegółowy plan zajęć, wybierzesz swój szczęśliwy kamień i jeszcze zjesz pyszną kolację. Coś jak ślubowanie albo komunia. Dasz radę.

- A co jeśli coś się stanie dziwnego?

- Nic złego się nie wydarzy, jutro wracam to pogadamy. Jadę dowiedzieć się czegoś więcej o tej przepowiedni. Po drodze odwiedzę może także drugą Akademię, która znajduje się w Szwajcarii. Widzimy się jutro wieczorem złotko

Zabrałem torbę z sofy na której wciąż siedziała i wyszedłem. Naprawdę musiałem dowiedzieć się więcej o przepowiedni jej babki.
Wyszedłem tyle co za drzwi, a usłyszałem jak coś z impetem upadło na podłogę. Już miałem się wracać, gdy usłyszałem przez drzwi:
- Po prostu się potknęłam o dywan, nic mi nie jest- krzyknęła, po czym dodała- Tak na przyszłość, pozbądź się tego dywanu, jeśli można, jestem uczulona na kurz, dywany źle wpływają na moje samopoczucie.
- I na ilość siniaków także- dodałem - Postaraj się przeżyć do jutra wieczora w jednym kawałku, dopóki mnie nie będzie.

Skończywszy  to do niej mówić, oddaliłem się szybkim krokiem do windy. Ta kobieta była niemożliwa. Może i jej moce były imponujące, lub takie mają  być, ale w kolejce po koordynację ruchową to ona nie stała. Chyba coraz bardziej zaczynała mi się podobać.

AltarizOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz