uścisk dłoni

37 9 2
                                    

Sala biesiadna okazała się jeszcze piękniejsza niż reszta pałacu, choć Hongjoong myślał, że to niemożliwe. Mimo zdobień na ścianach i wyrzeźbionych kwiatów ciągnących się od podstaw kolumn aż po sam sufit, pomieszczenie nie sprawiało wrażenia przesadnego. Jeszcze jedna rzecz rzucała się w oczy po wejściu, choć początkowo nie odróżniała się niczym poza swoim blaskiem od otoczenia. Kryształowy żyrandol spływał po środku łańcuchami szlifowanych kamieni. Mieniły się z każdym najmniejszym poruszeniem. Hongjoong stojąc jeszcze w progu z uniesionymi oczami szukał dokładnego źródła światła w tej chmurze blasku, ale zdawało się ono wydobywać z samych kryształów, wszystkich razem i każdego z osobna. Dla niego było tu zdecydowanie za jasno, nie tylko w sali biesiadnej, ale w ogóle - w pałacu. Z kolei stali mieszkańcy tej imponującej budowli sprawiali wrażenie być przyzwyczajonych do takiego stanu rzeczy. Nie dało się ukryć, że Hongjoong wychowywał się w niewielkim zamku wzniesionym z bazaltu - czarnego kamienia wulkanicznego, którego w ich kraju nie brakowało. Pomieszczenia wyglądały tam na znacznie mniejsze i przytulniejsze, a tu - w Lodowym Pałacu - przez ogrom wolnej przestrzeni wokół czuł się niemal nagi. Nie mógł odmówić, co prawda, temu miejscu uroku, ale oczywistym dla niego było, że tu nie pasował.

Kątem oka dostrzegł, że ktoś się do niego zbliża od strony stołu. Walczył ze sobą, by nie spuścić wzroku ze wstydu. To był Książę Lodu. Uśmiechał się uprzejmie, a Hongjoongowi udało się tylko wymusić blady uśmiech i skinięcie głowy na powitanie.

- Wolisz usiąść z rodzicami, czy na końcu stołu?

Ta propozycja go zdziwiła. Myślał, że z góry przydzielą mu miejsce i cały wieczór spędzi na chwaleniu potraw, których nigdy nie znał (i wolał nie poznać) po to, by przypodobać się przyjacielowi matki.

- Każde miejsce będzie dla mnie zaszczytem - odparł oficjalnym tonem. Książę mógł się do niego zwracać jak do kolegi, nawet mu to nie przeszkadzało, ale sam musiał uważać, by nie stracić twarzy (po raz kolejny). Ogarnął jeszcze szybko wzrokiem salę w poszukiwaniu Królowej Ognia.

- Nasi rodzice mają swoje sprawy. Moj ojciec chciał wyjaśnić pewne rzeczy, ale nie ma powodu, dlaczego ja nie mógłbym tego zrobić. Poza tym pewnie jesteś już zbyt zmęczony na udawanie.

"Dlatego nie powinniśmy siadać razem", przeszło mu przez myśl, ale długo jeszcze milczał. Nie rozumiał skąd w Lodowym Księciu taka życzliwość. Natychmiast zaczął go podejrzewać o knucie przeciw niemu.

- To jak? - przechylił figlarnie głowę. Jak dziecko. Hongjoong sam nie wiedział, czy ten gest wywołał w nim zaufanie, czy zniszczył jego resztki.

- Jeśli mnie Książę zaprasza, to chętnie z Księciem usiądę... Przepraszam, chyba nie zapoznaliśmy się należycie. Jestem Kim Hongjoong. Syn Królowej Ognia. - Wyciągnął do niego dłoń, a jego spojrzenie zrobiło się niesłychanie chłodne jak na Człowieka Ognia.

- Seonghwa - przedstawił się. Po prostu. Uścisnął dłoń Hongjoonga i leciutko nią potrząsnął. Cała powaga interakcji wyparowała. Lodowy Chłopak wcale nie rozsiewał złowieszczej aury i to zbijało Hongjoonga z tropu.

- Zatem Seonghwa... Książę... Po pierwsze, pragnę cię przeprosić. Usiądziemy?

I tak Hongjoon wykorzystał okazję, by wyjaśnić, że zaszło to istnie okropne nieporozumienie i nie miał najmniejszego zamiaru ubliżać Księciu Seonghwie nazywając go księżniczką w listach, czy to przy pierwszym spotkaniu. Nie chciał wyjść ani na kogoś kto się naśmiewa, ani na złośliwca, był po prostu niewystarczająco uważny i popełnił gafę.

Śliwkowy kompot w grubym szkle obok kryształowych naczyń był jedynym kontrastem do tej obezwładniającej bieli i to na nim skupił swoją uwagę mówiąc. Kwaśny róż z kawałkami pływających w nim owoców. Kompot był cierpki, ale dobry i popijał co jakiś czas po łyku, by nie zostać przytłoczonym przez tę jaśniejącą przestrzeń wokół. I uważny wzrok Seonghwy - znaczy się - Księcia Seonghwy. Hongjoong musiał niezwykle uważać, by jednak nie nazwać go po imieniu, bo mówił trochę tonem dzieciaka z podwórza, z którymi się bawił, gdy mu jeszcze pozwalano wychodzić.

- Oni tak do końca nie chcieli nas zeswatać, ale... - Seonghwa założył łokieć za oparcie krzesła, przekrzywiając się w bok. Biała koszula napięła się na wyeksponowanej piersi i wcięcie w dekolcie odsłoniło więcej skóry. Zdawała się taka czysta, jakby nawet spojrzenia jej wcześniej nie dotykały. Spływał po niej z karku pojedynczy wisiorek o głęboko szarym kolorze. Wcześniej musiał przykrywać go materiał ubrania, bo dopiero teraz Hongjoong zwrócił nań uwagę.

- Przepraszam, co? - uniósł nagle wzrok, zdawszy sobie sprawę ze swojej chwilowej duchowej nieobecności. Uniesiony znacząco kącik ust u Seonghwy tylko wzmógł zmieszanie. Chyba robiło mu się gorąco, a Lodowy Książę dobrotliwie zmienił pozycję na wyprostowaną i oparł łokcie o stół, ignorując etykietę.

- Chyba jesteś zmęczony, prawda? Nie chcesz już wrócić do komnaty?

- Dziękuję za propozycję, ale wcale nieźle się bawię na tym niewielkim przyjęciu. Zresztą nie podano jeszcze deseru.

- Nie podano nawet dania głównego. Ale możesz zażyczyć sobie zjeść sam. Żaden problem.

Hongjoong wziął głęboki wdech.

- Niekoniecznie. Chciałbym, byśmy wrócili do tematu. Jakie plany mają dla nas Król Lodu i Królowa Ognia?

Seonghwa cicho parsknął.

- Bardzo jest surowa twoja mama? Musisz do niej mówić Wasza Wysokość? - Poczekał chwilę, ale jego rozmówca nie był w nastroju na żarty, więc przeszedł do sedna. - Chodzi o pakt transportowy. Mój ojciec potrzebuje drogi handlowej przez Krainę Ognia do portu w celu sprzedaży minerałów za Morzem Płomiennym. Z kolei twoja matka planuje wybudować drogi przez góry.

- Całkiem logiczne - skomentował Hongjoong. Wreszcie podano mięso. Był to jakiś rodzaj ptaka w sosie z pieczarek. Może bażant lub coś podobnego. - Co nie jest jednak dla mnie logiczne, to nasz - tu wskazał dyskretnie dłonią na siebie i Seonghwę - udział w tym pakcie.

- Tak, jak powiedziałem, nie chodzi o ślub, chodzi o coś więcej. Traktaty handlowe nie były z nami od wieków. Krainy walczyły o terytoria i nawet po pobraniu opłat niezorganizowane szajki napadały wozy w imię patriotyzmu. Tu potrzeba czegoś silniejszego. Chcą symbolu braterstwa. W dodatku nasi rodzice boją się o niespodziewane pogorszenie stosunków. Wiesz zresztą, jakie królestwa potrafią być niestabilne, bo to wszystko rządzone przez słabych ludzi, podatnych na wpływy. Nikt nie jest nieugięty. Za to z więzią dwóch młodych następców, z takimi twarzami pokoju międzykrainnego, mają większe poczucie stabilności. Choć nic nie jest wiecznie na swoim miejscu, to oczywistość.

Hongjoong nakładał sobie surówkę, która (przynajmniej tak mu się zdawało) składała się głównie z buraków, a on za nimi wręcz przepadał. Problem stanowił głównie ich potencjał do barwienia niepożądanych rzeczy, takich jak obrus, koszula, czy okolice ust. Musiał niezwykle uważać przy ich jedzeniu, ale był gotów na te poświęcenie.

- Więc ślubu nie będzie? - podsumował Hongjoong, jednak otrzymał niejednoznaczne spojrzenie.

- Ślub? Tak, jak mówiłem... Oczekuje się od nas znacznie więcej. Oczekuje się przyjaźni.

O tym, jak spłonął lód | SeongJoongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz