Po południu przekazano Hongjoongowi wiadomość, że Król Lodu wzywa go na spotkanie. Już od pierwszego dnia oczekiwał na moment, aż władcy krain wyrażą wobec niego swoje oczekiwania i rozkazy, aby mógł je należycie i sumiennie wypełnić. Z pewną ekscytacją zmierzał za posłanniczką do odpowiedniej komnaty.
Wszedł, ukłonił się lekko i zajął wskazane mu miejsce przy okrągłym stole. Pokój był niewielki, ale nie było w nim nic prócz tego stołu o średnicy niecałych dwóch metrów oraz pięknego żyrandola. Na ścianach zawisło jeszcze kilka portretów dostojnych ludzi, których Książę Ognia nie rozpoznawał.
- Szanowny książę... - zaczął powoli Król Lodu.
- Ojcze, już księciu opowiedziałem, jak mają się sprawy - wtrącił ostrożnie Seonghwa.
- Dobrze - starszy mężczyzna skinął głową. - Zatem wiesz już, mój drogi, że pragniemy rozpowszechnić przyjaźń twoją oraz mojego syna jako symbol traktatu między krainami?
- Owszem, nie jest mi ta informacja obca, wasza wysokość.
- Postanowiliśmy - tym razem zabrała głos Królowa Ognia - że aby przekonać lud do pokojowego nastawienia wobec obcej dotychczas krainy, najlepiej będzie, jeśli wasza dwójka wygłosi kilka przemówień i będzie widziana razem w miejscach publicznych.
- Jednak czy nie jest to niebezpieczne? - odezwał się Seoghwa, a Hongjoong posłał mu krótkie spojrzenie oceniając w głowie jego bezpośredniość i jednocześnie brak szacunku względem władców krain. Nie został wszakże poproszony o zabranie głosu.
- Nie ukrywam, że wiąże się to z pewnym ryzykiem - odpowiedziała rzeczowo dostojna kobieta, pochylając się nad blatem stołu i wbijając wzrok w bezbronnego Seonghwę. - Zapewnimy wam jednak wysokiej jakości ochronę. Taką, jaka tylko będzie możliwa. Ponadto, czy nie większym ryzykiem jest zaskoczenie ludu nowymi prawami i tym samym wprowadzenie chaosu oraz przemocy? Podjęcie ryzyka jest nieraz konieczne dla większego dobra. Pragniemy przecież pokoju między krainami, zgadza się? - Po tych słowach królowa zwróciła wzrok na swojego syna.
- Zgadza się, matko. Powinniśmy uczynić wszystko, co w naszej mocy, by nie dopuścić do zamieszek.
- Dokładnie tak - potwierdziła, zadowolona z odpowiedzi.
Książę Ognia jakoś mgliście pamiętał resztę spotkania. Król Lodu jeszcze coś tłumaczył, a jego syn kiwał głową i czasem coś dodawał od siebie posyłając Hongoongowi półuśmiech z drugiego końca stołu, lecz treść tych słów zagubiła się gdzieś we wnętrzu jego głowy. Być może wiedział, co go tak zszokowało, jednak dopuszczenie do siebie tej myśli było zbyt bolesne, więc czekał z tym do momentu, aż będzie sam.
Kiedy wrócił do komnaty, stwierdził, że to pomieszczenie jest za duże i przyprawia go o mdłości. Brakowało mu przytulnego pokoju wyścielonego dywanami i poduszkami, gdzie do niskiego stolika siadało się na wyłożonej macie. Natychmiast opuścił pomieszczenie i nogi poniosły go piętro wyżej. Zaczął się wspinać do jednej ze strzelistych wież. Wszystkie powierzchnie były tu tak samo błękitno-blade, za oknami też królowała biel śniegu, poprzecinana czasem szarymi skałami. Gdy zmęczyło go już wchodzenie po schodach, przystanął i zawiesił wzrok na drzwiach, którym brakowało klamki. Pchnął je lekko, spodziewając się, że będą zamknięte, jednak ku jego zdumieniu, drzwi gładko przesunęły się do wnętrza pomieszczenia.
Przekroczył próg, rozglądając się po meblach, które przykryto płachtami, zapewne aby nie zbierały kurzu. Nie było to zbyt obszerne pomieszczenie, Hongjoong zrobił zaledwie pięć kroków, a już był przy wielkim oknie wychodzącym na ogromną przestrzeń dzielącą Wietrzną Górę od kolejnych szczytów. Daleko w dole pienił się wąski potok. Wiele jednak chłopak nie mógł zobaczyć, ponieważ otwór zastawiono kratami. Wcześniej nie widział, by któreś z okien w tym pałacu tak wyglądało. Może to także ze względu na wielkość tego okna. Wszystkie inne były mniejsze, co zmniejszało ryzyko wypadnięcia przez nie. Hongjoong cofnął się i wrócił do oglądania pomieszczenia. Było przytulniejsze, niż inne komnaty, jakie tu widział. Przypuszczał, że to zasługa niskiego sufitu i wzorów wyrytych w ścianach. Przyjrzawszy im się z bliska, docenił kunszt artysty, który je tu pozostawił. Przedstawiały głównie rośliny i zwierzęta, lecz również kwiaty czy owoce odległych krain, jakich nie można było znaleźć nigdzie w pobliżu Wietrznej Góry.
Zorientował się, że się uśmiecha, dotykając opuszkami palców wgłębień w ścianie. Wypuścił całe powietrze jakie zalegało mu dotychczas w płucach. „Cóż za ciekawy i przyjemny pokój", pomyślał. Żałował, że to nie w tym miejscu miał spędzić najbliższe dni pobytu tutaj. Zamiast przytulnym pokojem, uraczono go zbyt wielką komnatą, która raniła jego oczy lodowym blaskiem. Z lżejszym sercem opuścił odkryte miejsce i kontynuował wspinaczkę w górę. Na szczycie schodów gwałtownie się cofnął, gdyż dostrzegł, że ktoś już tam stoi, ale odetchnął z ulgą, gdy zorientował się, że to Seonghwa. Wpatrzony w horyzont nie zdradzał znaków wyczucia obecności Hongjoonga, więc ten ostatni zaczął się wycofywać.
- Mogłeś po prostu zgodzić się na oprowadzenie cię po pałacu - odezwał się nagle, spoglądając na skradającego się chłopaka przez ramię.
- Wybacz, nie chciałem...
- Och, daruj sobie - przerwał mu. - Nadmierna uprzejmość źle działa na nerwy, szczególnie gdy jest tak nieszczera.
Hongjoong na moment zapomniał, jak się używa języka.
- Wcale nie jest tak łatwo cię przejrzeć. - Seonghwa machnął ręką i znów spojrzał gdzieś w dal. - Ale twoja mama ma niezwykłą zdolność wprawiania cię we wściekłość.
- Byłem zaskoczony - odparł spokojnie. Zdecydował się dołączyć do Seonghwy przy barierce. Było tu bardzo wysoko i pusto. Widział więcej nieba, niż kiedykolwiek wcześniej. Być może kilka kroków dzieliło go od wskoczenia na chmurę i opłynięcia na niej w dal, za morze. To byłaby przyjemna wycieczka.
- Więc spodziewałeś się po niej czegoś innego? - Seonghwa zadał słuszne pytanie. Oczywiście Hongjoong nie miał powodów, by spodziewać się, że Królowa Ognia wybierze bezpieczeństwo swojego syna ponad dobre stosunki polityczne.
- Jesteś zły? - znów odezwał się Seonghwa.
- Przecież mogłem się tego spodziewać. To moja wina, że byłem naiwny. - Wzruszył ramionami. Obserwował ptaki szybujące w dół doliny i zastanawiał się, po co wzbijają się tak wysoko. Czy tylko po to, aby spaść?
- Unikasz odpowiedzi.
Spotkał się z ciszą.
- No tak. Kimże dla siebie jesteśmy, żebyś mi odpowiadał na takie pytania... - Książę Lodu oparł łokcie o barierkę i nachylił się w stronę otaczającej ich pustki. Silny wiatr burzył mu włosy i naciągał skórę na twarzy. Wyglądał teraz mniej jak książę, a bardziej jak podróżnik. Taki, co lata na chmurach i zjeżdża po zboczach gór.
- A czy ty jesteś zły? - Hongjoong odwrócił pytanie.
- Oczywiście - Seonghwa niemal się oburzył. - Mimo, że nigdy nie zostałem zdradzony z taką łagodnością. Twoja mama potrafi sprzedać najgorszą truciznę jako szkatułkę złota. Mój tata nie zna technik manipulacji, ale i tak musiałem godzić się na każdą jego decyzję.
Książę Ognia słuchał z zainteresowaniem i zastanawiał się, w jakiej sytuacji mógłby wykorzystać te informacje. Lecz po co miałby je wykorzystywać? Wnet zorientował się, że rozmawia z sojusznikiem, a nie z wrogiem.
Przyjacielowi jest łatwiej cię zranić, bo stoi z tobą ramię w ramię.
T
e słowa pojawiły się w jego głowie i niezmiernie go zezłościły. Nie mógł powiedzieć, że matka go nie ostrzegała. Sama raniła go na najbardziej wyszukane sposoby i nawet nie zdawała się tym zbytnio przejęta. Może to ją powinien był trzymać na dystans. Może taki miał być morał jej nauk.
- Rozumiem - powiedział, łapiąc z Seonghwą kontakt wzrokowy. Otrzymał w zamian łagodny uśmiech. Zazdrościł Lodowemu Księciu tej lekkości, z jaką otwierał się przed drugą osobą. Jego czarne przydługawe włosy tańczyły wokół jego głowy i wyglądały teraz jak korona. Ale Seonghwa nie zdawał się królewski. Z pewnością Hongjoong też nie określiłby go mianem zwyczajnego, ale było w nim coś, co było mu bliskie. Trochę tak, jakby się już spotkali.
CZYTASZ
O tym, jak spłonął lód | SeongJoong
Fantasy„Hongjoong wiele razy zastanawiał się, gdzie jest jego gwiazda, o ile w ogóle tam jest. Był wykształconym młodzieńcem i pozornie racjonalnym, jednak nieraz nieostrożnie pozwalał swojej romantycznej duszy zaplątać się w sprawy przyziemnie nieistotne...