Rozdział 11

1.8K 111 54
                                    

Przez cały wieczór siedziałam jak na szpilkach i tylko czekałam, aż Sara zjawi się w moim pokoju. Może było to głupie, jednak ja nie miałam właściwie nic innego do roboty. Zack mnie nie odwiedził, co akurat było dla mnie dobrą informacją. Dziewczyna również, nie zawitała do pomieszczenia, najpewniej zajęta pracą.

W okolicy godziny dwudziestej pierwszej poszłam wziąć prysznic. O dziwo, wszystkie moje kosmetyki i część ubrań leżały poskładane w torbie, obok drzwi wejściowych. Najpewniej, to Zack ją tutaj przyniósł, chociaż w tym momencie niezbyt mnie to obchodziło. Tak jak cała jego osobistość. Nie chciałam pamiętać, że go znam.

Wykąpałam się, aby następnie ubrać się w najbardziej wygodne ciuchy. Padło na dresowy komplet, którego nie nosiłam od dłuższego czasu, zwyczajnie się w niego nie mieszcząc.

Znowu przypomniałam sobie o dziecku, a w moich oczach pojawiły się łzy. Chyba nigdy się z tym do końca nie pogodzę. Zawsze będzie to jakaś część mnie. Nawet, gdy będę mieć następne dzieci, to on, na zawsze będzie miał specjalne miejsce w moim matczynym sercu.

Później, starając się otrząsnąć ze smutnych myśli, usiadłam na szpitalnym łóżku, gotowa do możliwie najszybszego opuszczenia tego miejsca. Cieszyłam się możliwością ucieczki, jednak moją głowę nawiedzało wiele strasznych myśli.

Co jeśli Zack wcześniej zabierze mnie do domu? Co, gdy ktoś nas przyłapie? Co jeśli blondyn postanowi zostać tu na noc? Co jeżeli zobaczy, jak wychodzimy ze szpitala? Co jeżeli wrócimy do domu, a ten ponownie mnie pobije?

- I jak tam? - usłyszałam radosny głos dziewczyny, która otworzyła drzwi mojego pokoju. - Jesteś już gotowa?

- Nie jest za wcześnie? - zapytałam, głową wskazując na zegar w pomieszczeniu. Według niego mieliśmy dopiero godzinę dwudziestą drugą dwanaście. Wydawało mi się, że wcześniej wspominała o północy.

- Właśnie za późno. - wydawała się zdziwiona. - Wiem, że miałam przyjść o pełnej godzinie, ale musiałam jeszcze pomóc jednej pacjentce, i jakoś tak się zeszło. - wytłumaczyła się pobieżnie.

- Ale mówiłaś.. - zaczęłam, jednak szybko odpuściłam temat. Chyba godzina nie jest, aż tak istotna. - Nie ważne.

- No to chodź. - wystawiła do mnie dłoń, którą ja z radością przyjęłam. - Jakby ktoś się pytał, to idziemy do bufetu, zrobić niespodziankę komuś, na kim bardzo Ci zależy. W sumie, nawet nie ważne kto to będzie: tata, mama, brat. Jeden pies. - machnęła ręką, a na mojej twarzy pojawił się cień uśmiechu. Wydawała się okropnie roztrzepana, jednak także ogromnie miła i pomocna.

Przeszłyśmy przez korytarz i udałyśmy się do windy. Wprawdzie nikt nie popatrzył się na nas krzywo, jednak dla mnie, ta wędrówka była mocno niekomfortowa (głównie, przez ciągły, stopniowo wzrastający strach). Cholernie bałam się, że blondyn akurat w tym momencie, postanowi ponownie pójść do mojej sali, w celu odwiedzin.

Widziałam, że dziewczyna uśmiechała się do każdej minionej położnej czy pielęgniarki, lekarzy i innych pacjentów. Sama chciałam czynić podobnie, aby nikt nie musiał zwracać na mnie większej uwagi. Potrzebowałam wtopić się w tłum, a nie skupiać na sobie dodatkowe pary oczu.

Nawet nie wiem kiedy, Sara wyprowadziła mnie tylnymi drzwiami, i podprowadziła do stojącego tam samochodu. Byłam wtedy chyba w zbyt dużym szoku, gdyż nawet nie pamiętam kiedy znalazłam się w aucie.

Cóż...Czułam się dziwnie. Od przeszło roku próbowałam wymyśleć dobry plan, znaleźć idealny moment, uciec z tego piekła. Zawsze ktoś, albo coś stawało mi na drodze, do upragnionego celu. Wolności. Mój mózg próbował chyba aktualnie uświadomić sobie, że to już koniec, że jestem zupełnie wolna. Że nikt mnie więcej nie skrzywdzi.

Kobieta Mafii 2 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz