lód

30 10 10
                                    

Poranek był jak kubeł zimnej wody. Hongjoong poczuł się jeszcze bardziej zmrożony od środka niż zeszłego wieczoru. Ogarnęło go naglące uczucie, że powinien jak najszybciej stąd wyjechać i już nigdy więcej nie patrzeć Seonghwie w oczy. Gdy zaczął się w pośpiechu pakować, przypomniał sobie, że gdyby pogoda się polepszyła, to przecież już byłby w drodze. Jednak wokół pałacu wciąż hulał złowieszczy wiatr, a niebo spowijała ciemność.

Rozgorączkowany chłopak zwolnił i przysiadł na krawędzi łoża. Wiedział, że kiedy zbliżał się do Seonghwy, przestawał racjonalnie myśleć. Mógłby wyjawić przed nim największe sekrety i powierzyć mu swoje życie, a zdałby sobie z tego sprawę dopiero po jego odejściu. Tracił przy nim panowanie. Za bardzo mu ufał. To wszystko nie mogło prowadzić do niczego dobrego.

Hongjoong całkiem nieźle radził sobie z misją ignorowania obecności Lodowego Księcia na śniadaniu, dopóki wesoły głos nie dotarł do jego uszu.

- Pragnę coś ci pokazać. Jest w pałacu jeszcze jedna komnata...

- Czy to coś ważnego? - przerwał. Popijał wodą kozi ser, bo wielki kawałek utknął mu w gardle. Nie potrafił go przełknąć. - Jeśli nie ma to związku z naszymi obowiązkami, to pozwolę sobie odmówić. Wybacz, ale jestem dziś zajęty - powiedział sucho. Ukłuło go coś między żebrami.

- Och...

Nawet nie patrząc na Seonghwę, nie trudno było zgadnąć, jaki jest zawiedziony. Wielkiej siły woli wymagało od Księcia Ognia, żeby wstać od stołu, podziękować i bez zbędnych spojrzeń w tył opuścić salę. Musiał to zrobić teraz, bo jeszcze chwila, a by się rozpadł. Tam, na środku, pod żyrandolem miliona świateł, który podczas tych mrocznych dni ledwo posiadał jakikolwiek blask. Przechodząc pod nim prosił gwiazdy, by zrzuciły na niego kryształową lampę i zmiażdżyły jego płonne nadzieje.

Nie popełnił błędu, dlatego że płakał na ramieniu Seonghwy. To mógłby sobie wybaczyć, jakkolwiek upokarzające to nie było. Zbłądził, kiedy zapragnął mieć to ramię na co dzień.

A nic nie jest stałe - na co dzień. Powinien był to wiedzieć.

[][][]


W malutkimi pokoju blisko szczytu wieży siedział malutki chłopiec. Może jego ciało wcale tego nie odzwierciedlało - osiągnęło już przecież wiek dziewiętnastu lat, ale w środku tej skorupy Seonghwa czuł się okropnie niewielki. Siedział z podkulonymi pod brodę kolanami i podążał opuszkiem palca za wgłębieniami wyrytymi w ścianie. Coś w jego sercu pękło, kiedy został sam przy stole o poranku. I przyniosło wspomnienia. Co prawda same zdarzenia nie bardzo pamiętał, jednak uczucia im towarzyszące - te pamięta się na zawsze. Nie zdołał ich nigdy z siebie wykorzenić, więc nieraz odżywały w nim na nowo, paląc dopiero uleczone kawałki jego duszy.

Dlaczego. Dlaczego. Dlaczego.

Dlaczego musiał taki być. Dlaczego nie był wystarczający, by ktoś z nim pozostał.

Dlaczego.

Powtarzał to słowo w kółko w swojej głowie, aż zaczął je szeptać na głos i mocniej przyciskać palec do zimnych wzorów. Pobielała mu skóra.

- Dlaczego!

Uderzył głową o ścianę. Zaszlochał. Jego ręka powoli opadła na spotkanie z podłogą.

Został tam aż do wieczora, snując niemożliwe historie z pozostawionych przez kogoś dawno temu rysunków. Pokazał się komukolwiek dopiero na kolacji, nieco bledszy niż zazwyczaj, lecz wciąż dostatecznie dostojny.

- Skoro wszyscy już tu jesteśmy - odezwała się Królowa Ognia po tym, jak Seonghwa zajął miejsce (a były to trzy krzesła od Hongjoonga). Wszyscy zwrócili swoje oczy ku kobiecie w wąskiej sukience i o włosach upiętych w brunatny warkocz. Stała, opierając czubki palców o blat stołu. - Niezmiernie miło mi było gościć w progach Lodowego Pałacu. Żywię nadzieję, że to nie moja ostatnia wizyta w tej pięknej krainie. Zdołaliśmy omówić również wszystkie ważne kwestie dotyczące naszych państw, z czego jestem niezmiernie zadowolona.

Mówiła, a Seonghwa z każdym jej słowem kurczył się w sobie coraz bardziej. Zerkał kątem oka na Hongjoonga, lecz ten kompletnie pochłonięty był przemówieniem matki lub przynajmniej takie sprawiał wrażenie. On pewnie już nie mógł doczekać się powrotu do swojego ciepłego domu.

- Będziemy więc postępować, jak ustalono, a nasze krainy wiele na tym zyskają - kontynuowała. - Co do kampanii dotyczącej sojuszu, jestem gotowa zacząć ją od zaraz. Młody książę Seonghwa mile widziany jest w naszym zamku, kiedy tylko zapragnie przybyć. Szczególnie jednak zapraszam go na obchody święta gwiazd drugiego dnia października. Myślę, że to fantastyczna okazja na wprowadzenie świadomości o sojuszu wśród mieszkańców Krainy Ognia. - Uśmiechała się, choć był to uśmiech pozbawiony radości. Tylko uparte dążenie do celu. Przypominała w tym swojego syna. Lub to on przypominał ją. - Pozwolę sobie również oficjalnie was pożegnać i podziękować za gościnę. Zapowiada się okno pogodowe, więc jutro bądź w dniu następnym opuścimy to miejsce, liczę jednak na rychłe spotkanie. - Po tym skłoniła lekko głowę, a Król Lodu zaczął klaskać nieprędko swoimi pomarszczonymi dłońmi. 

- Jest nam bardzo miło! - wykrzyknął mężczyzna. - A teraz jedzmy!

Seonghwę ściskało w żołądku. Nie miał ochoty jeść. Nałożył sobie marynowane marchwie na talerz, żeby nie siedzieć zupełnie bezczynnie. Wciąż mimowolnie spoglądał w stronę Hongjoonga, lecz ten wydawał się nieporuszony. Uważnie przeżuwał kawałek mięsa w złocistym sosie.

Więc wyjeżdżał. Jutro. Niełatwa była to myśl, ale chyba jeszcze gorszą była ta, że Seonghwa niedługo miał udać się do Krainy Ognia i ponownie spotkać się z... No właśnie, z kim? Przez pewien czas myślał, że naprawdę są przyjaciółmi, ale może to tylko bajka, którą mają opowiadać mieszkańcom krain, by uwierzyli w siłę sojuszu. W obecnej chwili nie znalazł lepszego słowa na ich relację niż współpracownicy.

W końcu zabrał się za swoją marchew i przełknął gorycz nadchodzących zdarzeń. 

O tym, jak spłonął lód | SeongJoongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz