Rozdział 5 Thalia

11 4 0
                                    


    Obudziłam się w ciemnym pomieszczeniu i gwałtownie zamrugałam oczami. Strasznie mnie piekły. Choć wysilałam wzrok, to nie widziałam co znajdowało się w pokoju i gdzie się znalazłam.

Aczkolwiek łóżko było bardzo wygodne. Nie było mi ani za zimno ani za ciepło, a mimo to czułam, że się pocę. Moje kończyny były bardzo odrętwiałe. Czułam się jak po wspinaczce, która skończyła się upadkiem. W myślach powtarzałam sobie, żeby nie panikować. Musiałam teraz myśleć z zimną krwią. Nie mogłam im dać satysfakcji, byłam stanowczo zbyt młoda, żeby umierać albo zostać kaleką.

    Po pierwsze, przypomnij sobie co robiłaś wcześniej. No tak, test trucizn. Przypomniałam sobie słowa Davida; jeśli uda mi się zregenerować, to mogłam liczyć na stałe miejsce zamieszkania i stabilizację finansową do końca życia, które jak na razie było totalnie do dupy.
    Wiele razy w życiu miałam zakwasy, ale tym razem bolało mnie tak, że non stop miałam ochotę płakać. Ponadto nic nie widziałam. Oczy piekły niemiłosiernie. Straciłam wzrok. Tego byłam na sto procent pewna.

    Czy mają jakąś terapię lub magiczne sztuczki które mi pomogą? A może po prostu wyrzucą mnie na zbity pysk? Albo lepiej, zabiją? Byłam wyjątkowa.
Według samej siebie oczywiście, wypiłam w końcu bardzo dużo tych trucizn.
Daj sobie czas, regeneruj się, myśl pozytywnie, odbuduj swoją mentalność. Spokój, dobra energia......tak.

-Ale ty jesteś Thalia głupia- powiedziałam tym razem na głos.
-No skoro tak uważasz...- odpowiedział mi niski męski głos

- Kto tutaj jest? Gdzie ja jestem? - powiedziałam drżącym głosem, a mimo to starając się brzmieć pewnie
- U siebie, to twoje mieszkanie- powiedział głos, po czym dodał - Jak się czujesz?

Wszyscy w tej cholernej akademii non stop pytali się mnie, jak się czuję. Jakby nie mieli dziwnych tradycji, to bym się kuźwa dobrze czuła.

- Tak, jak się czuje kaleka i największa ofiara losu, jeśli wiesz co mam na myśli- odparłam z przekąsem
- Cóż, powiedzmy, że kiedyś przechodziłem przez to co ty- odpowiedział mi głos

Taaaa, to też każdy tutaj mówi

- Ale ja nic nie widzę!- weszłam mu w pół zdania, narzekając
- Co jeśli mi zostanie tak już na zawsze?- przysięgam, że byłam jedną z tych osób co kochały narzekać, by sobie ulżyć ale tym razem nie hiperbolizowałam

- Nie martw się złotko, wtedy postaramy się odnowić twój wzrok, mamy uzdrowicieli którzy potrafią czynić cuda. Już lepiej? Uspokoiłem cię trochę?- wstał bo usłyszałam skrzypniecie fotela, na którym wcześniej siedział.

Ani trochę mnie nie pocieszył

Zbierało mi się na wymioty.
- Przepraszam...eee..., czy mógłbyś mi przynieść trochę wody?- już dawno bym to zrobiła, ale moje kończyny odmawiały mi posłuszeństwa.
- Jasne, co tylko zechcesz złotko- odpowiedział nie dawszy mi zapytać o nic więcej i wyszedł z pokoju.

    Po chwili przyniósł mi wodę i wyszedł bez słowa. Nawet nie zdążyłam na niego nakrzyczeć, żeby mnie nie nazywał ,,złotkiem". Kim był? Jednym z diamantów może?

    Przez parę kolejnych dni przychodził do mnie co jakiś czas i pilnował aby niczego mi nie brakowało. Okazał się być uprzejmy i zabawny, nie to co ten dupek na którego wbiegłam niosąc książki z biblioteki. Tamten to miał tupet dopiero.

    Mijały dni,a moja choroba przechodziła różne dziwne fazy. Zdążyłam stracić i odzyskać węch, słuch, smak, zapach.... widocznie trucizna dotykała wszystkich zmysłów. Najgorzej mi jednak było po starcie głosu. Byłam gadułą i nie ukrywałam tego przed nikim.

AltarizOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz