rozdział ósmy - lustro

26 2 0
                                    

Wczorajszego popołudnia przyjechała do obozu policja. Zabrali ciało Nicka i robiła przesłuchanie z niektórymi odnośnie tego, czy wiedzą, jak do tego mogło dojść. Nie byłem w stanie z nimi rozmawiać. Ani z kimkolwiek innym. Odkąd William mnie stamtąd zabrał, cały czas leżałem w łóżku. Nie poszedłem na kolację, a całą noc wpatrywałem się w sufit. Nie mogłem pojąć tego, że coś takiego mogło się wydarzyć. Nie chciałem tego pojmować. Mimo tego, że Nick był moim byłym, to byliśmy przy sobie blisko. Był dla mnie jak brat.

Było już rano. Dosłownie przez całą noc nie zmrużyłem oka. Wyglądałem jak trup. Przewróciłem się na drugi bok i poczułem z drugiej strony łóżka, że coś się rusza. William podniósł się do siadu. Poczułem na sobie jego wzrok.
- Śpisz? - Spytał cicho. Nadal miał zaspany głos, a jednak brzmiał, jakby nie spał od jakiegoś czasu.
- Nie - Odezwałem się słabo. Poczułem jego dłonie na swojej talii. Przytulił mnie, a ja skuliłem się lekko.
- Idziesz na śniadanie? - Odezwał się po dłuższej chwili. Nie miałem ochoty na nic. Tym bardziej na wstawanie z łóżka.
- Nie - Powtórzyłem. Westchnął lekko. Przytulił mnie do siebie odrobinę mocniej i pocałował mnie delikatnie w kark.
- W takim razie, zostanę tu z tobą - Uśmiechnąłem się lekko mimowolnie. Odwróciłem się w jego stronę i wtuliłem się w niego.
- Kochany jesteś - Stwierdziłem.

Leżeliśmy razem z dwie godziny, a może więcej? Nie miałem kompletnie poczucia czasu. Nagle ktoś wszedł z hukiem do naszego pokoju. Spojrzałem niechętnie w tamtą stronę. W drzwiach stała Kira i wyglądała tak, jakby cały jej entuzjazm wrócił do niej z dwa razy mocniejszą siłą.
- Co tak leżycie? - Spytała, kładąc dłonie na swoje biodra. - Nie spać! Nie spać! Zapierdalać! - Krzyknęła. William roześmiał się, a ja uśmiechnąłem się głupio.
- Naprawdę nie mam ochoty wstawać - Oznajmiłem.
- Ja sprawię, że będziesz miał ochotę - Powiedziała zadowolona. - Ale wpierw mój braciszek musi się stąd ulotnić.
- Aha? Czemu ja? - Zapytał smutno.
- Bo tak powiedziałam, bakłażanie. Idź mi stąd - Założyła ręce na piersi. William wstał, a ja wyciągnąłem do niego ręce, niczym takie dziecko, które chce na rączki.
- No muszę iść no. Wyrzucają mnie z własnego pokoju - Powiedział z pretensjami, a następnie wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
- Wstawaj - Powiedziała rozkazująco Kira.
- Nie - Burknąłem i odwróciłem się na drugi bok, aby być do niej plecami. Stanęła koło łóżka tuż nade mną.
- Tak - Powiedziała stanowczo, a ja jęknąłem niezadowolony
- Cios poniżej pasa - Stwierdziłem. Podniosłem się do siadu i spojrzałem na nią zmarnowany życiem. Naprawdę nie chciałem dziś nic robić.
- Żałobę przetrwasz w samotności po obozie - Zaczęła mnie nauczać. - Ale jak narazie jesteś tutaj z nami i nie ma co się zasmucać. Masz jeszcze nas, tak? - Pokiwałem głową.
- No więc właśnie. Trzeba coś zrobić! - Krzyknęła radośnie. Zaciągnęła mnie do łazienki.
- Wpierw zajmiemy się twoją fryzurą.
- Po co? - Mruknąłem niezadowolony.
- Po nico. Tak dla fabuły - Stwierdziła i wyjęła z torebki rozjaśniacz. Zmarszczyłem brwi.
- Ty serio masz wszystko - Skomentowałem.

Siedzieliśmy tam z półtora godziny, mecząc się z moimi włosami. Bardziej to Kira się męczyła, bo raczej nie wiedziała, co robi. Koniec końców skończyłem z rozjaśnioną grzywką. Spojrzałem na siebie w lustrze i uśmiechnąłem się lekko.
- Pasuje ci - Skomentowała.
- Dziękuję - Przytuliłem ją.
- Nie ma za co - Oznajmiła i zaczęliśmy sprzątać. Po jakimś czasie do pokoju wrócił Will. Podszedłem do niego i uśmiechnąłem się głupio.
- Wow - Skomentował, oglądając moje włosy.
- Ładnie - Dodał. - Nie wierzę, że moja siostra ci to zrobiła.
- Ej! Słyszę to! - Krzyknęła Kira z łazienki, sprzątając resztki. Will przewrócił oczami, a ja zaśmiałem się lekko.
- Idziemy na obiad? - Spytał chłopak. Zanim zdążyłem odpowiedzieć, że nie, to Kira odezwała się szybciej.
- Tak! - Pojawiła się magicznie obok mnie. - Jake też idzie.
- No dobra - Odpowiedział Will. Ubrałem klapki i wraz z nimi wyszedłem z pokoju, idąc na stołówkę.

Po obiedzie zabraliśmy się grupą nad jezioro. Henry postanowił, że nauczy dzisiejszą młodzież pływania na kajakach. Nie narzekałem, ale w sumie to wolałem zostać w hotelu. Gdy każdy się szykował, zakładał kapoki itp., to przyszło mi jakieś powiadomienie. Zmarszczyłem brwi i wyjąłem telefon. Wiadomość od nieznanego numeru. Wszedłem w nią i zobaczyłem jakiś filmik. Zawahałem się lekko, lecz koniec końców kliknąłem go. Wyświetliło mi się jakby małe podwórko. Było ciemno, a na środku leżał pies. Był to chyba jakiś kundel, nie wiem, nie mogłem dostrzec, jaka to rasa. Wyglądał na rannego. Nagle podszedł do niego jakiś człowiek. Wyglądał na faceta. W dodatku trzymał jakieś narzędzie w ręce. Była to chyba siekiera. Mężczyzna się zamachnął i zanim uderzył psa, zdążyłem to wyłączyć.

Co to kurwa miało być?

Nagle mnie ktoś zawołał. Odwróciłem się w stronę Williama, który zmierzał do kolejki, aby wziąć nasz kajak. Poszedłem w jego stronę, chowając telefon do plecaka.

Wróciliśmy dopiero pod wieczór, idealnie na kolację. Chciałem na nią nie iść, ale William powiedział, że po takim wysiłku powinienem coś zjeść. Usiedliśmy na swoich miejscach i zacząłem niechętnie kąsać bułkę.
- Słyszeliście, co mówili w wiadomościach? - Spytała nagle Kira.
- Co takiego? - Odpowiedziała Lilly.
- Ponoć na tych terenach jest sekta i to jakaś niebezpieczna. Wyznają jakiegoś swojego Boga, któremu muszą oddawać ofiary i to nawet z ludzi - Opowiedziała wkręcona.
- Zmyślasz - Stwierdziła Jasmine.
- Mówię to, co mówili w telewizji - Wzruszyła ramionami, powracając do posiłku.

Sekta?

Niedługo po tym jak wróciliśmy do pokoju, poszedłem się umyć, a następnie chciałem się już położyć. Byłem cholernie zmęczony, patrząc na to, że nie spałem całą noc i jeszcze byliśmy na kajakach. Położyłem się do łóżka, gdy William się kąpał i nawet nie wiem kiedy, ale zasnąłem.

Otworzyłem oczy. Leżałem na czymś twardym oraz zimnym. Leżałem na ziemi. Podniosłem się szybko i rozejrzałem się wokół. Byłem na polanie, na której znaleźliśmy Nicka.

Co ja tu robię?

Nagle usłyszałem, że ktoś podszedł do mnie od tyłu. Zakrył mi oczy, a mnie sparaliżowało.
- Zgadnij kto! - Krzyknął. Znałem ten głos. Ale co on tu robił?
- Nick?... - Wyszeptałem i odwróciłem się. Nikogo za mną nie było. Usłyszałem śmiech. Należał on do Nicka.
- Nick? - Spytałem głośniej, ale głośniejszy stał się również jego śmiech.
- Nick, gdzie jesteś?! - Krzyknąłem przerażony, rozglądając się na boki. Nie mogłem nic dostrzec w tej ciemności.
- Nick! - Krzyknąłem. Wszystko zaczęło robić się ciemniejsze. Nagle stałem w samej czerni, jakby w nicości.
- Nick? - Spytałem, nie słysząc już jego śmiechu. Zostałem sam. Sam w kompletnej nicości.

Obudziłem się, gwałtownie siadając do siadu. Oddychałem szybko.
- Nick.. - Szepnąłem i dotarło do mnie, że on nie żyje.

To był tylko sen.

Odetchnąłem lekko, aby się uspokoić. Wstałem i ruszyłem w stronę łazienki. Załatwiłem się i zacząłem myć ręce. Przepłukałem zimną wodą twarz i spojrzałem w lustro. Sparaliżowało mnie. Odszedłem dwa kroki w tył. Nie widziałem siebie w lustrze. To był Nick. Stał i patrzył się na mnie. Uśmiechał się delikatnie, ale nie był to miły uśmiech.
- To twoja wina - Odezwał się czyiś szept. Zaszkliły mi się oczy i odszedłem jeszcze dwa kroki w tył, zderzając się nagle ze ścianą.
- To twoja wina - Tajemniczy szept powtórzył się tym razem głośniej. Nagle zaczęło dość głośno piszczeć mi w uszach. Zakryłem uszy, zamykając oczy. Gdy piszczenie ustało, znów spojrzałem w lustro. Widziałem siebie.

dream camp Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz