portret

37 9 11
                                    

Na dzień przed powrotem okazało się, że chmury zbierające się wokół Wietrznej Góry przyniosły ze sobą grad i pioruny. Wiatr był tak mocny, że odradzano wychodzenia na zewnątrz, a już szczególnie na szczyt wieży. Okna zostały pozamykane szczelnie okiennicami. Teraz, mimo że pałac sam w sobie był okropnie jasny, zapanowała ciemność. Oświetlenie wnętrza tego miejsca oparte było głównie na wykorzystaniu odbicia i rozproszenia światła, jednak przy takiej pogodzie pozostały im tylko świece. Pewnym już było, że dnia następnego nie wyjadą. Hongjoong spędził dzień na szkicowaniu. Poprosił po śniadaniu jedną z służących, żeby zdobyła dla niego trochę papieru i węgla. Pół godziny później nachylał się nad wąskim stolikiem przy ścianie w swojej sypialni i przelewał obrazy tańczące w jego głowie na papier. Zdążyła mu zdrętwieć ręka, kiedy usłyszał pukanie do drzwi.

- Proszę wejść - odpowiedział, nie odrywając się od swojego dzieła. Spodziewał się, że to ktoś z służby.

Odwrócił się dopiero, kiedy usłyszał znajomy rytm kroków. Jego wzrok wędrował od eleganckich butów, które stukały o podłogę, później przeniósł się na tkaninę spodni dopasowaną do długich, zgrabnych nóg. Dalej, w połowie ud zaczynała się jasnoróżowa tunika z gładkiego, połyskującego materiału, przewiązana na wysokości talii pasem. Poły tej części garderoby były rozchylone przy szyi tak, że odsłaniały obojczyki i środek klatki piersiowej prawie do końca mostka. Ramiona księcia kołysały się przy kolejnych krokach jak gałęzie wierzby na wietrze. Sam widok ciała Seonghwy onieśmielał Hongjoonga. Chwilę poświęcił na dojście do siebie i zdecydowanie, gdzie powinien patrzeć.

Oczy. Oczy księcia były pociągające. Trudno powiedzieć, kiedy dokładnie to się stało, ale w którymś momencie Hongjoong ich zapragnął. Patrzyły na niego tajemnicami odległych krain i wolnością chmur. Pragnął dać im się uwieść - granatowym perełkom z dna oceanu, jednak nie miał na to wymówki dla swojej racjonalnej części siebie. A to zawsze przesądzało sprawę.

- Nie nudzi ci się? - zagadnął Seonghwa i oparł się dłonią o krawędź stolika. Mimowolnie rzucił okiem na porozrzucane na blacie kawałki papieru wypełnione czarnymi pociągnięciami.

- Znalazłem sobie zajęcie - odpowiedział, zebrawszy się wreszcie w sobie. Podniósł się z krzesła, które przez jego nieuważny ruch trzasnęło o zdobioną posadzkę.

Obaj rzucili się do mebla, żeby wnet go poprawić. Głowy zbliżające się do siebie trzasnęły i po czaszkach książąt rozlał się ból.

- Przepraszam.

- To ja przepraszam.

- To przez moją nieuwagę.

- Jesteś gościem, niczym się nie przejmuj.

Ostatecznie to Seonghwa podniósł krzesło i odstawił je na miejsce. Zauważył, że na ziemię spadł jeden z rysunków.

- To nasz ogród? - spytał z ciepłym uśmiechem, unosząc papier z podłoża.

- Nasz...? - Hongjoong powtórzył zmieszany.

- To znaczy ten w Lodowym Pałacu - sprecyzował.

- Ach... Zgadza się. To on.

- Ładny. - Oddał mu pracę. - Mogę porysować z tobą?

Był zbyt zdziwiony żeby odpowiedzieć.

„Po co?"

„Czemu chcesz ze mną cokolwiek robić?"

„Co będziesz z tego miał?"

Te pytania krążyły po głowie Ognistego Księcia, kiedy drugi chłopak czekał na odpowiedź z odrobinę nieśmiałym acz zachęcającym uśmiechem.

- A co będziemy rysować? - To jedyne słowa, które przyszły Hongjoongowi na myśl.

- Chciałem narysować ciebie, żeby o tobie pamiętać, gdy odjedziesz. Ale nigdy nie trenowałem rysowania portretów. Uczyłem się głównie odwzorowywać rośliny i budowle.

Seonghwa wydawał się rozluźniony przy tej wymianie zdań, z kolei Hongjoongowi kręciło się w głowie od niezrozumiałych przekazów. Cóż to za gra i dlaczego nie znał zasad?

- Pomogę ci - zaoferował ostrożnie, a twarz Lodowego Księcia oblała się ekscytacją.

Już po chwili siedli skrzyżnie na podłodze (ponieważ komnatę zaopatrzono tylko w jedno krzesło) i patrząc na siebie nawzajem próbowali uchwycić charakterystyczne rysy tego drugiego. Nie było to łatwe zadanie, szczególnie z powodu wszechobecnego półmroku. Głównym źródłem światła były trzy świece, które przenieśli obok siebie na podłogę.

Seonghwa w kilka minut skończył swoje dzieło, jednak nie wydawał się być zbytnio ukontentowany rezultatem. Hongjoong, nie podnosząc się z podłogi, nachylił się nad jego kartką. Bez słowa chwycił nadgarstek chłopaka i poprowadził go, poprawiając niepewne pociągnięcia węgla.

- Postaraj się zauważyć w twarzy kształty i ich położenie względem siebie. Zastanów się nad odległością. Myślę, że możesz spróbować jeszcze raz - poradził mu Książę Ognia i wrócił do swojego portretu. Był naprawdę zadowolony z rozwianych włosów, które właśnie dopracowywał, mimo że w tym momencie powietrze stało zupełnie nieruchomo. Jednak takiego go widział - pełnego wolności.

- Hongjoong.

Gdy wypowiedział jego imię, zatrzęsła się ziemia.

- Hm? - podniósł wzrok na chłopaka z dumnymi, uroczymi oczami.

Seonghwa uniósł do góry skrawek papieru, na którym sporządził portret. Nie był bardzo realistyczny, ale był prawdziwy.

- Podobasz mi się.

- Co?

- Podoba mi się - poprawił się bez mrugnięcia okiem. Każdemu zdarzają się przejęzyczenia.

- Wyszło mi już lepiej, prawda? - Wydawał się zachwycony poczynionymi postępami.

- Jest naprawdę niezły - przyznał.

- A ty skończyłeś? - zaciekawił się i zaczął nachylać się, żeby zobaczyć swoją twarz na papierze.

Serce Hongjoonga zabiło nagle mocniej. Odsunął się, przyciskając do piersi pracę.

- Och! Przecież węgiel zostawi ślady na odzieniu! - zmartwił się Seonghwa widząc, co zrobił jego towarzysz.

- Masz rację - przyznał, odsuwając od siebie kartkę. Dłonie Księcia Lodu już tam były, żeby pomóc mu pozbyć się brudu, jednak niefortunnie uczyniły tylko więcej szkody.

- Przepraszam...

- To tylko kawałek materiału. - Hongjoong machnął ręką.

- Mam nadzieję, że da się to uprać.

- Nic się nie stało.

- To bardzo piękna szata.

Patrzyli na siebie w nieco niezręcznej atmosferze.

- To chcesz zobaczyć? - zapytał wreszcie Hongjoong.

Seonghwa w odpowiedzi pokiwał głową.

Był naprawdę piękny. Chyba piękniejszy niż w lustrze. Nie miał pojęcia, że ktoś kiedykolwiek zobaczy w nim taką dostojność. Oglądał zafascynowany każdy szczegół.

- To ja? - wykrztusił z niedowierzaniem.

- A kto inny?

- To piękne, ale nie sądzę, żebym był aż tak niezwykły.

- Jesteś.

O tym, jak spłonął lód | SeongJoongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz