ogień

31 9 3
                                    

Noc to była bezgwiezdna i zimna. Mała świeczka obok łoża Hongjoonga rzucała na ścianę tańczące cienie. Chłopak leżał tuż obok źródła światła, przy krawędzi materaca, który mógłby bez problemu zmieścić nawet trzy osoby. Marzł bardziej niż poprzednich nocy. Chłód doskwierał mu już od początku pobytu na Wietrznej Górze, jednak właśnie tej nocy poczuł, jaki jest zmrożony od środka. Próbował otulić się ciaśniej pierzyną, lecz nie mogło mu to już bardziej pomóc. Rozbudzony nasłuchiwał huku wiatru uderzającego o ściany pałacu i świszczącego w szparach okien.

Myślał o tym, jak ciepłe byłoby czyjeś ciało, gdyby nie leżał tu sam. Mógłby się wtedy ogrzać i może nawet spokojnie zasnąć. Nie zaznał w swoim życiu nigdy takiego luksusu, jakim było zaśnięcie obok kogoś i nie sądził, by kiedykolwiek mogło się to zdarzyć. Ciepło drugiego ciała było zarazem ogniem. Mogło go nie tylko sparzyć, ale nawet spalić na popiół.

Musiała już mijać trzecia godzina po północy. Zupełnie bezsilny wobec sytuacji książę wykopał się spod przykrycia i wsadził stopy w skórzane trzewiki. Okrył się jeszcze dodatkową szatą i po cichu opuścił pokój.

Skradał się głównie po omacku w stronę kuchni. Podejrzewał, że w tamtych okolicach będzie cieplej ze względu na niemal nieustannie rozpalone piece. Było przejście obok sali jadalnej, niezbyt szeroki korytarz, a potem przedsionek z szafkami, odzieniem do pracy, przyborami do sprzątania i koszem na drwa. Od kuchni dzieliły te miejsce jeszcze jedne dwuskrzydłowe drzwi, ale Hongjoong wiedział, że za ścianą obok nich jest piec, zatem już w przedsionku powinna być znacząca różnica temperatury w porównaniu do innych komnat.

Jakiś czas błądził po pałacu. Zadanie odnalezienia kuchni nie było wcale tak proste, jak mu się wcześniej zdawało. W ciemności wszystkie korytarze wyglądały tak samo, a na domiar złego zewsząd dobiegał huk wichury. W pewnym momencie zapomniał, na którym piętrze obecnie się znajduje. Natrafiał na dziwne schody, przejścia, zakręty i sam już nie wiedział, czy je wcześniej widział.

Uratowało go nikłe światło na samym końcu korytarza. Podążył ku niemu ślepo, jak ćma. I faktycznie, gdy podszedł bliżej, zrobiło się jakoś cieplej. Rozpoznał wreszcie duże drzwi sali jadalnej. Kilka kroków dalej z zagłębienia w ścianie sączyło się światło. Zajrzał do środka, w obawie, że ktoś już tam jest, jednak z tej perspektywy nie miał szansy za wiele zobaczyć. Mógł jedynie stwierdzić, że źródłem zbawiennej jasności była mała świeczka postawiona na podłodze w przenośnym świeczniku.

Hongjoong ostrożnie zagłębił się w wąskie przejście. Starał się iść bezgłośnie, choć zapewne już wcześniej nawet najmniejsze odgłosy, jakie wywołał poniosły się echem po pałacu. Był już zmarznięty, zmęczony i generalnie miał dość. Jeśli przy piecu siedział jeden z służących, z chęcią do niego dołączy.

Na krótkiej drewnianej ławeczce przykryty kocem leżał skulony Seonghwa. Wisiały nad nim fartuchy i szczotki, a on oddychał miarowo z zamkniętymi oczami.

- To ja - odezwał się szeptem Hongjoong. Rozpoznał, że chłopak tylko udaje, że śpi. Leżący powoli uniósł powieki i spojrzał na postać zwabioną przez ciepło.

- Myślałem, że znów ktoś wygoni mnie do łóżka. Ale dodatkowe koce nic nie pomagają - westchnął.

- Zimno mi - wyznał. Ten prostu komunikat zabrzmiał w jego ustach niezwykle szczerze. Aż poczuł się przez to trochę bezbronny.

Książę Lodu podniósł się do siadu i wskazał miejsce obok. Hongjoong za to nie poruszył się ani o milimetr. Bał się sparzyć.

- No chodź. Za ścianą jest piec, więc tu ci będzie cieplej - zachęcił.

Hongjoong w końcu się poddał i zajął miejsce. Gdy siadał, coś opadło mu na ramiona. To Seonghwa podzielił się z nim kocem.

Sytuacja była to dziwna, ale na dwie godziny przed świtem nie powinno się od kogokolwiek oczekiwać podejmowania racjonalnych decyzji. Być może gdzieś na granicy świadomości Hongjoong zdawał sobie sprawę, że jego postępowanie przynieść może niechciane konsekwencje, lecz ludzka potrzeba ciepła okazała się w nim silniejsza.

Ramię przy ramieniu, udo przy udzie. Krew tętniąca w żyłach i mrowienie w kończynach. Ten dotyk roztapiał jego skostniałe ciało. Nawet jeśli miałby spłonąć, nie odsunąłby się.

- Nigdy nie przeżyłem tak zimnej nocy - odezwał się, spoglądając na Seonghwę. Jego twarz była nieco inna niż w świetle dnia. Miał zmęczone oczy i spuchnięte policzki. Lśniące włosy znajdowały własne drogi przez czoło, skronie i szyję. Poza tym chłopak miał wilgotne usta przypominające czerwone porzeczki.

- Na pewno w Krainie Ognia macie inny klimat - wypowiedziały te kuszące wargi.

- Owszem. Jest mi bardzo zimno - powiedział to jeszcze raz. To tak, jakby błagał o pomoc.

Seonghwa ujął palce Hongjoonga w obie dłonie. Ten drugi wstrzymał oddech oniemiały. Słyszał swoje bicie serca. Myślał, że zaraz pękną mu tętnice.

- Nie dziwię ci się - stwierdził Lodowy Książę, posyłając zmarzniętemu towarzyszowi troskliwe spojrzenie. - Nie jesteś przyzwyczajony. Ale zaraz się ogrzejesz. - Potrzebujesz jeszcze czegoś?

Ciebie.

- Dziękuję - wypowiedział na głos.

- Jeśli kiedykolwiek będzie ci zimno, to mnie znajdź. Dobrze?

Honjoonga zaczęło coś drapać w tyle gardła. To więżące napięcie oplotło się wokół jego płuc, nie pozwalając mu zaczerpnąć powietrza.

Nie maż się. Jesteś księciem. Książę może co najwyżej uronić łzę co kilka lat na uroczystości pogrzebowej.

Nie wiedział jak pozbyć się słów wkładanych kiedyś w niego jak żyletki. Przecież ostrza dawno zarosły i stały się częścią niego. Niewidoczną, lecz integralną.

- Dobrze? - powtórzył Seonghwa. Nie potrafił niczego odczytać z bladej twarzy przyjaciela. Nagle zamilkł, a iskra życia wygasła w jego ciemnych oczach.

W końcu otrzymał odpowiedź w postaci sztywnego skinienia głową. Uznał to za wystarczające. Oparł się o stłoczone fartuchy wiszące za nim. Pociągnął Hongjoonga za ramię, żeby zrobił to samo, jednak głowa chłopaka niespodziewanie opadła mu na ramię. Obserwował, jak mięśnie na jego szyi się rozluźniają, a powieki przymykają. Czuł ciepły, drżący oddech na swojej skórze. I jedną ciepłą kroplę. Kolejną. Rzęsy Ognistego Księcia pokryły się deszczem spływającym po jego zarumienionych policzkach na ramię, o które się opierał.

To był cichy, kojący płacz, jakiego w Krainie Ognia nigdy nie zaznał. Po raz pierwszy Lodowy Pałac okazał się dla niego cieplejszy niż własny dom. 

O tym, jak spłonął lód | SeongJoongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz