Wstałem idealnie na obiad. Obudziłem Williama i poszedłem się ogarnąć, aby wyglądać jakkolwiek. Ubrałem się i poszedłem do łazienki. Przy okazji znów musiałem zwymiotować. Obiecałem sobie, że już nigdy tyle nie wypiję.
Poszliśmy na stołówkę i zajęliśmy miejsca. Od samego zapachu robiło mi się niedobrze, ale musiałem się zmusić do jedzenia. Nie jadłem nic chyba od poprzedniego dnia, a nie chciałem znów zemdleć. Nie chciałem, aby znów były ze mną jakieś problemy.
Po chwili do naszego stolika dosiedli się Scarlet oraz Simon. Uśmiechnęli się do nas, witając się. Chwilę po nich przyszła do naszego stołu kelnerka, podając nam jedzenie. Każdy zajął się jedzeniem oraz swoimi rozmowami.
- Sim - powiedziała cicho Scarlet. - Potrzebuję nowych tabletek uspokajających.
Chłopak zdziwił się widocznie.
- Te są nieodpowiednie, czy jak?
- Są za mocne - Oznajmiła dziewczyna. Nie chciałem podsłuchiwać, ale siedzieli obok mnie i tak jakoś wyszło. Wróciłem do skubania jedzenia, którego nawet nie zamierzałem jeść, głównie bawiłem się nim.Może ja bym potrzebował tych tabletek?
Zamyśliłem się. W sumie był w o dobry pomysł. Mogłem się o nie przecież zapytać. Nie zdawałem sobie jednak sprawy z tego, że mógł to być mój błąd.
Po obiedzie wyszliśmy na dziedziniec i zaczepiłem Scarlet, mówiąc Willowi, że dołączę do niego później, bo chce poznać jego znajomych.
- Mam dość dziwne pytanie - zacząłem, a ta spojrzała się na mnie dziwnie.
- No? O co chodzi? - Spytała i założyła ręce na piersi.
- Niechcący podsłuchałem twoją rozmowę z Simonem - przyznałem się. - Tą o lekach.
- No i?
- Jak działają te leki dokładnie? Bo chyba bym ich potrzebował...
- Powinny uspokajać, ale dla mnie są chyba zbyt mocne, bo wywołują drgawki i takie tam.
- A... Chciałabyś... Oddać mi je? Mogę nawet zapłacić! - Powiedziałem prędko.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł... One są na receptę - powiedziała niepewnie.
- Jeżeli będą skutki uboczne to ci je oddam - obiecałem.
- No dobrze... - Zgodziła się nadal niezbyt przekonana.Poszliśmy w stronę budynku, w którym znajdował się jej pokój, do którego szybko trafiliśmy. Stanąłem w drzwiach, a dziewczyna zaczęła przeszukiwać swoją torebkę. Po chwili podeszła do mnie i wręczyła mi do ręki pomarańczowe pudełeczko. Mimowolny uśmiech wkradł mi się na usta.
Może w końcu będę normalny.
- Na prawdę dziękuję. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy - powiedziałem wdzięczny.
- Spoko, ale uważaj na siebie. To są serio mocne leki. Bierz jedną tabletkę dziennie, abyś nie przedawkował - wyjaśniła. Kiwnąłem głową.
- Tak jest, pani doktor - uśmiechnąłem się szerzej i schowałem pudełko do kieszeni spodni.Poszedłem do swojego pokoju, gdzie Will zaczął pakować plecaki.
- Wybieramy się gdzieś? - Zapytałem zdziwiony, zamykając za sobą drzwi.
- Gdy cię nie było, przyszedł Henry i oznajmił, że idziemy w góry - wyjaśnił.
- Nie chce mi się - jęknąłem niezadowolony, sięgając po swój plecak. Zacząłem pakować najpotrzebniejsze rzeczy. W tym również scyzoryk oraz leki.
- Mnie też - mruknął i walnął się na łóżko. Odłożyłem plecak i położyłem się obok niego. Dałem mu całusa w policzek.
- O której jest zbiórka? - Usiadłem mu na biodrach.
- Za jakieś dziesięć minut, a co? - Uśmiechnął się zadziornie.
- A nic. Na co liczysz, kotku? - Zachichotałem cicho i nachyliłem się nad nim, aby być blisko jego ust.
- No nie wiem - poczułem, jak położył dłonie na moje biodra. Złączyłem nasze usta w delikatnym pocałunku, kładąc dłonie na jego policzki. Oderwałem się po chwili od niego.
- Ale ja cię kocham! - Pisnąłem, bawiąc się jego policzkami, niczym jakaś starsza pani. Zacząłem całować całą jego twarz. Skrzywiłem się po chwili.
- Musisz się ogolić - stwierdziłem z naburmuszonym wyrazem twarzy.
- No dobra - przewrócił oczami i wsunął dłonie pod moją bluzę. Zarumieniłem się mocno. Odwróciłem od niego wzrok.
- Muchomorek - powiedział żartobliwie.
- Sam jesteś muchomor - burknąłem obrażony.
- Zachowujesz się jak Kira podczas okresu.
- Aha? Obrażasz mnie? - Założyłem ręce na piersi, patrząc mu wyzywająco w oczy. Pochwali chłopak zrobił szybki ruch i nagle leżałem pod nim. Zarumieniłem się mocniej, czując dodatkowo motyle w brzuchu.
- Nie obrażam cię - złożył delikatnego buziaka na moich ustach. Dotknąłem jego nosa.
- Pip - powiedziałem głosem małego dziecka i zaśmiałem się cicho. Uśmiechnął się głupio. Spojrzałem na zegarek.
- Chodźmy już może - zaproponowałem.
![](https://img.wattpad.com/cover/358543652-288-k416548.jpg)
CZYTASZ
dream camp
TerrorJake to siedemnastoletni chłopak, który tego lata wyjechał ze swoimi przyjaciółmi na swój wymarzony obóz. Jednak podczas wyjazdu zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Przy okazji, choroba Jake'a zaczyna się bardziej ujawniać, nad czym chłopak nie potra...