przybycie

39 10 6
                                    

Zmęczone nogi Księcia Ognia pokonywały kolejne tuziny schodów, a stopnie nie dość, że liczne, to były jeszcze śliskie. Na co dzień nie miał problemów z kondycją, jednak ta wieczna wędrówka do Lodowego Zamku mogłaby się już skończyć. Znużony podróżą i wspinaczką starał się nie wyglądać na zmęczonego i nie powłóczyć nogami, żeby zachować ognistą dostojność, jak przystało komuś o jego pochodzeniu.

- Witamy! - rozległ się wesoły głos niemłodego już mężczyzny i dopiero, kiedy Hongjoong w końcu zdołał go dojrzeć nad głowami przewodniczek prowadzących pochód, zdał sobie sprawę, że schody się skończyły, a stało się to dość niefortunnie, bo przez zgubienie gruntu pod nogami i zachwianie się niezręcznie na jednej nodze. Miał tylko cichą nadzieję, że nikt tego nie dostrzegł, kiedy w zdenerwowaniu wygładzał wzburzone przez ten wybryk włosy.

- Długą drogę przebyliśmy w odwiedziny, więc przyjmij nas ciepło, Królu Lodu! - pozdrowiła go Królowa Ognia z szerokim uśmiechem na twarzy i ten uśmiech było słychać nawet w jej donośnych słowach. Zdziwiło to jej syna, bo kobieta nieczęsto pokazywała tak barwnie swoje uczucia, była raczej powściągliwą osobą, ceniącą sobie poważną aurę.

Nareszcie przystanęli, a ich eskorta rozpierzchła się na boki i placyk, na którym stali, nagle okazał się znacznie większy, niż sobie początkowo Hongjoong wyobrażał. Podłoże pokrywały piękne kafle zdobione na podobieństwo płatków śniegu, a dalej wznosił się strzelisty pałac z pięcioma wieżami i rozetą tuż przy dachu frontowej ściany. Przybyły książę tak zapatrzył się na cuda lodowej architektury, że kompletnie nie zorientował się, że to już jego kolej na powitanie. Jego matka dotknęła niemal niezauważalnie jego ramienia i wtedy ocknął się, rzucił królowej przepraszające spojrzenie, po czym wystąpił do przodu w stronę drobniejszej i zgrabniejszej od Króla Lodu osoby, stojącej po jego prawicy. Osoba ta odziana była w szkarłatną tunikę, przyozdobioną na piersi złotą wstęgą. Rękawy miała długie i szerokie - spływały prawie do kolan lodowego dziedzica, trzymającego dłonie złożone przed sobą.

- Wielkim zaszczytem jest zjawienie się u progów twego pałacu, księżniczko - powiedział niezbyt głośno, jednak wystarczająco, by stojąca przed nim osoba go usłyszała. Oczekiwał aż zgodnie z etykietą poda mu dłoń do ucałowania, lecz nic takiego się nie stało i wtedy książę uniósł oczy po raz pierwszy na jej twarz i to, co ujrzał, wywołało w nim niemałą konsternację.

- Niezmiernie mi miło... - Próbował znaleźć słowa, które mogłyby go wyciągnąć z opresji, jednak żadne sformułowanie nie pasowało mu do tego, co widział. Nie miał pojęcia, czy uroda kobiet z tego rejonu świata była ostrzejsza, czy może to on sam kompletnie się pomylił i tak naprawdę od początku jego spotkanie miało odbyć się z księciem.

- Mi również. - Osoba stojąca przed nim posłała mu delikatny uśmiech i ukłoniła się lekko, po czym dała mu niewidoczny znak, by wrócił na swoje miejsce.

Książę Ognia powoli się odwrócił i zajął miejsce obok swojej matki. Chciał się zapaść pod ziemię. Może nawet spłonąć. A wraz z nim powinien runąć cały ten przeklęty Lodowy Pałac wraz z „księżniczką", która okazała się księciem.

Jeszcze nigdy nie czuł się tak upokorzony i to w dodatku swoją własną nieuwagą. A dopiero się tu zjawił. Czuł na sobie wzrok Lodowego Księcia i nie mógł tego znieść. Był poza tym pewien, że jego blade zwykle policzki nabrały koloru mocnej czerwieni, może nawet tak głębokiej jak tunika gospodarza.

Znów poczuł dotknięcie matczynej dłoni na ramieniu, tak delikatne jak podmuch wiatru, ale tak ostre jak sztylet.

Wziął głęboki, bezdźwięczny wdech i się wyprostował. „Nieważne, co się dzieje, nie okazuj słabości" - prawie słyszał te słowa, które często wypowiadała matka. Więc stał dalej na zimnym placu, otoczony problemami nadchodzących dni. 

O tym, jak spłonął lód | SeongJoongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz